Tlen

1.3K 19 26
                                    

Obudziłam się wieczorem, bo za oknem było już ciemno. Byłam w jakimś szpitalu. Nie bardzo wiedziałam, bo dalej czułam się słaba i powieki same mi się zamykały. Obok łóżka siedział Will, a Dylan przechadzał się po salce główkując. Reszty braci nie widziałam w pobliżu. Chyba nie wiedzieli, że się obudziłam, bo wciąż pozostawali bez zmian. Gdy już odważyłam się ruszyć ręką, coś w niej dostrzegłam. Był to wenflon.

- Malutka... - Powiedział cicho Will, jakby się nad czymś zastanawiał.

Nagle przeniosłam wzrok z ręki na Willa.
Boleśnie uświadomiłam sobie, że strasznie boli mnie głowa i prawa ręka, ta na której nie miałam kroplówki.

- Hailie wiesz co ty zrobiłaś?! Bardzo się o ciebie martwiliśmy. - wręcz wykrzyczał Dylan. - Nie rób tak więcej, dziewczynko.

- Dylan. - Will spojrzał na brata znacząco. - Ciszej.

Dylan nie zdał sobie sprawy, że tym krzykiem zwabił pozostałych braci, którzy jak się okazało byli na korytarzu.

- Hailie, musimy porozmawiać. - Głos dobiegający z drzwi był jak zawsze lodowaty, ale też trochę zatroskany.

- Teraz? - Zapytałam.

- Nie, nie teraz. - Odpowiedział Vince. - Jak wrócimy do domu.

Westchnęłam. Chciałam jak najszybciej wrócić do domu. Tak bardzo potrzebowałam odpocząć w swoim pokoju. I odbyć tę głupią rozmowę.

- Czemu nie możemy już z stąd wyjść? - Spytałam z nadzieją.

- Hailie, masz złamaną rękę i jesteś na lekach przeciwbólowych. - Powiedział Vincent. - Nie możesz sobie tak po prostu opuszczać szpitali.

Przewróciłam się na drugi bok i tylko jęknełam z bólu. Coś strzyknęło w tej złamanej ręce. Will od razu przybiegł i coś mi mówił, ale o dziwo nie słyszałam nic. Ostatni raz spojrzałam się na Vince'a.
Potem zamknęły mi się oczy...

Obudziłam się o 2:28, bo ciągle tykający zegar na ścianie nie dawał o sobie zapomnieć. Przy moim łóżku siedział tylko Vincent, a gdzieś na korytarzu kręcił się Will. Chciałam poruszyć palcami, by zawiadomić, że się obudziłam. Bardzo słabo mi to wychodziło, ale po paru próbach się udało i Vince zwrócił się do mnie.

- Czemu nie śpisz, Hailie? - Spytał Vincent. - Jest druga w nocy.

- Nie wiem, po prostu się obudziłam. - Odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Co mi się w ogóle stało, że wtedy zemdlałam?

- Pielęgniarka dała ci leki usypiające, byś nie czuła bólu, bo przewróciłaś się na złamaną rękę i to mogło się źle skończyć. - Odpowiedział patrząc mi się w oczy.

- Mhm... - Mruknęłam Cichutko.

To dało Vincentowi znak, że może powrócić do wystukiwania czegoś na telefonie.

- Vince? - Zapytałam.

- Tak, Hailie? - Odpowiedział pytaniem brat. - Coś się stało?

- Nie, tylko... - Zaczęłam kaszleć i się dusić.

- Hailie, spokojnie. - Powiedział głośno Vincent. - Oddychaj.

Nie mogłam.

Próbowałam, lecz nie mogłam.

Will żwawym krokiem wszedł do mojego, szpitalnego pokoju. Oboje coś do mnie mówili, ale nie mogłam się uspokojić. W końcu Vince nacisnął przycisk zwołujący pielęgniarkę. Zaczynało brakować mi powietrza, a dalej kaszlałam.

Pielęgniarki i lekarz przyszli bardzo szybko. Pielęgniarka założyła mi jakąś maskę tlenową. A lekarz wstrzyknął mi coś w ramię. Był to chyba środek usypiający lub coś na uspokojenie. Powoli zamykały mi się powieki z braku tlenu i zmęczenia. Vince i Will przenieśli mnie na inne łóżko z kółkami.

Maska tlenowa nie działała.

Mam jeszcze mniej powietrza.

- Nie mam powietrza. - Zakaszlałam ponownie i to było ostatnie co udało mi się wydusić...

--------------------------------------------------------------

Hejka ;)
Ogólnie przepraszam, że nie było rozdziałów tak długo, ale byłam na obozie i zabierali tak telefony bardzo często.

Więc jeszcze raz sorki. Dzisiaj dostaniecie jeszcze jeden rozdział, a od jutra już normalnie, czyli codziennie albo co 1 dzień.

Miłego dzionka/ nocy <3
I papatki :)

564 słówa ( robimy postępy)

𝐑𝐨𝐝𝐳𝐢𝐧𝐚 𝐌𝐨𝐧𝐞𝐭 | 𝐌𝐨𝐣𝐚 𝐖𝐞𝐫𝐬𝐣𝐚Where stories live. Discover now