CAŁKIEM MIŁY CHŁOPAK

204 15 210
                                    

Zawsze musiała być idealna.

Kojarzysz może drzewko bonsai? Żeby utrzymywało perfekcyjny kształt trzeba je przycinać. To posiadacz takowej roślinki o niej decyduje. Biedne listki nie mogą wyglądać tak, jak im się podoba. Nie mogą, bo ogrodnik im na to nie pozwoli.

Chloé była jak bonsai. Tylko, że jej nikt nie musiał przycinać. Sama nie pozwalała sobie w jakikolwiek sposób wyjść poza schemat, który pasowałby do jej matki. Słynna krytyczka modowa, Audrey, kobieta, która ja urodziła, ale nigdy jej nie kochała... Panna Bourgeois marzyła jedynie o odrobinie uwagi z jej strony, odrobinie czułości. Zamiast tego zawsze otrzymywała ignorancję, krytykę oraz krzywe spojrzenie.

Z resztą do tego, iż ludzie nie patrzą na nią z czułością, zdążyła się już przyzywczaić. Nie miała tak naprawdę nikogo, kto nie widziałby w niej bezdusznej suki.

Dlatego właśnie nie potrafiła pojąć dlaczego pewien chłopak pomógł jej wstać, kiedy wylądowała na dnie. Nie mogła płakać, nie mogła okazywać słabości, a jednak kiedyś to zrobiła. Skuliła się w kącie, przytłoczona formą, w jakiej zastygała, jako potencjalna następczyni swojej matki.

A on podał jej dłoń.

Od tamtej pory Luka Couffaine na dobre zamieszkał w sercu dziewczyny. Wystarczyło, że okazał jej odrobinę życzliwości, a ona już się zakochała. Czuła się tak żałośnie... A jednak nie potrafiła przestać o nim myśleć.

Właśnie opisywała swoje uczucia w pamiętniku, wykreślając wciąż słowa, które chciała z siebie wyprzeć. I zamieniała je na nowe. Eufemizmy. Wszędzie były eufemizmy... Nagle usłyszała pukanie w drzwi balkonowe. Zdziwiona ostrożnie odłożyła zeszyt na stolik do kawy, a następnie wstała. Za oknem dostrzegła...

Czarnego Kota?

Jeden z paryskich bohaterów właśnie czekał na nią na jej balkonie. Nie mogła w to uwierzyć. Czuła się jak w jakimś idiotycznym śnie. Powoli ruszyła w kierunku chłopaka, a następnie otworzyła mu drzwi.

- Dzień dobry, obywatelko Paryża! - blondyn teatralnie się ukłonił, na co nastolatka zareagowała niemałym zakłopotaniem. Niby słyszała o specyficznym poczuciu humoru obrońcy miasta oraz jego przesadnych manierach, ale zobaczenie czegoś na własne oczy, to co innego.

- Eee... Dzień dobry? - miała ochotę zdzielić się w twarz. Jakim prawem w ogóle ktoś tak wysoko postawiony, jak ona, mógłby nie wiedzieć jak się zachować? Matka nie byłaby z niej dumna... - Co pan tutaj robi?

- Pan? Pan?! - oburzył się Adrien. - Kobieto, ja jestem w twoim wieku! Więc nie panuj mi tutaj, proszę!

- Eee... Naprawdę?

- Nie, na niby - przewrócił oczami. - Mam szesnaście lat, młode i boskie ciało. Jak ty mogłaś w ogóle pomyśleć o tym, że mogę być już stary?

- Em... Nie wiem, przepraszam - mruknęła. Kolejna kompromitacja. Znowu się zbłaźniła, bo nie wiedziała co powiedzieć. Dlaczego słowa pisane na papierze przychodziły jej łatwiej, niż konwersacje z ludźmi? - To... Co ty tutaj robisz, Czarny Kocie?

- Teraz lepiej - uśmiechnął się zielonooki. - Przybyłem w twoje skromne progi, aby cię poinformować, że zostałaś przeze mnie wybrana, złotko.

- Co? Do czego? - zdziwiła sie dziewczyna.

- Gówna psiego - blondyn wyszczerzył zęby w swoim popisowym uśmiechu. Kiedy jednak jego koleżanka nie zareagowała śmiechem, tak jak oczekiwał, westchnął męczeńsko. - Ugh, czemu nikogo nie bawią moje żarty? Przecież one są kiciastyczne. Dobra, nie ważne. Chloé Bourgeois, zostałaś przeze mnie wybrana do zostania tymczasowo naszą pomocniczką. Tymczasowo oznacza jeden dzień. Tylko dziś, bo nikt nie wpieprzy się na dłużej w nasz boski, przepełniony chemią duet. Tak czy siak, wręczam ci teraz miraculum pszczoły. Użyjesz go do pomocy mi oraz Biedronsi, a gdy misja się skończy, oddasz mi je. Czaisz?

Let's rise to the stars ~ MiraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz