rozdział 1

262 20 18
                                    

Tej nocy Rudy przez długi czas nie mógł zmrużyć oka. Jego odkrycie, tak niepokojące i intrygujące zarazem, zdołało bardzo skutecznie spędzić mu sen z powiek. Przy czym, rzecz jasna, noc ta nie była całkowicie bezsenna. Kilka razy bowiem udało mu się zdrzemnąć. Owszem, drzemki te były krótkie, trwały co najwyżej kilkanaście minut, ale lepsze to było niż nic. Rudy chętnie by tą niecałą godzinę snu docenił, gdyby nie fakt, że podczas tych kilku drzemek miał... wizje, o ile można było tak to nazwać. Ilekroć zamykał oczy wpierw, jak wiadomo, widział jedynie ciemność, ale zaraz potem... Nie, nawet nie wojska niemieckie maszerujące na Warszawę, samoloty bombardujące budynki, uciekający ludzie, strzelaniny czy śmierć. Zamiast czegokolwiek związanego z wojną, widział tylko siebie. Siebie, klęczącego na podłodze i duszącego się kwiatami, z trudem łapiącego powietrze. Siebie — bladego, chorego, słabego i całkowicie bezbronnegoBezbronnego wobec stosu białych, poplamionych jego własną krwią róż, rosnącego z każdą chwilą u jego kolan. Po prostu bezsilnego.

Wiedział, że był chorowity. Wiedział, że nawet zwykłe wirusy u innych powodujące jedynie zwykłe przeziębienie, u niego mogły się rozwinąć w poważną chorobę. Ale czy nawet z tak słabym zdrowiem możliwe było, by nagle w jego organizmie znalazły się kwiatki? Przecież nie jadł żadnych roślin ani nic, nie spożywał też w ostatnim czasie niczego podejrzanego. A nawet jeśli, to z tego, co było mu wiadomo, substancja, może nawet trucizna, powodująca rozrost kwiatów w ludzkim ciele nie istniała. Dlaczego więc kasłał różami? Czy kiedykolwiek w historii świata coś takiego się zdarzyło? Jeśli tak, to co było tego powodem? Czy było to na przykład badane? A jeśli nie, to czy on był wyjątkiem? Czy to jego organizm był jakiś stuknięty, czy to on sam wszystkiemu zawinił? Wkrótce też w jego głowie aż roiło się od coraz to bardziej szczegółowych pytań.

Dlaczego chorował?

Z jakiego powodu?

Czy była to tylko czasowa infekcja czy długotrwałe schorzenie?

Czy da się takie coś wyleczyć? 

Jeśli tak, czym i w jaki sposób?

Jak dużo czasu to zajmie?

Jeśli nie, jak można zminimalizować występowanie ataków?

Czy istnieje ktokolwiek, kto wie coś na ten temat?

Czy Rudy może liczyć na jakąkolwiek pomoc? Porady, wyjaśnienia?

Gdzie może ich szukać?

Czy w ogóle jakieś są?

Czyją winą była ta choroba?

Kogoś z jego otoczenia?

Jego przyjaciół, rodziny, organizmu, bakterii, wirusów, róż, czegokolwiek?

Ale najgorsza nie była ilość pytań czy ich szczegółowość, a to, że na żadne z nich nie znał odpowiedzi.

Nic więc dziwnego w tym, że pod wpływem tak pesymistycznych myśli i negatywnych emocji dostał kolejnego ataku, w efekcie którego znów wypluł kilkanaście białych płatków róży. I znów, tak samo jak podczas jego snów czy wizji, jakkolwiek to nazwać, poczuł się bezbronny. Tak bardzo, że jedynym, dosłownie jedynym co mógł w tym momencie robić było usilne błaganie Boga o to, by żaden z członków rodziny się nie obudził. I czy to przez przypadek nikt go nie usłyszał, czy też modlitwy podziałały — nie wiedział. Grunt w tym, że ani gdy kasłał, ani gdy zbierał kwiaty i wyrzucał je do kosza, ani nawet kiedy kładł się z powrotem do łóżka, nikt do jego pokoju nie wszedł. Co jak co, uznał to za błogosławieństwo.

Rano nawet nie fatygował się, by w jakikolwiek sposób powstrzymać czy choćby ograniczyć zmęczenie. Nie starał się też, ba, nawet nie próbował ukryć, lub przynajmniej zminimalizować worów pod oczami, które to widniały wyraźnie na jego twarzy. Uznał, że wybuch wojny będzie wystarczającym wytłumaczeniem na niemal całkowicie bezsenną noc. Szczególnie, gdy doda się do tego fakt, iż Rudy od zawsze wielce przejmował się losem ojczyzny. Do tego stopnia, że praktycznie każda krzywda wyrządzona Polsce była jednocześnie krzywdą wyrządzoną Rudemu. Więc w takiej sytuacji kłamstwo, że nie spał z powodu emocji, które wywołała na nim tak tragiczna wiadomość, chyba nie było zbyt wielkim kłamstwem. Chyba jeszcze nie zaliczy się do grzechów ciężkich.

Różane kłamstewka | Rośka hanahaki AUWhere stories live. Discover now