Hailie Monet

1K 26 15
                                    

- Dzień dobry, Hailie Monet.

Gdybym nie widziała i tak domyśliła bym się, że to Adrien. Za dużo razy to do mnie powiedział, żebym tego nie znała.

Mruknęłam pod nosem jakieś przywitanie, a on bez słowa wszedł. Ciągle za Vincem.

- Co ty tu robisz? - Powiedziałam głośno, by mnie usłyszał. - Po co do mnie przychodziłeś?

Rozumiałam ton i zachowanie mojego głosu. Nie chciałam być dla niego miła, na pewno nie, kiedy powiedział do mnie takie podłe rzeczy w gabinecie Vincenta. I to nie aż tak dawno.

- Spokojnie. - Odpowiedział z tym swoim uśmieszkiem. - Na pewno nie chcę kłótni.

- Pfff, to tu nie przychodź. - warknęłam.

- Hailie, uspokój się. - Powiedział prosto Vincent. - Adrien chce tylko porozmawiać.

- No to jakoś mu nie wychodzi ta rozmowa. - Przewróciłam się na drugi bok, byle by tylko z nim nie rozmawiać.

- Hailie. - Powiedział już ton donioślej. - Zostawić was samych, żebyście mogli porozmawiać? Bo bardzo tego chciałeś. - Ty razem zwrócił się do Adriena.

Adrien tylko kiwnął głową, zapewne by nie robić nie potrzebnej afery. Moi bracia powoli, jak nie najwolniej, przeszli do wyjścia i tylko jak drzwi kliknęły, dając znak, że jesteśmy już sami, Adrien rozpoczął rozmowę:

- Hailie, możemy już normalnie porozmawiać? - Zapytał Adrien z nutą nadzieji w głosie. - To jest bardzo ważne.

- Ważne?! - Powtórzyłam, na nowo się denerwując. - Nie no nie mogę.

- Hailie. - Powiedział głośniej Adrien.

Wiedziałam, że i tak nie odpuści, bo tylko po to przyjechał do mnie do szpitala, żeby powiedzieć mi tę zaskakujące wiadomości.

I wiedziałam też, że na pewno wysilał się tak bardzo dla mnie.

- No, dobra. - Obróciłam się do niego. - Mów.

- Dobrze, pamiętasz może sytuację z Mayą i Montym? - Zapytał mnie. - Gdzie to ja miałem zostać mężem Mayi?

Jeśli myślał, że już po pierwszym pytaniu nie będę nic podejrzewać to się grubo mylił. I to nie były jakieś tam teorie.

- No tak, pamiętam. - Odparłam nieprzekonana.

Adrien jedynie kiwnął głowę ze zrozumieniem i przeszedł do następnego kroku swojego planu.

- Wyszło pewne nieporozumienie i Maya wyszła za Montyiego, co nie powinno się wydarzyć. A jak może już wiesz Maya i ja mieliśmy być małżeństwem, by połączyć nasze rodziny. - Tłumaczył zaciekle.

- Ale po co mi to mówisz, skoro ja to wiem? - Zapytałam szczerze ciekawa co Adrien Santan ma mi do powiedzenia. - Do czego dążysz?

Nie wiedziałam dokładnie co współpracownik mojego brata ma mi do przekazania w szpitalu, ale na prawdę chciałam już mieć to za sobą.

- Hailie... dążę do tego, by powiedzieć Ci...
- Nie skończył bo mu przerwałam.

- Do sedna. - Zapowiedziałam. - Proszę.

Naprawdę takie rzeczy muszą się dziać kilka godzin przed moim wypisem ze szpitala?

- Hailie, z twoim bratem ustaliliśmy, że to ty za mnie wyjdziesz, tak jak miało zdarzyć się to z Mayą, by rodziny Santanów i Monetów się razem złączyły. -
Odpowiedział Adrien na jednym oddechu, zapewne też, by mieć to już za sobą. - Przykro mi, ale niestety nie możesz zaprzeczyć.

Posłał mi współczujący uśmiech, a ja patrzyłam na niego nie dowierzając, co właśnie do mnie powiedział. Mój brat, który wybiera moje całkowite bezpieczeństwo ponad swoje, wyraził zgodę na coś takiego? Jak inni bracia to przyjęli? Nie dowierzałam, dlaczego to ja mam zostać żoną Adriena. I na pewno nie zamierzałam się na to godzić.

Już po kilkunastu sekundach dochodzenia do tego jaki to jest katastroficzny pomysł, wybiegłam z sali najszybciej jak mogłam. Choć moje kości po całym dniu leżenia w łóżku były w koszmarnym stanie, to dość prędko udało mi się je rozbudzić do ruchu. Kiedy już znałam wyjście, łatwiej mi było się odnaleźć wśród wszystkich szpitalnych sal i bez problemu wyszłam ze szpitala. Nie wiedziałam gdzie konkretnie się kieruje, więc pobiegłam do niewielkiego lasu. Wydawał się nieduży i bezpieczny, lecz po wejściu do niego kompletnie zmieniłam zdanie na temat tego co się tam znajdowało. Nie dość, że był wielki to jeszcze było w nim pełno różnych skarp i lekkich klifów.

Na chwilę się zatrzymałam, by zrobić chwilową przerwę na zaczerpnięcie świeżego już powietrza i usłyszałam szelest liści i krzaków tuż obok mnie.

Ktoś mnie śledził? Gonił od początku?

Nie zdążyłam się szczególnie zastanowić, bo moje nogi same wystrzeliły jak z procy. Gdy na początku nie wiedziałam gdzie zmierzam, tak teraz na pewno nie miałam szans wrócić skąd przybiegłam.
Podczas tego szaleńczego biegu totalnie zapomniałam o wszystkich niebezpiecznych spadkach i dziurach z, których mogę spaść. I to przez moją głupotę, niespodziewanie spadłam z jakiejś skarpy, zturlając się z niej. Na szczęście miała tylko kilka metrów, bo widząc inne skarpy bałam się do nich w ogóle podejść. Co dopiero upaść.

Od razu po zturlaniu się, niczym beczka, poczułam piekący ból całego ciała. Nie trzeba było być lekarzem by wiedzieć, że jestem bardzo mocno poobijana. I ręka. Ręka, która teraz przypominała, jakby przeszły przez nią co najmniej trzy klęski żywiołowe. Najgorszą możliwą teraz rzeczą był fakt, że wogóle nie mogę się poruszyć.

Kilka minut później po moich policzkach spłynęły pierwsze łzy. Nie wiedziałam co robić. Czy leżeć i czekać, aż jakaś osoba przechodząca w lesie się akurat mną zainteresuje, albo spróbować swoich sił i podnieść się na równe nogi. Znając mnie pewnie wybrałabym opcje drugą, lecz naprawdę nie mogłam. Samym próbowaniem się zmęczyłam.

Dobra, i tak jestem wdzięczna losu, że nie zemdlałam.

Nie wiem ile tak leżałam, czekając na jakąkolwiek pomoc, ale gdy już usłyszałam kolejny już szelest to przeszedł przeze mnie lekki dreszcz. Nie wiedziałam czy to ze szczęścia, czy ze strachu. Miałam nadzieję, że to któryś z braci mnie aktualnie szuka.

Grubo się myliłam zauważając starszego mężczyznę, kierującego się w moją stronę. Czyli jednak ktoś mnie śledził...

-------------------------------------------------------------

Hejka kochani💕
Po pierwsze bardzo bym chciała wam podziękować za ponad 1000 wyświetleń pod tym. Strasznie się cieszę, bo spełniliście jedno z moich marzeń i nie wiem jak wam się odwdzięczyć. Dlatego zrobiłam wam dłuższy rozdział. No i mam nadzieję, że wbijemy 50 głosów (na razie jest 43), więc nie wiele brakuje🌼

I sorki, że tak późno wstawiłam, ale nie miałam czasu to zrobić wcześniej❥⁠ 

Papaa💗

975 słów (dzisiaj serio dłuższy)

𝐑𝐨𝐝𝐳𝐢𝐧𝐚 𝐌𝐨𝐧𝐞𝐭 | 𝐌𝐨𝐣𝐚 𝐖𝐞𝐫𝐬𝐣𝐚Where stories live. Discover now