3

59 7 7
                                    

Gdy dotarliśmy na miejsce przeszedł mnie ogromny dreszcz.

Wiedziałam że pani Benson jest bogata, ale nie że aż tak.
Stałam właśnie przed ogromną rezydencją i nie byłam w stanie się ruszyć.

Nagle obok mnie pojawiła się Sharon i objęła ramieniem.

- Pięknie tu jest prawda?

- Tak wow, w snach nie wyobrażałam sobie takiej rezydencji. - Wydukałam podekscytowana.

- Szybko się przyzwyczaisz, na górze masz swój pokój idź się rozpakować.

Rozejrzałam się dookoła i wszystkiemu przyglądałam. Wszystko wyglądało tu jak z jakiegoś snu. Wciąż nie mogę uwierzyć że będę mieszkać w takiej willi.

Zauważyłam również że nigdzie w pobliżu nie ma Ambar.
Gdzieś zniknęła.
Może to i lepiej?
Chociaż spokojnie się rozpakuje.
Nie no co ja gadam... Chciałabym ją zobaczyć.
Ale- ale to nie moja wina że ona jest jakaś pieprzoną perfekcją.
Z zewnątrz wydaję się być idealna.
Ale czy tak samo jest w środku?...

Weszłam powoli po porcelanowych schodach i otworzyłam ogromne ciężkie drzwi. Gdy pojawiłam się w środku domu, po raz kolejny się zszokowałam.
No halo? Skąd oni mają tyle pieniędzy.
Od wewnątrz wygląda to jeszcze lepiej.

Na półkach i szafkach zauważyłam pełno zapewne drogich figurek i posągów.
Będę musiała na to bardzo uważać, bo z moim szczęściem wszystko może się zdarzyć.

Zbliżyłam się do ogromnych schodów i weszłam po nich na górę.
Skręciłam po lewo i zobaczyłam kilka pokoi.
Któryś z nich napewno musi być mój.
Weszłam do pierwszego lepszego i zauważyłam ładny uporządkowany pokój.

Było w nim tak poprostu estetycznie.
Jasne, ciepłe, pastelowe barwy otaczały mnie dookoła.

Przez chwilę pomyślałam że mógłby to być mój dopóki nie zobaczyłam ładowarek i jedzenie obok wielkiego beżowego łóżka.

O kurwa. Chyba źle trafiłam.

Już chciałam się wycofać i uciec z tego miejsca tak by nikt mnie nie zauważył.
Jednak gdy odwróciłam się z zamiarem odejścia zderzyłam się z czyjąś klatką piersiową.

Spojrzałam w górę i zauważyłam Ambar. Po chwili przyciągnęła mnie do ściany i się we mnie wpatrywała.
Była wyższa więc górowała nade mną.
Ręka opierała się ściany tuż przy mojej twarzy.
Nie powiem że nie zrobiło mi się gorąco.

Wreszcie mogłam się jej przyjrzeć.
Miała nałożony tusz do rzęs który idealnie podkreślał jej piękne oczy.
Tymrazem na szyi nie miała założonego pięknego złotego wisiorka w kształcie wstążki ale za to miała na sobie łańcuszek z słońcem.

Nie wiem czemu, ale gdy tylko go zobaczyłam przeszedł mnie jakiś dreszcz.
Jakby wspomnienie?
Ale skąd mogłabym go pamiętać.
Nie... To nie możliwe.
Tylko mi się tak zdaję.
Co nie zmienia faktu że i tak jest piękny.
Wygląda jak połączenie mojego.

Przypomniałam sobie o nim i automatycznie spojrzałam się na swoją szyję. Przeszedł mnie zawał.
Gdzie jest mój naszyjnik?
Czy ja naprawdę go zgubiłam?
Nie no jak go nie znajdę to się chyba popłaczę. Mam go od dziecka i jest to prawdopdobnie jedyna pamiątką po moich rodzicach.
Muszę spytać taty czy gdzieś go nie widział.

Nie mogłam odwrócić wzroku od jej spojrzenia.
Nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów i gdy tak na mnie patrzała tymi swoimi szarymi oczami, czułam się jakby przejrzała mnie całą na wylot.

- Lunita. Przegiełaś. Nigdy więcej nie waż się tu wchodzić. - Wyskandowała poważnym tonem i szybkim wzrokiem obczaiła mnie.

- No okej. Sory przez przypadek się pomyliłam.

Oby było takich przypadków więcej.. Znaczy co?

Gdy blondynka zorientowała się w jakiej pozycji się znajdujemy, odrazu szybko się ode mnie odsunęła.

- Wynoś się stąd. - Usłyszałam tylko tyle.

Podeszła i uchyliła mi drzwi.

- Mam ci wysłać zaproszenie czy jaki chuj? - zapytała wyraźnie już podirytowana.

Nie chciałam się z nią dłużej kłócić więc poprostu ruszyłam w stronę wyjścia.
Jednak gdy przechodziłam obok niej, delikatnie otarłam się o jej ramię.

Czy powinno to jakkolwiek na mnie działać? Zdecydowanie nie.

Czy działa? Zdecydowanie tak...

Otworzyłam drzwi od drugiego i w sumie wyglądał podobnie do pokoju Ambar.
Położyłam walizkę i zaczęłam rozpakowywać swoje rzeczy.

Na początku zajęłam się swoimi ubraniami które włożyłam do ogromnej białej szafy.
Ten pokój jest zdecydowanie zbyt duży dla mnie.
Nie jestem przyzwyczajona do takich rzeczy.

Następną rzecz po jaką sięgnęłam z walizki były moje wrotki.
Gdy tylko je zobaczyłam przypomniało mi się wydarzenie z poprzedniego dnia.

Na samą myśl o tym wspomnieniu dreszcz przebiegł przez całe ciało.
To jak brakowało mi powietrza i jak nie mogłam się stamtąd wynurzyć przez ciężkie wrotki było straszne.
Zdecydowanie chciałabym wymazać to z mojej pamięci.

Patrzałam na te wrotki i automatycznie łzy pojawiły się w moich oczach.
Miałam związane z nimi tyle wspomnień a teraz nie mogę już na nich jeździć.
Są całe do wywalenia.
Wysunęłam rękę po ty by zakręcić kółko lecz nic się nie działo.
Stało w miejscu.
Muszę z ciężkim żalem kupić sobie nowe.

Miałam trochę odłożonych pieniędzy ale czy starczy mi na nowe wrotki?
To będzie dosyć spory koszt a mama napewno nie da mi pieniędzy.

Niechętnie pozwala mi na nich jeździć, ponieważ uznaje że zabiera mi to za dużo czasu. Czuję że mi nie ufa co jest dosyć smutne bo przecież wychowuję mnie od jakiś 15 lat...

Zajrzałam do skarbonki którą zabrałam ze sobą.
Niestety miałam tam tylko prawie 50 dolarów.
Powinno starczyć na jakieś dobre wrotki ale wtedy nie zostanie mi nic na życie.

Czy przejmuję się tym że wydam moje wszystkie pieniądze?
Może odrobinę.
Ogólnie mam w to wyjebane. Wrotki są dla mnie moim całym światem. By jeździć mogę nawet żywić się papierem do końca życia.
Nie potrzebuję nic więcej.

Kontynuowałam rozpakowywanie się gdy usłyszałam otwierające się drzwi.
Obejrzałam się i zobaczyłam Monice.
Czyli moją mamę.

- Jak tam Luna? Podoba ci się pokój? - zapytała mnie z uśmiechem.

Wciąż byłam na nich za to obrażona, ale nie chcę się z nimi kłócić. W końcu to moi opiekunowie.

- Jest okej, ale tak jakoś tu sztywno i sztucznie. - odpowiedziałam Monice.

- A no tak zapomniałam ci powiedzieć - uśmiechnęła się promiennie - pani Sharon powiedziała, że możesz urządzić pokój jak tylko chcesz. Wiem że masz inny styl więc jeżeli chcesz to na dniach możemy przejść się po sklepach i coś wybrać.

- Dziękuję mamo.

Po czym przytuliłam się do niej.
Przyda się tu ogromna metamorfoza.
Musi być tu pełno kolorów, bo narazie jest stypa. No nudno tu jest.
Zrobię to lepiej.

- A właśnie Luna, w poniedziałek zaczynasz chodzić do szkoły...
Będziesz jeździć do niej razem z Ambar i Reyem (pomocnikiem pani Benson).

Odrazu to zepsuło mi humor.
2 dni. Dwa dni przygotowywania się psychicznie do tego gówna.
Ja tam umrę prędzej niż dotrę.
Po kilku minutach mama opuściła mój pokój po to bym wreszcie poszła spać.

Możecie się zastanawiać dlaczego nazywam Monice i Miquela jako moich rodziców.
Tak naprawdę dla mnie są jak rodzice.
Opiekują się mną od dziecka.
Gdy moi prawdziwi rodzice zmarli, miałam może z rok.
Kompletnie ich nie pamiętam.
Jest mi trochę przykro, ponieważ chciałabym czasem by byli gdzieś obok mnie.
Ale moi opiekunowi są idealnymi rodzicami.
Zawsze będą odgrywać ważną rolę w moim życiu...

~~~~~~~
1121 słów

Luna x Ambar / Fanfic Soy Luna |WSTRZYMANE|Where stories live. Discover now