un

1.7K 81 57
                                    

Obudził się czując słodki zapach stokrotek. Otworzył leniwie oczy i podniósł głowę, czując, że jego włosy są strasznie potargane. Szczerze mówiąc myślał, że wciąż śpi. No, bo gdzie w tej zatęchłej norze o nazwie Grimmauld Place 12, poczułby świeży zapach stokrotek? Tam nawet nie obudziły by go promienie słońca, bo takowe nigdy nie dochodziło do okien tego ponurego miejsca, którego domem nie można było nazwać.

Więc wciąż śnił. Na pewno śnił, tak samo, jak snem były wszystkie wydarzenia, które miały miejsce tej nocy. Musiał śnić, to nie mogło być prawdziwe. Bo przecież to wszystko były tylko marzenia senne, które nigdy nie miały prawa się spełnić, prawda?

A co jeśli nie? Co jeśli naprawdę uciekli z tego piekła, uwolnili się od tego diabła, a raczej diablicy w ludzkim ciele? To było zbyt piękne, a żeby mogło być prawdziwe, ale pozwolił sobie pomarzyć, że to jednak prawda. Więc poddawał się iluzji, iż rzeczywiście uciekli. Spakowali rzeczy, wsiedli do Błędnego Rycerza i znaleźli się pod domem Jamesa Pottera. Zapukali, a otworzyła uśmiechnięta kobieta indiańskiego pochodzenia, ze skórą mającą lekko czekoladową barwę, zupełnie jak jej syn. Przyjęła ich w swoje progi, poczęstowała nieziemskim plackiem z jagodami i wskazała pokój do spanie, gdzie oboje padli zmęczeni w tempie niemal natychmiastowym.

Piękna wizja, szkoda tylko, że nie prawdziwa.

Ale skoro była nie prawdziwa, to czemu miał nie odparte wrażenie, że to wszystko zdarzyło się na prawdę?

I wtedy to pokoju wszedł on. Miał na sobie tylko dużą bordową koszulkę i bokserki, a promienie słońca, która wpadały do pokoju przez zasłonkę, idealnie nadawały blasku jego czekoladowej skórze. Rozczochrane czarne kosmyki włosów, które opadały na kwadratowe druciane okulary, dodawały tylko irrealistyczności temu pięknemu obrazkowi.

Teraz Regulus modlił się w duchu, aby to było jednak prawdziwe. A jeśli to tylko sen, to nie chce się budzić.

- Cześć. - rzucił swobodnie James i posłał w jego stronę promienny uśmiech. - Moja mama zrobiła naleśniki.

Rzeczywiście w powietrzu, poza zapachem stokrotek, dało wyczuć się aromat naleśników.

- Dobrze. - mruknął Regulus i poczekał, aż James opuści pokój, żeby wygrzebać się z pod kołdry.

Miał na sobie jedynie szorty, więc naciągnął szybko jakąś koszulkę i wyszedł z pokoju. Po schodach zbiegł zwiewnym krokiem. Czuł, jak w książce, jak w marzeniu.

Na Grimmauld Place nigdy nie mógł zejść na śniadanie ubrany w praktycznie piżamę, nigdy nie budziło go słońce i nie czuł aromatu stokrotek ani naleśników. No i żaden przystojny chłopak z rozczochraną czupryną nie mówił mu, że ktoś zrobił śniadanie.

- Witaj, bracie! - zawołał radośnie Syriusz, który już ze smakiem zajadał naleśniki. Posmarował je najwyraźniej dżemem malinowym, bo kosmyk jego już coraz dłuższych włosów (sięgały mu prawie za ramiona) był ubrudzony w mazi w malinowym kolorze.

- Cześć. - odpowiedział i również usiadł do stołu. - Dzień dobry, pani Potter.

- Och, proszę mi mówić Euphemia albo Euph, Regulusie, od teraz jesteście częścią rodziny.

Och, tak to musiał być sen, nie było innej opcji.

Ale smak naleśników, które posmarował kremem czekoladowym, był tak wyraźny, tak dobry, a we śnie chyba nie odczuwa się smaków.

- Kiedy przyjedzie Remus? - zapytał James, a pytanie skierował do swojego najlepszego przyjaciela.

- Za dwa dni. Dzisiaj była pełnia, napisał, że musi odpocząć.

- A zamierzasz zabrać go na ten kilkudniowy wyjazd?

- Jeśli się zgodzi, to tak. - powiedział Syriusz z uśmiechem na ustach.

Regulus nigdy by nie przyznał, ale cholernie mu zazdrościł. I szczęśliwego związku, i przyjaźni. Chociaż sam miał przyjaciół, którzy wiedzieli oni o problemach w domu Blacków i w pełni go w tym wspierali, to nie była to, aż tak oddana przyjaźń, jak ta Jamesa i jego brata. Tym bardziej odkąd Rosier i Barty zaczęli się ze sobą spotykać, Reg stał się piątym kołem u wozu, chociaż to on przyczynił się do powstania tego związku.

Gdy zjadł, siedział przez chwilę w miejscu nie wiedząc co powiedzieć, ani gdzie się ruszyć. Syriusz zniknął; prawdopodobnie poszedł do łazienki, bo w przeciwieństwie do Regulusa wiedział, gdzie ona się znajduje.

W nocy Euphemia na szybko przedstawiła im dom i kazała iść spać niemal natychmiast, bo jakby nie było pojawili się w domu Potterów po 2 w nocy.

- Oh, może cię oprowadzę. - zaproponował James odkładając swój talerz do zlewu.

Regulus skinął nieznacznie głową i wstał od stołu zasuwając dokładnie krzesło. Przyzwyczajenie; ojciec zawsze się denerwował, gdy krzesło było źle wsunięte. Dlatego właśnie Syriusz zawsze je tak zostawiał.

Szli przez różne pomieszczenia domu, w tym obszerną, przytulną bibliotekę, a James mówił podstawowe rzeczy na ich temat. Jednak gdy w końcu doszli do wyjścia na podwórko, Regulus zastygł bez ruchu. Było piękne. Jabłonki i grusze zajmowały większość przestrzeni. Rosły jakby dziko, wolno i to było w nich tak piękne. Gdzieś między nimi stała drewniana huśtawka, a jeszcze pomiędzy innymi konarami wisiał zaczepiony hamak. Tuż przy samym wyjściu stał duży stół z starego drewna.

- Wow. - to jedyne co wydobyło się z jego ust.

To podwórko nie było nadzwyczajne, czy idealne, ale miało swój nietuzinkowy urok.

- Prawda, że piękne? - powiedział z dumą Potter.

- Tak. Takie... dzikie. Ale piękne.

Czyli, jednak nie śnił. Naprawdę był w domu Potterów razem z bratem. Naprawdę im się udało.

- -----
Od autorki:
Hej, hej, witam was w nowym nowym opowiadaniu, które mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu.

Miłego dnia/wieczoru/nocy
~Alex~

cet été. tego lata. JEGULUS & WOLFSTAR Where stories live. Discover now