Rozdział 35

347 10 0
                                    

Chloe

Ile upłynęło czasu, odkąd tutaj jestem? Dwa tygodnie, miesiąc czy więcej? Na początku liczyłam, ale przestałam. Straciłam rachubę, kiedy dotarłam do dziesiątego palca drugiej dłoni. Dostaję co jakiś czas wodę i chleb. Wydaje mi się, że schudłam. Nie wiem, jaki mamy dzień, bo nie wypuszczają mnie z tych przeklętych czterech ścian, wprawiających mnie w klaustrofobię. Niekiedy wydaje mi się, że tracę kontakt z rzeczywistością. W takich chwilach najlepiej mi się funkcjonuje. Zamartwianie się zżera mnie od środka, a bezczynność sprawia, że zaczynam świrować. Uśmiech zeszedł z mojej twarzy, odkąd napadł na mnie Matteo w domu Ryana. Chcę mi się płakać. Jestem taka bezsilna i nie mogę zrobić nic, żeby naprawić obecną sytuację. Nie poprawia fakt, że nic nie wiem o stanie Ryana. Nie wiem, czy ma się dobrze. Właściwie nie dopuszczam do siebie myśli, że mógł nie przeżyć starcia z kulą. W głowie odtwarzam sobie chwile które spędziliśmy razem. To pomaga mi przetrwać. Popadam w coraz większą otchłań własnych myśli, a ona zdaje się nie mieć końca. Nathaniel przychodzi w nocy i przestawia mnie do łóżka. Tam też zostaję przykuta kajdankami. Do tej pory, nie zrobili mi większej krzywdy, ale boję się, że to cisza przed burzą. Któregoś dnia wkroczą któregoś z całą zgromadzoną siłą i to będzie mój koniec. Koniec mnie, Ryana. Koniec nas. Co jakiś czas wstaję z krzesła, na tyle na ile mogę. Czyli niewiele. Polega to mniej więcej na uniesieniu tyłka, który boli mnie od ciągłego siedzenia. Noce wydają się wybawieniem. Najgorszym w tym wszystkim jest samotność. Można zwariować. W tym zamkniętym pomieszczeniu czuję się jak ktoś psychicznie chory. I z czasem, może stać się to prawdą.

Drzwi gwałtownie się otwierają, tym samym przerywając na moment moje użalanie się nad sobą. Do pomieszczenia wchodzi Nathaniel, a ja spodziewam się ubogiego posiłku. W jego dłoniach jednak nic nie ma, na co pochmurnieję. Jestem już głodna i sama myśl o jedzeniu przyprawia mnie o ciarki.

Mężczyzna podchodzi do mnie, a ja się wzdrygam. Do tej pory nie podniósł na mnie ręki, ani nie zrobił nic, co mogło by mi zaszkodzić, pomijając ulokowanie mnie w zamkniętym pokoju, ale jego postura wzbudza grozę. Dotyka moich dłoni, na co zaciskam powieki. Po chwili słyszę trzask odblokowanych kajdanków. Nie mogę w to uwierzyć. Jestem jednocześnie uradowana jak i przerażona. Karze wstać. Robię więc, co nakazuje, bez żadnych gwałtownych ruchów.

Na początku, kiedy się tu pojawiłam, zaczęłam obmyślać drogę ucieczki, ale szybko porzuciłam ten pomysł. Nie wiem, dokąd mnie zabiera. Idę za nim, rozglądając się po mijanych pomieszczeniach. Kiedy tu przyszłam, miałam niewidzialne klapki na oczach. Moje myśli były zajęte świeżą sprawą z Ryanem. Dopiero teraz, mam możliwość się rozejrzeć.

Dom urządzono w starym stylu i nie wydaje się, aby to miało się zmienić. Charakter wnętrza jest zimny. Widać, że nie ma tutaj kobiecej ręki, która by dodała pluszowych poduszek na kanapie, czy postawiła multum świeczek na komodzie. Zamiast nich, jest porcelana jako element zdobienia. Zamiast lamp, ogromne żyrandole, umeblowanie w ciemnym brązie i czerwone zasłony przymocowane do dużych okien, mierzących pół ściany. Nathaniel mnie ponagla, więc nie zdążam się rozglądnąć dobrze po wnętrzu. Schodzimy na dół, po schodach, a ja próbuję się nie potknąć o słabe nogi, które niosą mnie bez sił. Otwiera przede mną drzwi. Z bijącym sercem zbieram się na odwagę, by przekroczyć ich próg. Podnoszę wzrok, a ten, spotyka się z oczami Ryana, siedzącego na fotelu.

Ryan.

Jest cały. Żyje.

Moje serce zaczyna bić w przyspieszonym rytmie. Na mój widok podrywa się z obandażowanym bokiem, ale Greg nakazuje mu usiąść. W pomieszczeniu znajduje się tylko ich dwójka. Nie ma Matteo, dzięki Bogu. Jest powodem, dla którego tutaj się znalazłam, a Ryan ledwo uszedł z życiem.

Spicy HateWhere stories live. Discover now