13

204 14 3
                                    

Zwariowanie tutaj było bardzo prawdopodobne i starałam się ze wszystkich sił mu zapobiec lecz to nie było łatwe. Obiecuję na wszystko co możliwe, że gdybym miała wybór, chciałbym żeby zamknęli mnie na sali treningowej. Tam bym mogła trenować i przepędzać źle myśli.

W warunkach jakich byłam nie miałam jednak nic, o co mogłabym walić bez końca nie bojąc się czy kostka mi zaraz nie strzeli. Musiałam jednak zająć czymś swój umysł. Takim więc sposobem skonfrontowałam się z największą i najdzikszą częścią siebie, której nawet nie znalazłam.

Musiałam poznać swoją część Oni. Prędzej czy później musiało do tego dotrzeć, odnaleźć siebie, o której nie miałam pojęcia jeszcze do niedawna. Tylko od czego miałam zacząć?

Usiadłam na podłodze i skrzyżowałam nogi. Wpadłam na wspaniały pomysł, by przysłużyć się podpatrzonym od mistrza Wu “wewnętrznym spokojem”. O losie, to nie było takie proste na jakie się wydaje. “Wewnętrzny spokój” ( z tego co zrozumiałam) polega dosłownie na tym, że siadasz na ziemi, koncentrujesz się na jednej rzeczy, która Cię interesuje i czekasz aż inne myśli dadzą Ci spokój. Nie wiedziałam co dalej. Naprawdę, szłam na żywioł z nadzieją, że się przypadkiem nie zabije.

Próbowałam oczyścić umysł ze wszystkiego. Nie mogłam myśleć o czymkolwiek innym niż tym żeby uwolnić swoje zdolności Oni. Gdy chce się nie myśleć o wszystkim co teraz nie jest ważne, te “nie ważne” myśli jeszcze bardziej brną przed szereg. Odpychałam od siebie wbijające we mnie szpile pytania o to, czy aby na pewno robię dobrze, czy ninja będą w stanie mi wybaczyć i czy odpokutuje swoje winy. Zacisnęłam pięści i skupiłam się właściwych myślach.

– “Dzisiejsza lekcja: skupienie to ważna sprawa” – przeleciało mi przez myśl. Zaiste, tak właśnie było. Jeśli umiesz się skupić osiągniesz wiele, a nawet więcej. Skupienie to coś, co pozwala nam na poznawanie więcej. Zezwala nam ocenić sytuację i dotrzeć do celu.

Uniosłam lewy kącik ust do góry wyobrażać sobie, jak te słowa wypływają z ust Lloyda podczas treningu, kiedy nie mam zamiaru więcej patrząc się w jeden punkt.

– “ Maddelyn, odbiegasz od tematu. Oni, Mad, Oni” – skarciłam się.

Wiedziałam, że w tym miejscu nie ma kamer, bo nawet nie mają potrzeby ich tu montować. Po co kamery w miejscu więzienia, które jest zapewne niezniszczalne? Więzień się zabije? Kogo by to interesowało? Kucharzy, że mają mniej brzuchów do wykarmienia? No błagam, przecież to głupie. Nikt, by się nie przejął.

Zajęło mi pół godziny nim moja głowa była pusta do cna. Interesowała mnie jedynie fraza “Oni”. Uznałam, że prościej będzie się w niego zmienić niż używać magii. Wyobraziłam sobie obraz stworzenia o dużych rogach, czarnej jak noc skórze i długich, kozich nogach oraz racicach.

Poczułam, jak po moim ciele przebiega gęsią skórka. Coś w moim ciele się zmieniło. Nie czułam się ludzką sobą. Otworzyłam oczy i spojrzałam na ręce.

Udało mi się. Byłam Oni. Byłam tym, kim przez cały walony miesiąc Lloyd chciał bym się stała. Pomyślałam o tym, jakby stał dumny z założonymi rękami mówiąc cicho, że to zasługa mistrza Wu. Wyobraziłam sobie minę Kaia jakby mnie teraz zobaczył. Jak Jay wrzasnął by “o matko” i uciekłby najdalej jak tylko się da. Jak Nya pobiegła by ze śmiechem za swoim Jang.  Jak Colowi wypadłaby kanapka. I jak Zane obliczyły w milisekundę moje statystyki w walce.

Tęskniłam za tymi ludźmi. Wiedziałam zarówno, że spotkanie, na które liczyłam już niebawem, będzie tym ostatnim. Po odsiadce tutaj pewnie zgarnie mnie policja. Odwiedzę w więzieniu parę ładnych lat i będę musiała nauczyć się żyć inaczej, gdzieś daleko od stolicy, aby już nigdy nie wejść z butami do szyków ninja. Oni byli tego warci. Poświęcenia.

Słyszałam kiedyś – jeszcze za czasów synów Garmadona i jadeitowej księżniczki Harumi – że Oni to niezniszczalne istoty, które potrafią tylko niszczyć i psuć. Ja czułam się normalnie. Wyglądałam tylko inaczej... bardziej demonicznie – bo Oni to przecież demony. Wmówiłam sobię, chociaż czułam wielkie wątpliwości, że poczuje zew zabijania jeśli nadarzy się okazja bitwy.

Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie jak wyglądałam przed przemianą w swojej ludzkiej formie. Znów, ta gęsią skórka i poczucie, że jestem inna.  W istocie, byłam inna niż dwie sekundy temu, lecz nie inna niż dziesięć minut wstecz. Znów miałam czerwoną od krwi twarz, startą skórę z rąk i przyklejone do ciała spodnie.

A! Zapomniałam o połamanych paznokciach!

Teraz jednak nie czułam takiego bólu jaki wywoływało to wsyztsko u mnie wcześniej. Może to znów adrenalina, którą zawładnęła, a może teraz postać człowiek była przykrywką, a nie prawdziwym obliczem.

Zabawiłam bym się jeszcze naturalnie w zmienianie się w muchę lub inne zwierzę ale nie miałam już czasu. Żołądek przestawił mi się spowrotem na pory jedzenia łowców i zrobiłam się głodna. Znaczy to tyle, że zbliża się obiad.

Drzwi się otworzyły a ja czekałam, aż zobaczę moich ulubionych przydupasów bez tej jadowitej żmii za plecami. Zobaczyłam Jacka za obok niego Aarona bez miny do żartów. Spojrzałam na nim utrzymując kamienną twarz i czekając na podanie mi czego kolwiek co jest zjadliwe. Byłam głodna jak wilk lub cała wataha.

– Chyba zapomnieliście wsiąść z kuchni jedzenie – powiedziałam.

Oni tylko lekko się uśmiechnęli i rozstąpili ukazując mi kobietę, której nie chciałam widzieć już dziś na oczy. Osobę, która zniszczyła mi życie nawet się dla niego zbytnio nie produkując.

– Wyjdźcie – powiedziała do chłopaków.

Wypełnili jej rozkaz jak posłuszne pieski. Zatrzasnęli drzwi.

Stałam powoli podnosząc głowę do góry. Włączyłam tryb pokerowej twarzy patrząc na tę twarz osoby, która zniszczyła więcej niż jedno spokojne życie. Teraz nie musiałam nawet udawać, że mam do niej jakikolwiek szacunek.

– Myślałaś nad moją propozycją? – zapytała.

Moja twarz się zmieniła,  stała się dziecięcym wyrazem przestraszenia we własnej osobie.

– Oh tak, naprawdę “dużo” myślałam – przyznałam. – Doprawdy wie pani, że byłam zdecydowana dopiero dwie sekundy po tym, jak wypowiedziała pani wczoraj to zdanie? – zapytałam sarkastycznie. Wróciłam do swojej pierwotnej pokerowej mimiki i zaśmiałam się przelatując językiem po zębach. – Jo, błagam Cię nie pogrążaj się. Ż e n a d a. Nigdy nie wybiorę drużyny przegranych.

– Ja nie przegram.

– Jesteś przegrana. Tak jak ty mówią tylko Ci, którzy wiedzą, że przegrają. Z resztą, same słowo, że nie wybiorę drużyny przegranych powinno Ci to zdradzić. Nie sądzisz?

– Mnie jako pierwszą wybrałaś.

– Nigdy Cię nie wybrałam – syknęłam przez zęby. – Zmusiłaś mnie bym dla ciebie pracowała. Miałam osiemnaście lat, gdy mi groziłaś. Chciałam żyć i mieć nadzieję, że wyjdę z tego cała.  – Skrzyżowałam ręce pod piersiami zaciskając żeby by nie syczeć z bólu, kiedy przetarcia ścierały się ze sobą. – Kto ma pieniądze, nie może kupić sobie nowego serca. Twoje jest wysuszone od władzy. Nie podlewane tym, czym być powinno.

Zegarek kobiety za wibrował, a słuchawka w uchu wydała dziwny cichy dźwięk. Ktoś pewnie do niej dzwonił. Skierowała się do drzwi i dotknęła ich opuszkiem palca serdecznego u prawej ręki. Popchnęła metal do przodu i zatrzasnęła je za sobą.

Dowiedziałam się więc w ten sposób, jak działa system wejściowy i wyjściowy w to miejsce. Potrzebny był jej palec.

Obiecaj Mi - LEGO Ninjago Fanfiction | Zakończone ✓Where stories live. Discover now