Rozdział 1 część 2

51 3 5
                                    


-Mirage! Blurr nie żyje, widziała jak te ohydne kony rozłupały jego kapsułę laserem.

Mirage spojrzał na nią z zaskoczeniem i przerażeniem.

-Wystrzel drugą kapsułę! Oni wiedzą że będziemy się starać uciekać, wystrzel a ja za moment zredukuję moc do ciągu jałowego, będą myśleć, ze statek został pusty, że porzuciliśmy go by się ratować! Nadam jeszcze sygnał SOS...Już, szybko Winny!- krzyknął za femme, która z powrotem biegła na dolny pokład. Wystrzeliła kapsułę i obserwowała jej lot prze małe okienko. Wstrzymała oddech, jej iskra na moment przestała pulsować. Poczuła jak statek zwalnia. Nie była w stanie ruszyć z miejsca, zaraz jej los się rozstrzygnie.

„Czemu nie strzelają do kapsuły?- gdy tylko ta myśl przemknęła jej przez głowę, Deceptikony wypuściły kilka ostatnich strzałów w stronę statku, po czym cały ogień skupiły na kapsule. Po chwili zostały z niej spalone i powykręcane resztki metalu.

-Winblade, Winblade! Rusz się do rdzy!- botka poczuła jak ktoś ciągnie ją za rękę. W końcu oderwała wzrok od okna, ale przez ciemność nic nie widziała. Dopiero po kilku sekundach jej optyka dostosowała się do zmienionych warunków oświetlenia.

-No chodź, musimy się schować, w razie jakby Kony postanowiły dla pewności przeszukać statek- Mirage szarpnął ją mocno, dopiero wówczas Windable ocknęła się z osłupienia.

-tak, racja, szybko...- wydukała z siebie.

Prędko weszli do szybów wentylacyjnych, wypatrując przez kratkę na ciemny korytarz. Grobową ciszę przeszywały jedynie ich nierówne oddechy. Nagle gdzieś nad nimi rozbrzmiał hałas tłuczonego szkła. Para przyjaciół aż podskoczyła

- deceptikony musiały wtargnąć przez któreś z okien na mostku-szepnęła Windable

-yhm, cicho.

Zrobiło jej się głupio, ze papla w takie sytuacji.

Z góry dochodziły odgłosy kroków.

-Eeeej, Knockaut, tu jest jeszcze dolny pokład- do audioreceptorów ukrytych Autobotów dotarł znajomy głos Deceptikona, Breakdowna.

-To co się guzdrzesz olbrzymie, idź, osłaniam twoje tyły.

„Ten lalusiowaty głosik poznam wszędzie, cholerny Knockaut... jakbym był tu sam... zgasiłbym jego iskrę, choćby miała być to ostatnia rzecz w moim życiu..."- pomyślał Mirage, a na samo wspomnienie medyka deceptikonów wezbrała w nim złość. Zacisnął zęby, objął ramieniem Windable i przyciągnął ją bliżej siebie, jednocześnie odsuwając się nieznacznie od kratki wentylacyjnej. Bał się o nią, szczególnie po tym, co spotkało ją z rąk, a raczej szponów wiśniowego medyka.

Ciężkie kroki Brekdowna były coraz bliżej. Światło jego reflektorów zbliżalo się do ich kryjówki. Windable zacisnęła powieki i wtuliła się w swojego przyjaciela, oboje znieruchomieli, sparaliżowani strachem.

-Tu nic nie ma- światło odwróciło się od kratki, deceptikon musiał odwrócić się do swojego towarzysza.

-Jesteś pewien?

-No tak, pusty korytarz, dwa puste miejsca po kapsułach ratunkowych, tchórze próbowali uciec, a mu ich rozwaliliśmy, hahah, znowu zwycięstwo!- zaśmiał się Breakdown.

-Nie do końca, wiesz, że jest jeden Autobot, którego mamy przywlec na statek Megatrona z iskrą w komorze, ta Cityspikerka, jak ją rozwaliłeś, to Megatron odegra się na mnie!- w głosie Knockauta słychać było wzbierającą złość.

-Na pewno ona nie leciała tym statkiem, tego autobockiego robactwa jest pełno w kosmosie, hehe- zaśmiał się olbrzym- Byśmy musieli mieć niezłego pecha...- dodał z ledwie słyszalna nutką niepewności.

-Obyś miał rację- warknął Knocaut-raportuje do, szefa siedź cicho- rozkazała towarzyszowi, po czym połączył się z Nemezis- Tu Knockaut... Starscream? Czemu to ty odebrałeś moje połaczenie a nie Lord Megatron? Wiesz że nie lubię rozmawiać z sekretarkami- zaśmiał się i razem z Brekdownem wyminili porozumiewawcze usmiechy. Żaden Deceptikon nie dażył bowiem Starscrema szacunkiem. Po sekundzie dało się słyszeć nerwowe warknięcie po drugiej stronie komunikatora, co wywołało u Brekdowna i Knockauta złośliwy śmiech

-Bo Lord Megatron chwilowo nie jest w stanie...- odparł Starscream- poza tym dla ciebie jestem KOMANDOR STARSCREAM!!!

-Dobrze już dobrze, nie gorączkuj się, bo jeszcze na zawał zejdziesz... ooo cóż by to była za strata dla Lorda Megatroa....- dodał ironicznie Knockaut.

- Gdzie jesteście?!- przerwał mu dowódca poszukiwaczy (Starscream- jak ktoś nie wiedział) -Ile można na was czekać?- warknął, wyraźnie zniecierpliwony.

-Mieliśmy pewne komplikacje, statek Autobotów wszedł nam w drogę, ale jak zwykle w starciu ze mną i moim towarzyszem poniosły sromotną klę...

-Dobrze, dobrze...- poszukiwacz ponownie mu przerwał- przesyłam współrzędne naszego statku, nie guzdrać mi się! Bez odbioru.

-Eh- Knockaut przewrócił optykami i spojrzał na swojego pomocnika- ten Starscream jest nie do zniesienia, mam nadzieję, że jak już będziemy na statku, przywita nas Lord Megatron, a nie ta wstrętna pokraka...

-No, ja to na tego samolocika patrzeć nie mogę- zaśmiał się Breakdown- te jego chytre optyczki i rozbiegane spojrzenia, jakby cały czas coś knuł...

-A weź mi nawet nic już nie mów, wracajmy lapiej do statku, bo jak zaraz do nich nie dolecimy, Starscream naprawdę zejdzie na zawał...

-Lord Megatron będzie nam przynajmniej wdzięczny, że uwolniliśmy go od wiernego inaczej sługi hahahaha, no co ty Knocky, chyba chcesz uzyskać uznanie Lidera?- zapytał retorycznie granatowy Kon, śmiejąc się szydersko.

-No pewnie, że chce, ale lepiej już chodź, muszę się jeszcze porządnie wypolewrować na spotkanie z Lordem.

Windblade i Mirage nasłuchiwali jak kroki i śmiechy zadowolonych z siebie Deceptikonów oddalają się niespiesznie. W końcu nastała grobowa cisza. Poczekali jeszcze kilka minut zanim opuścili swoją kryjówkę. Wchodząc na gorny pokład ich receptory temperatury od razu zarejestrowały potworny chłód. Jedna z szyb na mostku była całkowicie wybita, przez co do środka statku wdarł się kosmiczny ziąb.

-Nie wytrzymamy długo w takich warunkach- stwierdziła z niepokojem Windblade.

Mirage nic nie odpwiedział. Sam zdawał sobie doskonale sprawę, że jeśli nie Deceptikony, to potworny chłód zgasi w niedługim czasie ich iskry. Powoli na nowo uruchomił zasilanie na statku, siadając za sterami na miejscu kapitana. Winblade w ciszy zajęła miejsce przeznaczone dla mechanika pokładowego i zaczęła analizować odczyty mówiące o stanie technicznym statku. Jej przyjaciel w tym czasie sprawdzał, czy na radarach na pewno nie ma zbliżających się jednostek bądź asteroid.

-Nie mamy osłon zupełnie, silnik drugi uszkodzony zupełnie, pierwszy sprawny- nie dostał, za to ze zbiornika drugiego nad silnikiem drugim całkowicie wyciekło paliwo podczas ostrzału... szacowany zasięg...

-Musimy lądować na tej planecie- przerwał jej Mirage- wiem, że nigdzie dalej nie dolecimy tym złomem.

-Bez osłon i ze zbitą szybą i tak nie przeżyjemy przejścia przez atmosferę- zauważyła smutno Windblade.

-Jak tu zostaniemy i tak umrzemy!- krzyknął Mirage, na co femme skuliła się na swoim fotelu- przepraszam, Winny...-szepnął ledwie słyszalnie

Transformers: Jeszcze jedna szansa...Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ