6. "Słodko się rumienisz"

400 27 0
                                    


Gdy tylko zamknęłam drzwi z numerem dwadzieścia wzięłam głęboki wdech i przeczesałam palcami swoje ciemne włosy. Jeszcze przed chwilą to ona je dotknęła i założyła mi je za ucho. Przez ten cholerny gest zrobiło mi się tak gorąco jak chyba jeszcze nigdy. Nie mam pojęcia co ty miało znaczyć. Czułam jak moje ciało parzy.

Zeszłam po schodach i jak najszybciej wyszłam na zewnątrz. Na niebie były ciemne chmury a parking szkoły był praktycznie pusty. Stały na nim tylko trzy samochody. Ciekawie, który należał do niej. Czując, że zaraz się rozpada szybkim krokiem opuściłam teren szkoły. 

Przeszłam zaledwie kilka metrów i poczułam jak na moją twarz spadają krople deszczu. Niech to szlag. Miałam na sobie tylko czarny crop top i dżinsową krótką kurtkę a deszcz zaczynał coraz mocniej padać. Tego dnia akurat nie miałam autobusu powrotnego, ponieważ późno kończyłam lekcję, więc musiałam iść jakieś piętnaście minut z buta.

Idąc rozglądałam się po okolicy i ujrzałam jak przy wejściu do sklepu stoi blondynka w płaszczu i zarzuconym kapturem na głowę. Patrzyła się wprost na mnie. Gdy tylko ją zauważyłam ta szybko odwróciła wzrok i udawała, że robi coś na telefonie. To już nie mógł być przypadek. Coś było na rzeczy a ja zaczynałam się cholernie bać. Deszcz padał coraz mocniej a ja szłam spanikowana do domu chcąc znaleźć się jak najszybciej w łóżku. To było na mnie za dużo. Po chwili usłyszałam jak jakiś samochód za mną zwalnia aż w końcu ujrzałam białego Mercedesa.

- Lisa wsiadaj! - Powiedziała głośno brunetka uchylając szybę.

- Ale...

- Nie ma żadnego "ale" wsiadaj powiedziałam - Rozkazała władczym tonem głosu, który wywołał dreszcz na moim ciele a ja wiedziałam, że nie mogę się jej sprzeciwić. Wsiadłam do auta.

- Naprawdę nie trzeba było - Mówiłam próbując uspokoić drgające dłonie.

- Czy ty siebie słyszysz dziewczyno? I tak jesteś już wystarczająco mokra a zanim byś doszła do domu to z twoich ubrań można by było wyciskać wodę.

Miała rację. Ona zawsze miała cholerną rację. I co z tego? Nie powinnam wsiadać do tego auta. Ta kobieta mnie dziwnie traktuję. Przez ostatnie dni w swoich życiu spotkałam dwie dziwne kobiety. W przeciwieństwie do brunetki, blondynki zaczynam się naprawdę bać. Rosalie może okazać się wcale nie lepsza od niej. Nie wiem jakie ma zamiary co do mnie.

- Lisa, to przeze mnie trzęsą ci się dłonie? - Zapytała dużo spokojniejszym głosem, w którym usłyszałam coś w stylu żalu.

- Nie - Zaprzeczyłam od razu - To naprawdę nie przez panią.

- A więc przez kogo?

- Ja... nie mogę o tym mówić, przepraszam.

- Kochanie, widzę, że to coś poważnego.

- Ale to nie pani sprawa - Powiedziałam zanim zdążyłam się ugryźć w język - Znaczy się ja nie chcę pani mieszać w moje życie.

Brunetka nagle skręciła nie w tą ulicę co trzeba a ja popatrzyłam na nią zaskoczona. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć samochód zatrzymał się przed białym domem, który pomimo tego, że nie był szczególnie duży i tak wyglądał na drogi.

- Choć ze mną Lisa, zaufaj mi proszę - Powiedziała tonem głosu, który jeszcze nie słyszałam - Przysięgam, że nic ci nie zrobię, chcę tylko porozmawiać.

- Mam jakieś inne wyjście? - Zapytałam doskonale znając odpowiedzieć. Chcąc nie chcąc pomimo wszystkiego coraz bardziej zdobywała moje zaufanie.

- Nie, nie masz - Odpowiedziała otwierając drzwi auta a ja uczyniłam to samo.

Smith zaczekała na mnie a następnie obie ruszyliśmy w stronę domu. Deszcz padał trochę mniej, ale wciąż padał. Kobieta wyciągnęła klucz z czarnego płaszcza i otworzyła drzwi przepuszczając mnie pierwszą. Mieszkanie wewnątrz wyglądał tak samo pięknie jak na zewnątrz. Rozwiązałam moje czarne Conversy i je zdjęłam tak samo jak kobieta swoje wysokie buty na koturnie.

Pokochać Śmierć Where stories live. Discover now