II

138 8 1
                                    

Zaczęły się wakacje, więc ani ja, ani Synek, ani Wężyk, czy Lucyna Lusia Lutosława, nie przebywaliśmy za często na dworcu. Musiałam przyznać, że niemal codziennie zadawałam sobie pytanie, czy te moje wszystkie wyliczenia nie ograniczały się wyłącznie do mnie. 

Lusia już nie dzwoniła; jeśli czegoś chciała, to posługiwała się wyłącznie formą pisemną, a jej wiadomości miały to do siebie, że niemal zawsze wybrzmiewały nieco opryskliwie. Dopiero, kiedy dzwoniła, a ja słyszałam jej żywy głos, uspokajałam się: "Czyli nie jest na mnie wściekła". Rozmyślałam. Teraz jednak miałam wrażenie, że była na mnie wściekła nieustająco.

W przeciągu kilku miesięcy, strajki zdążyły przycichnąć. Nawet najgłośniejszy Kraków powiedział "stop" co tygodniowym marszom przeciwko normalizowaniu spożywania ludzkiego mięsa. Musiałam przyznać, z pewnością nie tylko ja sama, że ludzie powoli przytakiwali wpajaniu tej samej formułki, niejako "żule" mieli nie być ludźmi. Ba, wśród samych pijaków rozniósł się jakiś chory trend szybszego doprowadzania się do śmierci, odkąd kontynuowano i kontynuowano wmawianie, że pozbywanie się "ludzi ich typu" oczyszczało kraj. Może chcieli zrobić dobry uczynek, skoro wiedzieli, że, w takim stanie, na nic innego nie było ich stać. Nie zapomnę tego zimna, które przeze mnie przepłynęło, kiedy usłyszałam, jak z ust jednego żula wyszły TE słowa: "Straciłem wszystko, to zacząłem pić. Aż ludzie nie zaczęli przerabiać meneli na kebaby. Wiadomo, kiedy jużeśmy wyfrunęli w kosmosa; nie, że na żywego. Do tegośmy jeszcze nie doszli". Dziennikarka przyłożyła mikrofon do ust i zadała pytanie: "Co pan chce przez to powiedzieć?". On na to: "A to...Pani Wywiaderko, że normalnie niedługo to będą nas ciąć o tak o, na żywego...". Zamachnął się zaczerwienioną dłonią z opuchliznami na palcach i zionął na dziennikarkę oddechem ociekającym procentami. Ta skrzywiła się, ale nie przerwała zadawania pytań: "A dokładniej?". Dociekała. Brzmiała, jakby nie mogła się doczekać, aż ktoś powie to głośno. Żul miał rację. Kiedyś zaczną ich zabijać jeszcze żywych. Cała Polska na to czekała. "No więc, ja nie dożyję tych czasów. Normalnie". Wzruszył krzywo ramionami, jakby myślał, że nikt mu w to nie wierzył. Zrobiło mi się smutno, bo wiedziałam, że nikogo nie interesowały zapewnienia pijaka, choć on z taką pasją się im oddawał, jakby był pewien, że ktoś brał go na poważnie. "Zachleję się i nie obudzę się i normalnie w drugim życiu...tam na górze, ło, będę patrzał, jak żem wspomógł kraj w tym ich całym planie na oczyszczanie". Zarechotał i czknął. Tak, Panie Żulu, tak zwane: "nie czuję, jak rymuję". 

Kebab z żuli na Dworcu w WarszawieWhere stories live. Discover now