ROZDZIAŁ 42

51 7 1
                                    

Kinnat wpadła na dziedziniec osady umieszczonej wewnątrz Góry Alleluja, zdyszana przeciskała się przez tłum gapiów, a za nią podążał Neteyam przepraszający za lekką agresywność dziewczyny 

- Rian? Teca? - dwudziestolatka szepnęła ze łzami w oczach - Co ci się stało? - spytała podchodząc do stojącego bliżej niej Riana

Chłopak był cały poobijany, posiadał również parę ran ciętych oraz wiele zakrwawionych bandaży. Osiemnastolatek uśmiechnął się lekko, niestety przez opuchniętą wargę wyglądało to raczej na grymas

- Miałem opuścić klan po cichu, niestety Kair nasłał na nie Chodzących We Śnie.. - młodszy brat Kinnat westchnął rozglądając się niepewnie po tłumie gapiów 

- Chodźmy, moja babka ci pomoże.. - Neteyam położył swoją dłoń na jego ramieniu, białowłosa natomiast podeszła do Teca

- Miło cię widzieć. - odparł z uśmiechem i przytulił siostrę 

Parę chwil później i oni znaleźli się w namiocie Tsahik. Starsza kobieta kończyła opatrywanie osiemnastolatka 

- Cholera.. - Neteyam kucnął rozdrażniony - I oni są od roku? - dopytał lekko opuszczając swoje uszy 

- Tak.. Niby Acair ma to pod kontrolą, ale nie wychodzi mu to.. On się ich boi, mimo to próbuje wywołać u nich strach. Ten cały Quaritch..

- Mi się wydaje, że to nie kwestia Quaritcha. Acair stąpa po cienkim lodzie.. I to dosłownie.. - Kinnat położyła swoją dłoń na kolanie ukochanego 

- Więc co zrobimy? - Rian spojrzał na towarzyszy po czym syknął z bólu 

- Musimy zapobiec wojnie. - Neteyam spuścił wzrok na swoje palce, który ostatnimi czasy nadmiernie się bawi 

- Dlaczego? - Mo'at wtrąciła się - Dlaczego chcesz zapobiec czemuś, co musi nadejść? Nasłuchałam się już waszych durnych zdań, więc pozwólcie, że doświadczona Tsahik wam pomoże.. - starsza kobieta odsunęła się od osiemnastolatka, i kucnęła naprzeciwko nastolatków - Powiedzcie mi, dlaczego Diabeł został w U'labu? Nie zastał tam nikogo z was, a przebył całą Pandorę? - Mo'at spojrzała wymownie w kierunku białowłosej 

- Nie całą.. - odparła po chwili namysłu 

- U'labu to tylko przystanek. Wie, że wróciliście do lasów. - starsza Tsahik zerknęła na pozostałych 

- U'la.. - Neteyam westchnął ciężko 

- U'la. - matka Neytiri powtórzyła - Dawno, za czasów przed Pierwszymi Pieśniami, wierzono że istnieje pewien Cykl Pandory. Eywa objawiła się pierwotnym zwierzętom, i przydzieliła im swoje dzieci. Korso, syn Leonopterikusa Wielkiego. Mak'bu, syn U'la Starego. De'nii, córka Parycza Ognistego. Lumo, syn Tulkuna Samotnego. Każde z dzieci Wszechmatki zaczęło tworzyć własne klany, których te właśnie istoty były czczone. Dziś niewiele ich zostało, może policzyć je na palcach jednej ręki.. - kobieta wystawiła swoją dłoń - Szczęściarze, którzy mogli ujrzeć te stworzenia, są naznaczeni przez Eywę! 

- Wybacz, o Wielka Tsahik.. Ale nie rozumiem twych słów.. - Teca lekko schylił swoją głowę

- Nie rozumiesz, bo nigdy nie zostałeś sam. Nie rozumiesz, bo nigdy nie doświadczyłeś prawdziwego wyparcia. Twoje serce, jest waleczne, ale synu, nie czyste. - Tsahik stanęła we wyjściu z namiotu - Przemyślcie to. Najpotężniejsi dosiedli tych odrzuconych przez własne stado, dosiedli tych, którzy wybrali samotność. Strzeżcie się wrogowie Pandory, Eywa ponownie wybiera swoje dzieci. - dodała opuszczając pomieszczenie 

- To twoja babka, ale gada jak potłuczona.. - Rian pokręcił głową 

- Masz rację,  musimy wymyśleć jakiś plan. - Neteyam również wstał spoglądając na swoich towarzyszy 

- Czym jest Parycza Ognisty? Kojarzę nazwę, ale nie mogę sobie tego wyobrazić. - Kinnat zerknęła na zamyślonego bliźniaka 

- Ojciec coś o nich mówił. Chyba są to Ikrany, ale trochę inne. Zamieszkują wodospady, oraz pustynie. Głównie pustynie. Ale to tylko legendy. - białowłosy machnął ręką 

- Ja bym raczej tego nie bagatelizowała. Może Mo'at ma rację? 

- Kinnat. - Neteyam upomniał ukochaną - Nie mamy czasu na jakieś legendy. Musimy działać. 

Parę godzin później, w namiocie Jake'a oraz Neytiri trwały rodzinne obrady. Rian, Lo'ak oraz Neytiri pragnęli wojny oraz śmierci Quaritcha. Kinnat, Kiri oraz Teca byli w stanie przystosować się do każdej ustalonej decyzji. Jake, Cador i Neteyam chcieli rozwiązać to pokojowo, jednak wizja nieszkodliwej wojny wcale im nie przeszkadzała 

- To jest dziecinne. - Kinnat przewróciła oczami - Siedzimy tu parę ładnych godzin, i nic nie ustaliliśmy. Lepiej to odpuśćmy. U'labu i tak już zostało zapomniane, więc niech tam sobie siedzi.

- Mówisz tak, bo nie chcesz spojrzeć matce w oczy. Przyczyniłaś się do śmierci ojca, i teraz masz wyrzuty sumienia. - Teca zdenerwowany poruszał ogonem 

- Gdyby nie moja decyzja, dziś pewnie wyglądałbyś jak Rian. - dziewczyna warknęła jedynie 

- Skąd wiesz? Acair nie został by sam. Nie sprowadziłby Ludzi z Nieba, i nie byłoby tego zamieszania. - Teca oraz Kinnat stanęli naprzeciwko siebie

- Zamknijcie się! - Rian stanął pomiędzy rodzeństwem - Największe pretensje to ja powinienem mieć. Zawiodłem was, przyjaciół oraz rodziców. Zwłaszcza ojca. Po jego śmierci, wy uciekliście w pogoni za miłością i wolnością, ale to ja byłem przy mamie! Ja ocierałem jej łzy! Została sama, i ja też. Nie było mi łatwo przez ten rok, ale dałem radę. Tyle ile wycierpiałem, to tylko ja wiem, i teraz Quaritch za to zapłaci. Zapłaci za kobiety, które wykorzystywali jego ludzie. Zapłaci ze niewinnie zabite zwierzęta oraz dzieci, które nie mogły zostać pochowane jak należy.. Zostały zakopywane pod murem. Więc oboje zastanówcie się, czy wasze dorosłe decyzje były tego warte. Ty Teca nie zrozumiesz, ale ty Kinnat tak. Jesteś matką, co byś zrobiła w sytuacji tych kobiet? - białowłosa przymrużyła oczy 

- Zabiłabym każdego. - odpowiedziała szeptem 

- No właśnie. - osiemnastolatek spojrzał na Jake'a - A ty też mnie posłuchaj. Wywalczymy wkońcu niepodległość naszej Pandory. Szykuj armie dobrych wojowników, bo ja bym chciał jeszcze poznać swoich siostrzeńców. - białowłosy opuścił namiot zaraz po nim wyszedł Lo'ak 

- To było dziwne.. - zaczął niepewnie, Rian odwrócił się w jego kierunku 

- Nie tak jak twoje tajemnicze ucieczki z Torrą.. 

- Stary, słuchaj.. Ona mi tylko pomagała. Pamiętasz jak wtedy mnie szukaliście? Spotkałem wtedy Tulkuna, Payakan'a.. Ona mi tylko towarzyszyła, pomagała mi go zrozumieć. Nic więcej. - Rian przytaknął na słowa chłopaka 

- Torra mówiła to samo. 

- Rozejm? - Lo'ak wyciągnął w jego kierunku rękę 

- Rozejm, bracie. - Rian przytulił przyjaciela - Brakowało mi ciebie.. - szepnął z ulgą 

- A mi ciebie. No i Tsireyi, ale to jest baba, a mi brakowało bardziej brata.. - czarnowłosy szturchnął osiemnastolatka w bok i oboje w dobrych humorach powędrowali w stronę znaną tylko leśnemu Na'vi


SERCE LODU // NETEYAMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz