9

222 15 0
                                    

Uwaga: w tym rozdziale, wszystkie nazwy gwiazd i gwiazdozbiorów pochodzą z naszego, realnego świata.

Minął miesiąc. Miesiąc. Okropnie dużo czasu. W te dni zdążyłam zrozumieć, że nic nie wiem. Nie wyobrażałam sobie pokazać się Jo. W pewnym momencie zapomniałam, że miałam gromadzić informacje o ninja dla dobra swojej sprawy i swojego życia.

- Ja to wezmę - powiedziałam biorąc od Nyi brudne talerze z kolacji.

Weszłyśmy do kuchni. Położyłam wszystko na blacie aby za chwilę schować to do zmywarki. Przysięgam, że zmywarka to ten przyrząd, gdzie dosłownie dziękuję, że powstał. Komu by się chciało myć naczynia po dziesiątce osób?

Pewnie Pixal by się chciało ale to nie istotne.

Noc była piękna. Za oknem widać było jedynie gwiazdy i światła z oddali unoszące się znad stolicy. W piątkowy wieczór nawet u nas słychać było głośną muzykę i piski z każdego baru czy lokalu przeznaczonego na imprezy. Było porostu hucznie. I pięknie.

- Jak Ci idą treningi? - zapytała dziewczyna.

„Jak idą mi treningi?" - powtórzyłam jej pytanie tak, by brzmiało jakbym pytała sama siebie. - „ Idzie mi dość średnio".

Mam okropne czasy na torze. Lloyd mówi, że jestem jeszcze za mało doświadczona by walczyć z kimś jego możliwości. Nie rozumiem stylu walki ninja. Jest całkowicie inny niż ten, który ja sobie obrałam u łowców, czuje się przez to jeszcze mniej utalentowana niż rzeczywiście jestem, bo nie mogę pokazać jak walczyłam.

- Spytaj się o to Lloyda. Napewno nie jestem tak świetna jak wy. - Zaśmiałam się. - W każdym razie napewno lepiej niż na samym początku.

Chwyciłam za klamkę okna. Przekręciłam nią w lewo i otworzyłam na rozcież. Zadłużyłam się w wyglądzie gwiazd i zapachu niesionego przez wiatr, był taki słodki. Na dworze było cieplej niż w środku klasztoru. Przysięgam.

- Nya, myślisz, że mistrz będzie zły, gdy się dowie, że wyszłam na dach? - zapytałam odwracając się w jej stronę.

- Przecież nie musi się dowiedzieć - odpowiedziała bez namysłu. - Wystarczy, że będziesz cicho.

- Dzięki - uśmiechnęłam się przytulając do dziewczyny.

Kochałam noce tak samo mocno jak róże. Kwiaty i pora dnia. Szkoda, że zamiast takich kwiatów, nie obrałam sobie kwiatu księżycowego. Byłoby to idealne połączenie jak na moje oko. Takie jednak nie było.

Zawsze nocą przechodziłam przez te najbardziej przyjemne rozmowy. Zazwyczaj z tatą, który wtedy jeszcze mnie kochał. Istnieje szansa, że wciąż coś dla niego znacze ale już nie tak bardzo jak kiedyś. Rozmawialiśmy wtedy o tym, jak było za jego czasów, jaki był jego ojciec,mój dziadek, którego nie udało mi się poznać, ponieważ zmarł dwa dni przed moimi narodzinami. To wszystko miało jakiś swój nastrój. Może przez lekkie światła, chłód czy księżyc nad głową. To wszystko scalało się na coś, co łatwo nazwać nocą.

Wdrapałam się na dach i usiadłam na samym czubku oparta o komin. Wpatrzyłam się w gwiazdy, które o tej porze nocy były najlepiej widoczne.

Błądziłam oczami po nocnym niebie szukając gwiazdozbiorów, które pokazał mi ojciec, za naszych dobrych dni. Takim sposobem odszukałam Wielką Niedźwiedzicę, zwaną również wielkim wozem, oraz jej mniejszą wersję. W zwyczaju miałam nie zapamiętywanie wszystkiego co ktoś powiedział mi chwilę temu, a co dopiero parę lat wstecz, z tej właśnie racji nie pamiętałam wszystkich z gwiazdozbiór, które pokazał mi tata. Jeden z nich jednak łączył się z gwiazdą północną a wyglądem przypominał mi diament. Ten typowy, idealnie oszlifowany na osiem kątów kamień.

Przymknęłam oczy i popłynęłam gdzieś daleko swoimi myślami. Może i zasnęłam. Nie wiem. W każdym razie, nie pamiętam tego, co działo się przez parę minut. Tak jakby, ten moment z mojego życia sam z siebie postanowił się wyciąć, odejść. Poprostu go nie było. Mimo to, w pewnym momencie nagle otworzyłam oczy a zegar w klasztorze cicho dzwonił.

- Północ - powiedziałam. Głośnością tonu, jaki wydobył się z moich ust mogłam równać się z piskiem myszy.

Co prawda, ta godzina nic na mnie nie zrobiła. Miałam otwarte okno w pokoju więc w każdej chwili mogłam się tam wcisnąć nie wzbudzając niczyich podejrzeń.

- Dwie - usłyszałam głos Lloyda, po chwili zobaczyłam jego lewą rękę i prawą nogę, którą ugiął tak, by usiąść. - Północ dwie. Zegar w klasztorze źle liczy. Późni się dwie minuty.

Zmierzyłam go od góry do dołu zastanawiając się, jak łatwo się tu znalazł. Nawet nie słyszałam jak przesuwał nogami dachówki, jak oddychał czy poprostu się ruszał. Gdyby teraz się mnie spytał, czy wyczułam jego obecność, zapewnie oblała bym zadanie jakie mi przydzielił – miałam wyczuwać jego obecność, być czujna jak ninja.

Chłopak również mi się przyjrzał, a kiedy skończył wyciągnęła z kieszeni coś na kształt łańcuszka.

- Chodzisz w biżuterii? - zapytał.

- Zdarzy się. Jeśli coś na siebie założę to długo mi towarzyszy. - Zaśmiałam się. - A czemu pytasz?

- Mama dała ten naszyjnik i powiedziała, żebym zrobił z nim co chcę bo ona napewno nie będzie w nim chodziła szkoda żeby się zmarnował. - Spojrzał na mnie unosząc do góry kąciki ust, a następnie sięgnęła do tej samej kieszeni, z której wyciągnął telefon. Włączył latarkę i oświetlił nią biżuterię.- Pomyślałem więc o tobie, Laylo. - Położył mi przedmiot na kolanie i dodał na zakończenie: - Ametyst jeśli się nad tym zastanawiasz.

Właśnie nad tym się zastanawiałam. Ciekawiło mnie, czy kamień jest prawdziwy.

Wzięłam telefon od Lloyda i obejrzałam dokładnie wisiorek za pomocą sztucznego światła. Muszę przyznać, że telefon blondyna miał naprawdę mocną latarkę, która ukazywała idealnie wyszlifowany kamień w kształcie okręgu. Obity był on w coś co chyba imitowało złoto lub naprawdę nim było. Nie można też zapomnieć o drobnym łańcuszku koloru złotego.

- Dziękuję, nauczycielu - powiedziałam. Nie byłabym sobą gdybym mu nie dogryzła.

- Layla, jesteś prawie w moim wieku. Mów mi po imieniu.

- Dobrze, nauczycielu Lloydzie. - Zaśmiałam się. Podniosłam głowę i wpatrzyłam się w gwiazdy. - Tak na poważnie, to dzięki, Lloyd. Naszyjnik jest bardzo ładny. Podziękuj też mamie.

Odwróciłam wzrok na młodego Garmadona, który wyglądał jakby comajmiej staczał walkę swoich emocji i rozumu w głębi siebie.

- Coś nie tak? - zapytałam.

- Trudno stwierdzić - przyznał.

Podsunęłam się do niego i objęłam ramieniem. Nawet nie wiedziałam, że jest mi zimno, dopiero gdy poczułam ciepłe ramię Lloyda, zdałam sobie z tego sprawę. Objęłam go od boku i spojrzałam w jego oczy, które patrzyły gdzieś daleko, może w stronę miasta.

- Jeśli coś jest nie tak, powiedz mi, masz moje słowo na pełną dyskrecję - oznajmiłam. Chciałam by czuł się ze mną swobodnie.

- W takim razie, chcę by to co teraz się zdarzy zostało tylko na tym dachu, tylko dzisiaj. Nigdzie indziej - zarządził.

Kiwnęłam głową na zgodę. Nie wiedziałam nawet na co się zgadzam, bo równie dobrze mógł mi powiedzieć, że zjadł cały dżem na śniadanie albo to, że kogoś zabił. Już za parę sekund zdołałam przekonać się o co tak naprawdę chodziło. Nie ukryje, niemało mnie to zdziwiło, kiedy wielki zielony ninja, zbawca krainy Ninjago, złoty ninja i przyszły sensai i mistrz klasztoru postanowił mnie pocałować.

Przez chwilę byłam w bezruchu. Później zastanowiłam się czy nie powinnam uciec. Na koniec jednak oddałam się temu uczuciu. Obiecałam Lloydowi, że to co stanie się dzisiaj, stanie się dzisiaj i nigdy więcej ani nigdzie indziej.

Obiecaj Mi - LEGO Ninjago Fanfiction | Zakończone ✓Donde viven las historias. Descúbrelo ahora