iv

90 7 62
                                    


Blade otworzył oczy, mrugając parę razy. Poczuł nagły ból w swojej prawej skroni i skrzywił się. Dotknął ręką tego miejsca, a kiedy na nią spojrzał, zobaczył krew.

Nie pamiętał nic, co doprowadziło go do tego stanu. Leżał na miękkiej ściółce w lesie, z raną po prawej stronie głowy. Było tak gorąco, że z trudem łapał oddech.

Usiadł i zaklął, kiedy zakręciło mu się w głowie. Rozglądając się zauważył wystający z ziemi ostry kamień, o który prawdopodobnie musiał się uderzyć, kiedy upadał. Ale dlaczego upadł?

Spojrzał na telefon i zobaczył kilka nieodebranych połączeń od Kafki i wiadomość, od Silver Wolf, „wszystko gra?". Uniósł brwi, szczerze zbity z tropu, Silver Wolf nigdy nie pisała takich rzeczy. Mimochodem spojrzał na godzinę i widok zdziwił go prawie tak samo, jak wiadomość, którą dostał. Było już popołudnie.

Wstał na równe nogi i spojrzał przed siebie. Znajdował się już prawie w mieście, widział białe mury, które wyłoniły się zza szeregów drzew. A więc musiał przez jakiś czas jeszcze iść, zanim stracił świadomość. Ponieważ ostatnie co pamiętał to czytanie wiadomości od Kafki, a wtedy las był jeszcze gęsty.

Potem ten sen... kolejne wspomnienie wykopane spod gruzów osoby, którą był. Krew się w nim gotowała, wiedząc, że to wszystko jest tylko po to, aby zaleźć mu za skórę i osłabić. Nie wiedzieli jednak, że jego miecz karmi się furią.

Niech przyjdą, pokona ich wszystkich, niech przybędzie sam wódz Legionu, a zabije go, przysięgał, że zabije.

Chciał go wyprowadzić z równowagi? Bardzo dobrze. Zobaczy z czym zadarł.

Nagle poczuł to. Temperatura spadła, a ciszę rozdarł nieziemski huk, który sprawił, że zadzwoniło mu w uszach. Ptaki zerwały się z drzew, uciekając stadnie z dala od miasta.

A więc stało się. Byli tutaj.

Idealnie na czas, pomyślał, rzucając się biegiem w ich kierunku, z mieczem w ręce. Już nie mógł się doczekać.

Pomyślał o niefortunnych żołnierzykach z Xianzhou, których lądowanie oglądał. Zrobiło mu się ich niemal szkoda, kiedy oglądał na niebie setki portali i tysiące potworów, które z nich powychodziły.

Poczuł znaną sobie już w takich sytuacjach euforię. Ta walka mogła skończyć się jego śmiercią. Na dobre. Istniał cień szansy, że za którymś razem w końcu się nie odrodzi, a jego ciało rozpierzchnie się w pył razem z tymi wszystkimi niewygodnymi wspomnieniami.

Wskoczył na wierzch muru i zaczął biec, zwracając uwagę paru Bestii z Fragmentum, które natychmiast rzuciły się w jego stronę.

Blade patrzył, jak się zbliżają, ich ruchy powolne i ślamazarne. Pokonał je w kilka cięć, nie zdążyły go nawet zaatakować. Ale nim zdążył mrugnąć na ich miejscu znów pojawiły się kolejne i kolejne. Jego miecz poruszał się w zawrotnym tempie, tnąc niezdarne bestie na kawałki.

Westchnął krótko, kiedy wszystkie leżały martwe, rozglądał się oczekując następnych, ale był jeszcze jeden punkt, do którego się gromadnie kierowały.

Chciał już za nimi ruszyć, nagle jednak dostrzegł błysk lecących na pobliskiego potwora lodowych ostrzy. Wyglądały znajomo. Ta technika kojarzyła mu się z małym następcą Jing Yuana.

Otworzył szerzej oczy, kiedy zobaczył szybko poruszającą się figurę w niebieskich szatach. To bez wątpienia był on. Znał te ruchy i technikę wystarczająco dobrze, z ich ostatniego spotkania.

A więc Jing Yuan wysłał tu swojego dzieciaka? Zupełnie bez opieki? Dostrzegł jeszcze dziewczynę, którą też widział na Luofu, dzierżącą ogromny miecz. Nie wyglądała na dużo starszą od chłopaka.

gold [jing yuan blade]Where stories live. Discover now