7

222 15 0
                                    

Wkurzyły mnie słowa szefowej. „Poradzisz sobie, Cooper”. Już na lepsze wsparcie od takiej osoby nie mogę oczekiwać? Poświęcam więcej niż ona, dostaje za to jedynie marne „Poradzisz sobie”?

Zmierzyłam do kawiarni. Minęłam po drodze dwie lub trzy kwiaciarnie.  Wszystkie miały takie piękne czerwone róże. Nie rozumiałam nigdy dlaczego tak bardzo kochałam akurat te kwiaty. Czyżby one skrywały coś, o czym ja nie wiedziałam? Nie, nie to tylko kwiaty. Piękne kwiaty.

Miałam czas do dziewiętnastej. Mogłam robić co chce, i gdzie chce w granicach rozsądku.  Kawiarnia była więc idealnym miejscem by pomyśleć co dalej. Bez ninja, bez ludzi, którzy zwracali by na mnie większą uwagę.

Zamówiłam sobie gorącą czekoladę mimo, że był początek lata.

Długo zastanawiałam się co dalej. Jo miała niedługo ziścić swój atak na miasto. Miałam niewiele czasu a jeszcze tyle do odkrycia. Moje ambicje były wyższe. Musiałam wyciągać z ninja jak najwięcej w jak najszybszym tempie.

***

Oczywście, że pierwszą czynnością jaką wykonałam po powrocie do klasztoru było położenie się spać. Niby dziewiętnasta a byłam mocno śpiąca. Nie podobne do mnie ale obiecuję, że tak było. Nie założyłam piżamy, nie przykryłam się kocem. Rzuciłam się na łóżko i zasnęłam. Tak porostu.

Kiedy się obudziłam, był środek nocy. Gdzieś między drugą a trzecią. W każdy razie, było późno. Bardzo. Mimo pory w klasztorze wciąż paliło się światło. Słyszałam śmiechy i słowa gróźb rzucane w żartach, odgłosy podirytowana i stukanie w stół lub inny blat z pięści.

Wyszłam na korytarz i podążyłam za dźwiękami, które doprowadziły mnie aż do jadalni. Zobaczyłam przy stole Cola i Kaia. Grali w karty. Po stosach jakie mieli tuż obok siebie wywnioskowałam, że to czarny ninja wygrywa. Szatyn przegrywał z impetem. Oparłam się o futrynę i zrobiłam wgląd w karty czerwonego ninja, który siedział przede mną.

Miał dwie królowe, jopka, parę kart z literami i jednego króla.

Zaśmiałam się myśląc z tyłu głowy, że w sumie to mu współczuję.

– O Layla! – powiedział Cole zdziwiony.

– Cześć – odpowiedziałam odbijając się od futryny.

Usiadłam tak, aby mieć  chłopaków obok siebie. Cole po prawej, a Kai po lewej. Nadal grali a ja przyglądałam się jak Kai przegrywa. Nie skłamię, jeśli powiem, że w pewnym momencie prawie zapaliły mu się oczy ze złości. Wraz z Colem złapałam ostrą głupawkę i zaczęliśmy śmiać się z przegranego.

– Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni – upomniał nas Kai.

– Dobra kolego, nie spinaj się tak, to tylko gra – oznajmiłam. – Gracie jeszcze raz i gram z przegranym.

– Możesz grać nawet teraz.

– Skoro tak uważasz.

Wzięłam wszystkie karty do tasowania i rozłożyłam po siedem dla nas wszystkich, mi, Colowi i szatynowi. Ustaliliśmy, że gramy w wojnę. Spojrzałam na swoje karty i wstrzymałam oddech widząc, jak łatwo ich załatwię.

As, Joker, para królów, dwie królowe i ósemka. Żyć nie umierać!

– Gotowi? – zapytał czarny ninja.

– Oczywście.

Zaczęłam od pozbędziecia się najsłabszego ogniwa, ósemki. Uznałam za dobrą taktykę to, aby brnąć z każdą kartą coraz wyżej i wyżej. Plan idelany. Chłopaki już na samym starcie wystrzelają się z cyfer a ja, zacznę swoją ofensywę na bardziej znaczne postacie.

Kai zabrał nasze karty z tej rundy. On sam zachował się jak głupek. Kto na sam początek wystawia Asa? Cole popisał się Jopkiem. Niby nic specjalnego a świadczy też i o tym, że może być niezłym przeciwnikiem.

Po dwóch turach nie dziwiłam się już , że czarny ninja tak łatwo ograł swojego przyjaciela. Nie miał plany, grał na zwłokę.

Wybijała czwarta rano, gdy mistrz ziemi trzasnął o stół. Dźwięk rozniósł się po całym klasztorze. Posłałam chłopakowi przenikliwe spojrzenie.

– Nie dało się mocniej, Cole?– dogryzł mu brunet. – Zaraz przyjdzie Wu i cała nasza trójka dostanie jakieś bojowe zadanie.

– No to na co jeszcze czekamy? – zapytałam pół szeptem. – Zwijamy do pokoi.

– Środkiem korytarza? Pogięło Cię? – zapytał z niedowierzaniem czarnowłosy.

– Więc co innego proponujesz? – zapytałam.

– Jak to co? Oknem – rzucili w tym samym momencie.

– Wszystko okey pod kopułką? W domu wszyscy zdrowi? – zapytałam podnosząc jedną z brwi.

– Tak, dzięki że pytasz, Layla – odpowiedział Kai. – Bynajmniej jeszcze wczoraj byli.

Podążyłam za nimi w stronę najbliższego okna modląc się, że to w  moim pokoju jest otwarte. Przeszło mi przez myśl pytanie, czy nie są oni przypadkiem wstawieni? Byłam jednak pewna, że to tylko moje wyobrażenia ponieważ, nie czułam od nich odoru alkoholu. Nawet w pewnym stopniu mnie to zdziwiło, nie znałam dnia, gdy spotykałam wszystkich łowców trzeźwych. Zdarzało się nawet, że Aaron i Jack pili. Tutaj jednak, w klasztorze spinjitzu, nikt tego nie robił.

– Bądźcie cicho błagam was – szepnęłam skradając się po dachu.

W pełni księżyca czułam się jak ktoś, kogo z całą pewnością nie powinno tu być. Byłam obca a jednak dzisiejszej nocy, czułam się jak u siebie. Cole i Kai mnie zaakceptowali (lub sprawiali takie pozory). Byłam już nie tylko „dziewczynką znającą spinjitzu”. Dla nich byłam „ Layla”.

Kai stanął i kazał nam się nie ruszać, nie wydawać dźwięków. Postąpiliśmy według jego rozkazu. Przysłuchiwał się chwilę błądząc wzrokiem po dachu. Wszyscy usłyszeliśmy głośne:

– Kai! Cole! Wiemy, że to wy!

To była Pixal. Nieomylna, perfekcyjna nindroidka. Mimo tego wszystkiego chłopaki postanowili uciekać a ja życzyłam im powodzenia. Dziękowałam światu, że i mnie nikt nie podejrzewał o takie coś. Wskoczyłam do swojego pokoju. Wiedziałam już, że nieważne co się będzie działo w przyszłości nie ma szans, że zamknę tu okno.

Uśmiechnęłam się sama do siebie przysłuchując się zirytowanemu  wzdychaniu Nindroidki. Była zła bo chłopaki jej uciekli.

Usiadłam na łóżku chcąc zapalić lampkę nocną znajdująca się na drewnianej szafce. Chyląc się do przycisku zaczęłam żałować, że nie wykorzystałam takiej okazji poznania paru sekretów czerwonego i czarnego ninja. Przecież to by było takie łatwe! Oni zajęci grą odpowiadali by na wszystko. Zapaliłam światło i omal nie pisnęłam.

Lloyd.

Lloyd Garmadon stojący w moim pokoju ze skrzyżowanymi rękami patrzy się na mnie jakbym popełniła największe przestępstwo.

– Nie strasz mnie, zielony zbawco – poprosiłam.

– Teoretycznie, powinienem zgłosić to do mistrza by dał ci jakieś zadanie... – zaczął.

– Ale? – wtrąciłam.

– Nie zrobię tego, bo nie będziesz miała czasu na jutrzejszy trening. W sumie to nawet dzisiejszy. – Uśmiechnął się i parsknął : – Mam ustawiony budzik, który zadzwoni za pół godziny, więc radzę iść spać w tym momencie. Dobrej nocy, Laylo.

„W co ja się wpakowałam? ” – zapytałam się w myślach. To miały być tylko szybkie karty.

Obiecaj Mi - LEGO Ninjago Fanfiction | Zakończone ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz