26

2.5K 117 11
                                    

-Marta-

Jestem w trakcie gry w karty z panią Felicią kiedy do jej niewielkiego saloniku wchodzi Marcello. Na jego obecność od razu się prostuję. Nie wiem, czego się spodziewać. Wiem, że wszystko popsułam, wiem, że cały czas go odtrącam i czuję się z tym paskudnie, a równocześnie nie umiem po prostu szczerze z nim porozmawiać. Łatwiej jest uciekać.

Patrzę na niego kątem oka, a dostrzegając jego minę, na dłużej zatrzymuję na nim wzrok. Jest tak podekscytowany, że przez moment przeraża mnie to.

- Coś się stało, Marcello?- pyta staruszka, wykładając na stolik kolejne karty. Ale ja nie umiem się skupić na rozgrywce. Pocą mi się dłonie, czuję, że coś jest na rzeczy.

- Właściwie to tak- mówi mężczyzna, a ja zerkam na swoją podopieczną. Doskonale widzę, że tak jak ja nie wie, o co chodzi.- Mam dla ciebie niespodziankę- mówi, a ja przez moment nie wiem, do kogo kieruje swoje słowa. Dopiero kiedy wracam na niego wzrokiem upewniam się, że to ja jestem ich odbiorcą.

Unoszę brwi.

- Dla mnie?- muszę chrząknąć kiedy nie poznaję własnego głosu.

- Tak. Musisz ze mną pójść- wyciąga w moim kierunku dłoń, a ja patrzę na niego niepewnie. Co on znowu wymyślił?

- Jestem w pracy- próbuję się bronić. Nie lubię nagłych niespodzianek zwłaszcza, gdy nasza relacja jest tak niepewna.

- Wiem, ale uwierz, nie pożałujesz- zachęca, posyłając mi uśmiech. Sama nie wiem, co o tym myśleć. Zaledwie dwa dni temu spotkaliśmy się po raz ostatni w siłowni. Od tamtego czasu zamieniliśmy ze sobą może dwa powitania kiedy wpadaliśmy na siebie niechcący w domu, a teraz ma dla mnie niespodziankę?

Patrzę na panią Felicię, a ta kiwa zachęcająco głową.

- Nie mogę pani zostawić- mówię od razu.

- Pójdę zaraz za wami- kobieta już podnosi się z kanapy. Najwyraźniej jest bardziej ciekawa tej niespodzianki niż ja.

Wzdycham i przyjmuję dłoń Marcello, którą nadal trzyma wyciągniętą w moim kierunki. Przechodzi mnie dreszcz kiedy nasza skóra się ze sobą styka i mam nadzieję, że tego nie zauważył.

- Muszę zasłonić ci oczy- mówi, wolną dłonią wyciągając satynową opaskę na oczy z kieszeni.

Szerzej otwieram oczy.

- Nie zgadzam się- oponuję szybko. Napotykam roześmiany wzrok Marcello.

- Zaufaj mi- mówi tylko zanim nakłada mi opaskę i widzę już tylko ciemność.

Ruszamy przed siebie, a im dalej mnie prowadzi tym bardziej zdenerwowana jestem. Rozpoznaję trasę do części centralnej domu, ale nie jestem w stanie zrozumieć całej tej sytuacji. W końcu po pokonaniu kilku korytarzy, odsłania mi oczy. Mrugam kilkukrotnie, by odzyskać ostrość i rozglądam się po otoczeniu. Momentalnie sztywnieje, a serce prawie wyskakuje mi z piersi. Na kanapie siedzą moi rodzice i siostra!

Stoję w bezruchu, bojąc się, że jeżeli zamknę choć na chwilę oczy, oni znikną.

- Córeczko- mówi mama, zauważając mnie i wstając z kanapy. Nogi się pode mną uginają kiedy uświadamiam sobie, że oni naprawdę tu są.

Marcello podtrzymuje mnie kiedy dławię się nadchodzącym szlochem. Zanim mama wpada mi w ramiona, płaczę już jak małe dziecko.

- Mamo..- szlocham, wbijając palce w jej plecy. Chwilę później czuję kolejną parę rąk oplatająca moje ciało i jeszcze jedną.

Tak bardzo się trzęsę i nie jestem w stanie nad sobą zapanować. Mama głaszcze mnie po głowie, również płacząc, a ja dostrzegam pod jej ramieniem panią Camillę, która posyła mi delikatny uśmiech. Do moich nozdrzy dociera zapach taty, więc płaczę jeszcze bardziej, bo uświadamiam sobie, jak długo ich nie widziałam. Ponad osiem miesięcy. Szlocham tak bardzo, że bolą mnie żebra. Rodzice odsuwają się ode mnie o krok, bo siostra rozpycha się tak bardzo, że ich taranuje.

NA WSCHÓD OD BARI [ZAKOŃCZONA]Where stories live. Discover now