=1=

87 9 1
                                    


Nie miał zamiaru przestawać. Nawet najdrobniejsza myśl, świadcząca o tym, iż mógł to zrobić, nie przemknęła przez jego głowę. Zamierzał kontynuować swoje działania dopóki upewniłby się, że przez tę należącego do trzydziestoparoletniego mężczyzny nie przepełznie chociażby jedna.

– Agh – warknął, kopiąc jeszcze kilkukrotnie roztrzaskaną już całkowicie czaszkę czegoś, co jeszcze kilka sekund temu błagało go o litość.

Litość? Zabawane. Czym była litość i z jakiego powodu miałby ją mu okazywać? Gdyby każde zwierzę było tak lojalne i oddane wobec innego, czy świat nie stanąłby do góry nogami. W końcu obrócenie kręgosłupa moralnego wszechświata nie miałoby prawa skończyć się odmiennym scenariuszem od tego, w którym to ten, w całej swojej okazałości chylił się ku końcowi.

– Ktoś jeszcze?! – wrzasnął, głośno nabierając i wypuszczając powietrze z płuc. Już rano, kiedy jego lewa noga zsunęła się na szorstki beton czuł, że czekał go ciężki dzień. – Pytam się, czy ktoś jeszcze będzie marnił nasze zasoby, bo ma dwie lewe ręce? – rozejrzał się po hali, szukając wzrokiem kogokolwiek, kto wyróżniłby się spośród siedzących przy blatach ludzi. – Wykonujcie swoją pracę należycie, jeśli nie chcecie skończyć, jak ten śmieć! – warknął, wycierając leniwie swój prawy, masywny but o nienaruszony fragment odzieży sztywnego trzydziestoparolatka.

Ten mężczyzna wcale nie był, jak to określił Han Jisung, śmieciem. Był ciężko pracującym całe swoje życie chłopakiem, którego najważniejszym celem w życiu było wykarmienie rodziny. Już od najmłodszych lat miał problemy środowiskowe i ciężko było mu znaleźć wspólny język ze swoimi rówieśnikami. I choć z początku był jedynie odrzutkiem, który miał odmienny sposób postrzegania życia, niż znajomi z klasy, tak na etapie gimnazjum stał się obiektem drwin i żywym workiem treningowym.

Był cichy i skromny, a jednocześnie posiadał ogromne pokłady inteligencji, z którą niezaprzeczalnie mógł dostać się NASA. Jego drogę kariery przekreśliły, jednak pasma niefortunnych wydarzeń oraz niezamożny stan społeczny jego rodziców.

Już od czternastego roku życia starał się zarabiać na siebie, by odciążyć schorowaną matkę i przepracowanego ojca. Odkładał nawet drobne sumy na studia za granicą. Może to jego głupota, a może zwykły przypadek, który mógł przytrafić się każdemu, sprawił, że stał się młodym tatą już w wieku siedemnastu lat.

To tamten czas zmusił go do zlikwidowania książeczki oszczędnościowej, na której udało zebrać mu się już całkiem sporą sumę. Do dziś żal muskał jego podniebienie, wiedząc, że to w tamtym dniu pożegnał się z marzeniami o karierze. Jednak widok córki skutecznie tłumił te perfidną gorycz.

Chciał zapewnić jej jaknajlepsze i najlżejsze życie, szczególnie po odejściu matki dziecka. Tak ciężko było mu wytłumaczyć dziewczynce, że mama nadal ją kocha, ale zdecydowała się ją porzucić. Może, dlatego zdecydował się skłamać, mówiąc, że ta wyjechała do ameryki, by móc ją tam do siebie zabrać, kiedy nieco podrośnie.

Cieszył się. Niesamowicie się cieszył, kiedy ogłoszeniodawca odezwał się do niego z pozytywnym odzewem. Farma uprawy ryżu z nieodpłatnym miejscem zamieszkania dla pracowników, wyżywieniem oraz adekwatnymi zarobkami do wykonywanej pracy brzmiała, jak długo wyczekiwany przez mężczyznę cud.

Miał dość życia na zasiłku i chodzenia od sklepu do sklepu, od budowy do budowy, roznosząc CV na lewo i prawo, łudząc się, że ktoś w końcu łaskawie go przyjmie.

Jak z tych marnych paru groszy miał utrzymać siebie i córkę, którą dzięki pomocy swoich rodziców udało mu się wysłać na studia?

Był z niej niemiłosiernie dumny, a jednocześnie bił się w pierś, że nie było go podczas jej pierwszego dnia na uniwersytecie.

Until | Minsung | Stray KidsWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu