VENO
Nie miałem pojęcia, że June ma bliznę.
Że w jej podświadomości płomienie siedzą aż tak głęboko, mogąc stać się jednym z jej największych strachów.
To przerażające, bo chociaż wiem, że dziewczyna przez pół życia uciekała od konfrontacji, trudnych decyzji i złych ludzi, jednocześnie mam wrażenie, że jest silniejsza, niż jej się wydaje. Potrafi się poświęcić, co też niezbyt dobrze wróży, bo powinna chronić siebie i wytrwać do tego durnego rytuału.
Ciśnienie mi skacze na samą myśl o tym tańczeniu wokół ognia, które powtarza się co roku.
I ciśnienie jeszcze bardziej mi skacze, gdy przypominam sobie jej zdeformowaną skórę na karku i łzy w oczach w tamtym momencie sprzed lat, gdy udało jej się ugasić języki ognia tańczące na jej włosach.
Wiem, że to było fatalne posunięcie. Nie mam pojęcia, dlaczego moja moc aż tak wymknęła się spod kontroli – wiedziałem, że mogę odwalić coś głupiego, bo byłem tylko nastolatkiem w okresie dojrzewania, ale nie sądziłem, że stworzę dla niej realne zagrożenie.
Ale właśnie dlatego powinienem trzymać się z daleka.
I postarać się jakkolwiek wynagrodzić jej te męki. Blizny nie usunę, ran na psychice też nie, ale mogę pokazać jej, że jestem czymś więcej, niż tylko jej oprawcą. Przecież oddałbym życie za to, by mogła być szczęśliwa i bezpieczna. Wcześniej próbowałem wmówić sobie, że to tylko moja rola dla wszystkich innych demonów, dla Sabatu, ale teraz już wiem, że moje serce chce, czego chce. Że mam dwa wybory: albo jestem stworzony właśnie dla niej, albo pozbywam się tej więzi, ale to by oznaczało tragiczną prawdę naszego gatunku – śmierć któregoś z nas. A ja przecież od śmierci wolę kierować się tym, czego pragnie serce, czego pożądam ponad wszystko inne. Nawet jeśli tym czymś jest błyszczący setką maleńkich srebrnych iskierek wzrok pewnej Wiccanki, która notorycznie ma mnie dość.
Pierwszy raz od konfrontacji w salonie spotykam ją po kilku dniach, gdy siedzi w bibliotece i powtarza jakiś materiał do rytuału. Nie wchodzę. Marzę o tym, by znaleźć się z nią w jednym pomieszczeniu, jednak ostatkiem sił udaje mi się powstrzymać. Obserwuję ją przez szczelinę w drzwiach, które pozostawiła niedomknięte. Ciemne włosy ma założone za uszy, długopis rytmicznie uderza o kartkę papieru, gdy coś zapisuje. Uczy się. Mam zamiar wejść, ale w wąskim widoku przez szczelinę pojawia się męska sylwetka – to Kian.
Zaciskam zęby, zgrzytają o siebie nieprzyjemnie. Zazdroszczę mu. June zawsze jakoś była w stanie się z nim dogadać, zaufać mu – może dlatego, że jest znacznie bardziej przystępny i łagodny niż ja. Pewny siebie, zabawny, z wyglądem niegrzecznego chłopca o wytatuowanym ciele, ale jednak… jego serce nie jest aż tak zimne i nieprzyjazne, dlatego to właśnie on wykazuje najsilniejszą relację z June. Powtarzam sobie w głowie, że ona właśnie takich ludzi potrzebuje, że ja to dla niej zbyt wiele – czasami w jej obecności nie jestem pewien, czy moja moc nie pragnie po prostu wymknąć się spod kontroli.
Dlatego czekam.
Zwlekam.
Obserwuję.
Dostosowuję się do jej próśb i sugestii, gdy chce mnie od siebie odsunąć. Rozumiem ją.
Kian opiera dłoń o biurko i pochyla się nad jej ramieniem z kącikiem ust uniesionym ku górze. Mówi coś, a June śmieje się uroczo z tego pojedynczego żartu.
Coś ściska mnie w sercu. Już zapomniałem, że je mam. Bo przecież nie mogę się zakochać. Nie mogę, bo moje serce może być oddane tylko jednej istocie na tym świecie, a gdy to się stanie, w końcu zyskuję zupełnie bezbronny dla mnie punkt.

CZYTASZ
Gdy ogień gaśnie: Srebrna noc #1 [new adult paranormal romance]
RomanceJedni wypuszczają potwory z szafy, a inni próbują je tam za wszelką cenę zatrzymać. June należy to tej pierwszej kategorii ludzi... albo nie do końca ludzi. W powszechnym przekonaniu jest po prostu czarownicą, pochodzącą z wiccańskiej rodziny. Co r...