= 4 =

16 4 4
                                    


Han Jisung był kimś, kto nie raz jadał z nią kolację, oglądając cokolwiek, co na tamten moment pojawiło się w telewizji, byle mieć coś co zatrzymałoby ich w swoim towarzystwie nieco dłużej, niż długość spożywania posiłku. Kimś, kto mieszkał z nią pod jednym dachem, a nawet utrzymywał ją przez jakiś czas, kiedy splot niefortunnych wydarzeń podciął jej nogi i zmusił do czołgania się po ziemi.

Mężczyzna był kimś, kogo znała od wielu lat; kimś komu ufała,; kimś komu powierzała swoje zmartwienia, obawy i troski. Był kimś, na kim mogła polegać, kogo zawsze mogła odnaleźć obok własnego ramienia i kimś o kogo mogla się oprzeć, gdy nie miała już sił. Dzieliła z nim wiele wspomnień. To w nich był niemal wymarzonym, ale charakternym bratem, który pomiędzy dobrymi uczynkami wplatał aroganckie akty.

Jak się okazało, był również tym samym istnym szatanem, na myśl, o którym drżał prawie każdy na hali. Tym czarnym charakterem, jaki gnębił każdy skrawek ich skóry, nawiedzając strapione umysły tych ludzi nawet we śnie.

Był brutalnym oprawcą i niesprawiedliwym katem, a zarazem samozwańczym bogiem oraz świętą wyższością w tym ciemnym świecie, do którego trafiła.

Świat. No właśnie, czym był świat? Wystarczyło oddalić się kilkadziesiąt dobrych kilometrów od tętniącego życiem Seulu, by dostać się na niewinną farmę ryżu, aby skosztować innej rzeczywistości. Ba, wystarczyło stracić pracę, by zaznać kolejnej z wersji rzekomego uniwersum.

Czym teraz był ten istotny problem?

Kobieta nie była w stanie uwierzyć, jak szybko zmieniła się jej percepcja postrzegania wcześniejszych aspektów, które tak mocno ją jeszcze do niedawna dotykały. Teraz jedyne czego pragnęła było czystą chęcią wrócenia do użalania się nad sobą w swoim pokoju; powrotem do dennych poszukiwań nowych ścieżek życiowych; denerwowania się na niesprawiedliwość i nepotyzm rzeczywistości.

– Zostaw – warknęła, uspokajając płacz, odtrącając przy tym dłoń mężczyzny, który usiłował pomóc jej wstać.

Jej głowa nie poruszyła się w górę, jednak jej jasne tęczówki z wrogością obserwowały stojącego nad nią Jisung'a, który wyraźnie zdenerwował się na sposób, w jaki ta go potraktowała.

– Co? – oblizał językiem usta, jakby chciał zatuszować niepożądane przez siebie emocje, po czym rozglądnął się nieco po hali.

– Nie dotykaj mnie – ogłosiła twardo, rękawem ocierając swoje mokre policzki.

Numer czterdzieści trzy A ze smutkiem w oczach patrzył na ruchy dziewczyny. Wiedział, że nie zaprowadzą ją do niczego innego, jak tragicznego losu. Nie zamierzał, jednak się wtrącać, aby przypadkiem nie podzielić go z nią.

– Zwariowałaś? – ciche pytanie przedostało się z ust klękającego przy niej Jisung'a, który w międzyczasie rzucił jej wymowne spojrzenie, by powstrzymała swoje emocje do momentu, aż nie zostaną sami. – Yah, chyba muszę ci dobitnej przedstawić zasady – warknął głośno, tak by jego stanowczy ton głosu echem rozbił się po hali.

Sine krótko potem zostało siłą wyprowadzona na zewnątrz, tuż na tyły budynku. To stamtąd można było zobaczyć kilka dobrych hektarów zielonego ryżu.

– Mówiłem, żebyś udawała, że mnie nie znasz – jego głos przybrał łagodny i zatroskany ton, a słowa wypadające z jego ust były na tyle ciche, by osoba trzecia nie mogła usłyszeć kontekstu rozmowy.

– Nie muszę udawać – załkała, patrząc na niego wzrokiem pełnym przerażenia i dezorientacji. – Ja naprawdę nie mam już pojęcia kim ty jesteś – pokiwała głową na boki, nie panując nad głośnością wypowiadanych przez siebie wyrazów.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 14 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Until | Minsung | Stray KidsWhere stories live. Discover now