Nie Mogę

1K 23 37
                                    

Byłam już strasznie wykończona. Wogóle nie miałam siły na nic.

Ale jakby mnie olśniło gdy zobaczyłam biegnący w moim kierunku braci. Bardzo się ucieszyłam, że mnie stąd zabiorą. Czułam się bezpiecznie w ich towarzystwie, ponieważ wiedziałam, że nic mi nie zrobią.

Dlatego pozwoliłam sobie odpłynąć. Zamknęłam oczy i już nic więcej nie zobaczyłam.

Nie mam pojęcia, ile czekałam, by w końcu się obudzić. Tak bardzo chciałam poczuć ich obecność, że są i mnie wspierają, nawet jakby to było mentalnie. Nie mogłam się doczekać.
Wiedziałam, że będzie czekała mnie rozmowa o mojej spontanicznej wycieczce po szpitalu, ale bez powodu bym tego nie zrobiła. Naprawdę chciałam ich zobaczyć.

Budząc się z tej ,,drzemki" czułam się bardzo dziwnie. Znowu byłam przyczepiona do maszyn jedna z nich dostarczała tlen, druga sprawdzała potrzebne parametry, a trzeciej kompletnie nie znałam. Była źródłem kabli przyczepionych do mojego ciała. Jeszcze do tego miałam jakieś wąsy tlenowe i tradycyjnie kroplówkę. Dla mnie było tego totalnie za dużo. Przecież mogłabym teraz wypisać się z tego szpitala i przejść cały o własnych nogach, ale oczywiście bracia woleli dmuchać na zimne.

- Jak się czujesz? - Powiedział Shane. - Bo ostro zemdlałaś wczoraj.

Wczoraj?

Jak to wczoraj?

Leżałam tu aż jeden dzień. J E D E N D Z I E Ń ?! Zdawało się, jakbym spałam kilka szybkich godzin.

- Ahaaa. - Przedłużyłam. - Dobrze się czuje.

- Dzisiaj wieczorem Vince postara się o wypis dla ciebie. - Poinformował Tony. - Chcemy żebyś odpoczywała w domu.

- Okej.

- A no i będziesz miała prywatnego lekarza. - Dodał Shane. - Wiesz, jakby coś
się stało.

- Mhm. - Mruknęłam.

Starałam się na normalny ton, ale nie wychodziło mi. Musiałam przemyśleć co właśnie usłyszałam. W ogóle gdzie była reszta? Vince, Dylan, Will? Nie pasowało mi to. Może po prostu wyszli. Za chwilę powinni wrócić. Która była wogóle godzina?

Była 14:12. Za kilka godzin wychodzę ze szpitala. W końcu będę mieć spokój. Jeszcze będę musiała odbyć tą rozmowę z Vincem, ale chyba nie będzie tak źle. No dobra, może będzie trochę źle. Będzie bardzo źle. O tym wiedziałam na pewno.
Wiedziałam też, że to przez samą siebie tu jestem.

Miałam nadzieję, że tu już tak szybko nie wrócę. Przynajmniej tak chciałam.

Z braku innych rzeczy do zrobienia, postanowiłam, że pogram z Shanem w karty. Graliśmy już czwartą rundę, lecz nagle przerwał nam jakiś krzyk.

- CO TY TU ROBISZ?! ONA CIĘ TU NIE CHCĘ!!

Ona?

Czy to możliwe, że rozmawiali o mnie? Nieee, przecież w szpitalu są też inne kobiety. Na pewno nie.

W trakcie rozpoczynania z Shanem piątej już rundy, nagle ktoś wszedł. Najpierw wszedł Vincent.

Nie no luzik, to tylko Vince.

Lecz za Vincentem wszedł Adrien. Nie kto inny jak Adrien Santan...

-------------------------------------------------------------

Hej;) Przepraszam, że taki krótki, ale podczas pisania tego rozdziału zmarła mi moja ukochana Świnka Morska [*]
I po prostu teraz płaczę.

Jutro postaram się też wstawić jednego. A i możecie pisać pomysły na dalszy ciąg akcji, bo kończą mi się pomysły.

Miłego dnia/nocy <3
I papaa☆

488 słów ( wiem, że mega krótko)

𝐑𝐨𝐝𝐳𝐢𝐧𝐚 𝐌𝐨𝐧𝐞𝐭 | 𝐌𝐨𝐣𝐚 𝐖𝐞𝐫𝐬𝐣𝐚Where stories live. Discover now