III

77 5 0
                                    

Przebiegł przeze mnie piekący dreszcz, kiedy moim oczom ukazała się znajoma twarz Wężyka. Bez zastanowienia zaznaczyłam spoconym kciukiem ikonkę "obserwuj" i, choć wcale mi się to nie podobało, kliknęłam białe serduszko, które zabłysnęło czerwienią. Byłam 5687 polubieniem. Pięć była moją ulubioną cyfrą, ale kontent opierający się na jedzeniu kebabów zdecydowanie nie był moim ulubionym kontentem.

Miał rozszerzone źrenice i obcy uśmiech na twarzy, którym nigdy wcześniej nie zaszczycił ani mnie, ani Synka, ani Lusi. Pierdolił głupoty, jak to on. Tym razem poświęciłam swoją uwagę i energię, by go zrozumieć. W tle filmu przebijała się Makeba.

"Dzisiaj testujemy Kebaba z młodego żula. Ostatnio jadłem tylko te z mrożonego mięcha, więc wyschła mi gęba. Muszę posilić się czymś soczyssssstym". Posilić? Pomyślałam. Skąd ten kretyn znał takie ładne słowa?

"Jak wiadomo, puste budy równa się młode mięcho. Ten jest z sosem majonezowym i papryczką meksykańską. Sprzedawca gadał, że jego syn pracuje w meksykańskiej firmie i sam mu ją przywiózł. Wiadomo, że sprzedawcy kebabów zawsze mówią prawdę". Odparł z przekonaniem i wyciągnął z siatki ciężki placek. Udał, że ociera pot z czoła i odetchnął, jakby dźwigał ciężar.

"Majonezem jedzie po całej chacie, a jak się zaciągniesz to w nosie trzepie- taki ostry! Zademonstruję wam, jak prawidłowo zaciągnąć się kebabem". Nie...pokręciłam głową w geście zawodu. Zrobił to i naprawdę wsadził sobie nos w w pazłotko. Skrzywiłam się, kiedy jego nozdrza odchyliły się lekko, a oczy zabłysnęły, jakby zaraz miał się zalać łzami. Nie wierzyłam, że to wszystko przez jednego kebaba. Oczy Wężyka były niemal wiecznie suche; mógł wpatrywać się w promienie słoneczne przez kilkanaście minut, choć ja podlewałam rzęsy już po sekundzie. Pomyślałam, że przez te dwa miesiące musiało stać się z nim coś makabrycznego. Prychnęłam, kiedy pomyślałam sobie, ile nieświadomych ludzi to oglądało. Kolejny chłop, który testuje żarcie; "Ile ma kasiory! Tyle kebsów! Zazdrooo!". Dupa Jasio. Zadrwiłam. Weszłam na jego profil. Na jednej z miniaturek widać było, jak zajada się kebabem, a na drugiej, jak ma całą gębę w sosie. Że też mu nie wstyd? Pytałam się w duchu. Wężyk zawsze stronił od mediów społecznościowych; oglądał tylko Tivolta. Taki youtuber-dziadek, co grał w gierki od zarania dziejów. 

Przewinęłam do samego końca. Nie była to długa przeprawa; konto prowadził od czerwca, czyli ledwo miesiąca. Wrzucił kilkanaście filmów; po jednym lub dwóch w ciągu dnia. Każdy z kebabem na miniaturce.

„Elo elo! Na tym profilu będzie testowanko kebabików. Mam taki plan, żeby jeździć po Polsce i łapać budki z różnymi kebabami. Ponoć mięcho mięchu nie równe, bo to od miast zależy". Włączyłam pierwszy film, a na mojej twarzy zarysował się grymas obrzydzenia. Wężyk sprawiał wrażenie tego jednego chłopa, który przepadł na rzecz internetu.

„No to co? Zacznijmy od klasyka. Ten tutaj akurat jest z Lublina. Słyszeliście, że, na rocznicę kilkudziesięciu lat działania, Piri-Piri włączyło do sprzedaży kebaby z żuli? No...tego nikt się nie spodziewał!". Jego irytujący rechot odbił się echem w moich uszach. Był cholernie podekscytowany.

Z każdym kolejnym filmem, który przeglądałam, albo robił się za szeroki na kamerę, albo rozszerzały mu się źrenice. Film, który udostępnił kilkanaście minut temu, okazał się przełomem. Wężyk miał wypchane policzki, jakby nawdychał się pary, albo nawciskał kostek lodu; był cholernie opuchnięty. Może zaczął ćwiczyć? Zastanowiłam się. Nic z tego; na filmie, który opublikował wczoraj, mogłam zauważyć, jak z przylegającej bluzki, spoconej, swoją drogą, odznaczały się fałdy tłuszczu. Ja pierdolę! Zaklęłam cicho. On się marnuje. Myślałam.

„Dzisiaj robimy challenge 4 ostre kebaby z młodych żuli na raz! Zobaczymy, czy się zrzygam". Obejrzałam uważnie, jak wgryzał się w bułkę i dostawał do mięsa. Przybliżył wypchany placek do kamery, a ja gwałtownie odsunęłam od siebie telefon, jakbym obawiała się, że swąd ludzkiego mięsa przebije się przez ekran i dostanie do mojego nosa.

„Dostałem bilety do Warszawy od mojej wyrąbistej psiuły, więc zabiorę was razem do stolicy i spróbujemy znaleźć najlepszy warszawski kebsik z żula!". Słynne „kebaby z żuli na dworcu centralnym w Warszawie"...westchnęłam. Jeszcze niedawno kpiliśmy sobie z nich; nawet ja miałam wystarczająco siły psychicznej, żeby odnaleźć w tym krztynę humoru. A teraz? Obserwując obłąkańczą twarz Wężyka, ledwo zdołałam chociażby mrugnąć. W głowie mi pulsowało. „Pokaż się, Luśka". Zamarłam. Rzeczywiście, odetchnęłam w szoku, z Wężykiem była Lusia. Z początku uczułam żal, jakbym nie rozumiała, dlaczego to ją nagrywał, a nie mnie; dlaczego to ona, a nie ja? Po chwili zrozumiałam i pokręciłam głową. Znowu chciałam czegoś, czego nie chciałam. Myślałam.

Lusia miała jeszcze bardziej krótkie włosy. Odkąd pamiętam, ścinała je do ramion i farbowała na lśniący blond. Na nagraniu Wężyka, miała je do uszu. Co więcej; były postrzępione, szczególnie końcówki. Fioletowy odcień pomadki rzucał się w oczy, choć na niektórych ujęciach jej usta sprawiały wrażenie niemal sinych. Śmiała się głupkowato i zakrywała twarz dłońmi. Te same blade paznokcie; żadnych odważnych kolorów. Odetchnęłam. Chociaż z tej strony Lusia pozostawała Lusią.

„Powiem wam, że te warszawskie kebaby z żuli to przeruchane są. Jakby miał wybierać, to tylko te z Lublina. A co wy na to, wariaty, żeby spotkać się w Lublinie na kebsika? Ten, kto zje najwięcej, dostanie...". Zamyślił się. Siedział na tej swojej kanapie o kolorze zgniłej zieleni, a za nim rozciągała się rzeka srebrnych opakowań po kebabach. „Nagrodą będzie kasa, ale ile- sami się przekonacie! Więcej info wkrótce. Elo". Zakrył kamerę otwartą dłonią.

A co, jeśli to ty zjesz najwiecej kebabów, Wężyk?

Kebab z żuli na Dworcu w WarszawieWhere stories live. Discover now