46

2K 97 13
                                    

11 miesięcy później

- Marta –

Pokochałam Kraków od pierwszego spędzonego tu dnia. Jego klimat, mnóstwo miejsc do odkrycia, uczelnię znajdującą się zaraz przy Rynku Głównym, a najbardziej swoje studia.

Wiadomo, denerwowałam się nowym miejscem, choć niepotrzebnie. Dość szybko poznałam kilka osób z roku, z którymi trzymam się na zajęciach. Chodziliśmy czasami do barów lub na wspólne obiady, zwiedzaliśmy miasto i okolice w weekendy, a nawet się uczyliśmy.

Przez ostatni rok akademicki dobitnie zrozumiałam, że wybrany przeze mnie kierunek to nie żarty, a mnie naprawdę czekają ciężkie lata spędzone na nauce, praktykach i ciągłym stresie. Ale radziłam sobie świetnie. Byłam systematyczna, pracowita i zorganizowana, przez co udało mi się zaliczać wszystkie egzaminy, wejściówki i laboratoria w pierwszych terminach.

Tęskniłam za domem, ale starałam się wracać przynajmniej raz w miesiącu na weekend, co nie bywało wcale takie łatwe. Zajęcia, mnóstwo nauki, stres związany z nowymi doświadczeniami i mnóstwem zaliczeń czasami mi to uniemożliwiały. Na szczęście przez ostatnie miesiące nie miałam czasu na zbytnie analizowanie swojego życia we Włoszech. Robiłam to przez kilka tygodni zanim przeprowadziłam się do Krakowa i nie wyszłam na tym dobrze.

Paulina, koleżanka z roku, wyciągnęła mnie dzisiaj na mrożone latte do naszej ulubionej kawiarni. Został nam ostatni egzamin, który ma się odbyć jutro, a ona uparła się, że musimy się zrelaksować.

Jest końcówka czerwca, żar leje się z nieba, ale my i tak wybieramy miejsca na zewnątrz, aby poczuć trochę słońca na głównie zamkniętej w naszych pokojach skórze.

- Ale upał- komentuję, wyciągając się na krześle. Sesja zaliczeniowa zmusiła wszystkich studentów do siedzenia w mieszkaniach, więc dopiero teraz po raz pierwszy mogę w pełni cieszyć się słońcem. Wcześniej czułam wyrzuty sumienia, kiedy wychodziłam choćby na pół godziny, zostawiając naukę.- Jednak to nic w porównaniu z pogodą we Włoszech o tej porze.

- Głupia jesteś, Marta- wypaliła nagle Paulina, czym wywołuje moje zmieszanie. Patrzę na nią niepewnie.- Jeżeli ja ci tego nie powiem to chyba nikt tego nie zrobi.

Wycieram kąciki ust w serwetkę, obserwując ją spod przymrużonych oczu.

- Momentami nie mogę słuchać o tych twoich Włoszech- podpiera brodę na dłoni i patrzy prosto na mnie, jakby chciała wydusić ze mnie jakieś informacje.- Zapewne robisz to nieświadomie, ale nie ma tygodnia, żebyś nie powiedziała coś na temat swojego pobytu tam.

Cóż, to prawda, chociaż naprawdę nie robię tego celowo. Był to po prostu rok mojego życia, podczas którego nie było mnie ani razu w Polsce.

- Zadzwoniłaś tam w końcu?- to pytanie słyszę przynajmniej raz na dwa tygodnie, od czasu kiedy opowiedziałam jej w odrobinę większych szczegółach niż reszcie mój pobyt w Bari. Zakumplowałyśmy się i chociaż nie mogę nazwać jej jeszcze przyjaciółką, stała się dla mnie naprawdę bliską osobą, która bardzo pomogła mi na studiach,
w momentach kiedy nie radziłam sobie z materiałem. Mogę się jej bez obaw wygadać tak samo jak ona mi, co bardzo doceniam.

- Po co- burczę, upijając kolejny łyk z plastikowego, przeźroczystego kubeczka.

- Bo nogi się pocą- przewraca oczami zirytowana.- Dobrze wiesz, po co. Dla tej staruszki. Dla Marcello.

Na dźwięk jego imienia robi mi się gorąco. I nie jest to spowodowane pogodą, co potwierdza dreszcz, który przebiega mi wzdłuż kręgosłupa.

- Ale co z tego skoro nie mamy ze sobą kontaktu? Skoro nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa od mojego powrotu?- wyrzucam z siebie, z trudem panując nad przyspieszonym oddechem. Moje serce wybija nierówny rytm, a emocje uderzają we mnie ze zdwojoną siłą.

NA WSCHÓD OD BARI [ZAKOŃCZONA]Where stories live. Discover now