-Marcello-
Nie wiem, co mną kieruje, ale postanawiam odrobinę ulżyć nowej opiekunce babci i zabrać staruszkę do jej dawnej przyjaciółki na jakieś planszówki czy inne głupoty, które uwielbiają razem robić. Przyjaźnią się od młodości, więc można to tylko podziwiać i ewentualnie zazdrościć. Taka przyjaźń nie jest spotykana zbyt często, a ja czuję się dumny z tego, że mogę dołożyć cegiełkę do podtrzymania ich wyjątkowej więzi.
Babcia dała w ostatnich dniach nieźle popalić Marcie. Co prawda, zajęty swoimi sprawami, nie byłem świadkiem żadnej niepokojącej sytuacji, ale od rodziców i siostry słyszałem to i owo. Podziwiam tą dziewczynę za cierpliwość, bo pomimo wielu sposobności, podobno ani razu nie podniosła na babcię głosu. Skąd moja rodzinka o tym wie? Nie mam pojęcia.
Mam wolne popołudnie, więc postanawiam to wykorzystać na małą wycieczkę dla babci. W czasie kiedy ona będzie u swojej przyjaciółki, ja zamierzam odwiedzić Paolę, która nie odezwała się do mnie od momentu jej nieudanych oświadczyn. Tak nie może być. Jesteśmy dorośli, więc chyba potrafimy porozmawiać, prawda? W planie mam kupić jakiś bukiet kwiatów i zawalczyć. Nie wiem czy będzie to dobry ruch, ale wiem, że nie warto ot tak rezygnować z czegoś tak stałego.
- Umówicie się między sobą co do godzin pracy Marty- mówi mama, przywołując mnie na ziemię. Mrugam kilkukrotnie, patrząc na rodzicielkę.- Teraz muszę jechać do fundacji.
- Jedziesz sama?- wyłapuję szybko, wstając, bo i ona to robi.
- Oczywiście, że tak. Przypominam, synu, że mam prawo jazdy- puszcza mi oczko, sięgając po swoją torebkę.
- Pojedzie z tobą ochrona- mówię, nie próbując nawet obierać tego w delikatniejsze słowa.
Kobieta mierzy mnie wzrokiem, jakbym był klaunem.
- Co się z wami dzieje? Ostatnio cała wasza czwórka- ma na myśli mnie, ojca i moje rodzeństwo- jest niesamowicie przewrażliwiona- mówi to po włosku tak, aby siedząca nadal w krześle obok Marta nie rozumiała.
- To dla bezpieczeństwa, mamo- tłumaczę głupio. Wiadomo, że ochrona jest dla bezpieczeństwa.
- Kocham cię- posyła mi jedynie całusa w powietrzu i znika za drzwiami. Przez okno jednak widzę, że na szczęście posłuchała i zabrała ze sobą ochroniarza.
Odwracam się i przez moment przyglądam się blondynce, której mina nie jest zadowolona. Myślałem, że ucieszy się na wolne popołudnie. I weź tu zrozum kobiety.
Wzdycham teatralnie, przez co na mnie spogląda, wstając z krzesła.
- Dasz mi swój numer?- zwraca się do mnie, jakby te słowa ledwo przechodziły jej przez gardło.
Nie reaguję na to w żaden sposób. Z dłońmi w kieszeniach podchodzę, stając naprzeciwko niej.
- Wolałem, gdy sobie panowaliśmy- oznajmiam, widząc jak marszczy swoje brwi.
- Dobrze, panie Lombardi- poprawia się z irytacją w głosie, a następnie nie przerywając ze mną kontaktu wzrokowego, robi krok w bok.- Czy mógłby Pan dać mi numer swojej komórki, abym mogła się z Panem skontaktować w sprawie godzin mojej pracy?
- Nie podaję swojego numeru telefonu nieznajomym, pani..- urywam, marszcząc w zamyśleniu czoło.- Proszę przypomnieć mi pani nazwisko?
Postanawiam trochę się z nią podroczyć, bo czemu nie? Jest zabawna. Patrzy na mnie wściekle, oddychając przez nos, przy czym porusza zabawnie nozdrzami.
- Marta Abramowska.
Patrzę na nią z triumfem. Nareszcie mi się przedstawiła, do czego dążyłem.
YOU ARE READING
NA WSCHÓD OD BARI [ZAKOŃCZONA]
RomanceSłoneczne Włochy, piękne miasteczko, przystojny adwokat, niebezpieczne porachunki wpływowej rodziny, wyjątkowo wredna staruszka, brak znajomości języka, a pośrodku tego wszystkiego ona- młoda Polka z problemami finansowymi. Po miłosnych i finansowy...