Od rana na uczelni panowało poruszenie. Niby wszytsko było okej-studenci jak zwykle hałasowali, oblegali stołówkę, uczyli się, dyskutowali lub stresowali się jakimś egzaminem. A wśród profesorów już od wkroczenia do ich wspólnego pokoju dało się wyczuć napiętą atmosferę. Każdy zachowywał się niespokojnie, nie potrafił się wyluzować, wszytsko było robione niemal idealnie, a powietrze można było ciąć. A on nie wiedział, z jakiego powodu to całe zamieszanie.
Potwierdzenia się sprawdziły, gdy zobaczył rektora, który nerwowo przechadzał się z punktu do punktu, co chwila ocierając pot z czoła. A on zawsze się pocił, gdy się denerwował. Problem był tylko jeden—nikomu nie powiedział o co chodzi i teraz wszyscy chodzili jak na szpilkach.
Wszyscy, tylko nie on. On miał to gdzieś. Jeśli nie dotyczyło niego, to po co psuć sobie dzień?
A więc poszedł na zajęcia, tak jak zwykle, z zamiarem przeprowadzenia długiego i nudnego wykładu, jak zwykle, bo jego przedmiot nie był zbyt ciekawy, ale jeszcze zanim doszedł do swojej sali wykładowej, przemierzając korytarz, zobaczył, jak rektor schodzi po schodach, kierujących się do głównego wejścia. A w drzwiach, już w środku, stało czterech gości, ubranych w czarne jak smoła garnitury, czarne okulary przeciwsłoneczne (chociaż padał dziś deszcz) i czarne rękawiczki. To oto to całe zamieszanie.
Szybko jednak o tym zapomniał, a właściwie, gdy otwierał drzwi, zaganiając jeszcze tych uczniów, którzy nie weszli do sali, a wciąż siedzieli przed nią. I kiedy zamknął je, oddał się swojej robocie, nie przejmując się tym, co działo się od początku.
Ale jak widać, od początku Czas miał dla niego inny plan. I wkrótce miał się o tym przekonać.
—...i właśnie dlatego to zjawisko jest tak ważne dla naszego środowiska.—skończył omawiać kolejne zagadnienie z tego tematu, stojąc bokiem do tablicy interaktywnej, na której był przedstawiony slajd, gdzie przedstawiał informacje wskaźnikiem. Popatrzył na swoich studentów, którzy albo udawali, że coś zrozumieli, albo notowali wszystko zawzięcie i świata poza tym nie widzieli. No cóż, i tak było lepiej, niż się spodziewał.
Wyciągnął z kieszeni pilota, by przewinąć na następny slajd, ale kiedy miał to właśnie zrobić (a miał już skierowaną rękę w kierunku rzutnika), drzwi otworzyły się. Odwrócił więc głowę, by zobaczyć, kto przeszkadza mu prowadzić zajęcia, a za nim, jak jeden mąż, 200 uczniów.
—Panie Jefferson? —zza framugi wychyliła się okrągła głową rektora, która zawsze czerwona i napuchnięta, a teraz biała patrzyła na niego z wielkim stresem w oczach.
—Tak, panie rektorze?—odpowiedział spokojnie, a wszyscy patrzyli na nich w skupieniu.
—Może Pan tu do mnie na chwilę podejść?—było to pytanie z tych grzecznych, ale retorycznych, które kazało wykonać zapytaną czynność. A on czuł, że ma to coś związek z porannym zamieszaniem.
—Tak, oczywiście—pokiwał głową, po czym ruszył do swojego biurka, by odłożyć wskaźnik, a następnie skierował się do wyjścia. Zanim jednak to zrobił, nakazał być cicho każdemu, grożąc im dodatkowym materiałem do pracy w domu.
Kiedy wyszedł, zobaczył tych samych gości, którzy od razu obrzucili go z góry na dół. No cóż, oni sami w sobie nie wyglądali na takich, co by się bez problemu przytulili, a ich wzrok, mimo, że za ciemnymi szkłami, był jeszcze gorszy.
To jednak nie był koniec, za nimi i rektorem znajdował się młody mężczyzna, ubrany w zwykły, niebieski garnitur, z brązowymi włosami zaczesanymi na jedną stronę. I oto to całe zamieszanie? O jakiegoś chłopca w garniturze? I po to wyciągają go z lekcji? Naprawdę?

ESTÁS LEYENDO
Ukryta twarz~Ninjago [KOREKTA W TRAKCIE]
FanfictionKażdy z nas zmaga się z wieloma problemami. Każdy z nas zakłada maskę. Czasami tracimy nawet nad tym kontrolę. Nie wiemy, kiedy przekraczamy granicę. Nie wiemy, kiedy przestać pokazywać się ze strony fałszywej. Nie wiemy, kiedy nasze maski przejmują...