Dwadzieścia cztery

2.2K 180 44
                                    

VENO

Nie jestem pewien, dlaczego w ogóle to robię, dlaczego się zgodziłem i przede wszystkim – dlaczego June poprosiła, by zobaczyć Norę na własne oczy. 

Ona taka nie jest. Nie lubi zmian, nowości, adrenaliny… a przynajmniej tak mi się wydawało. Być może skutecznie ich unikała, ale ostatnio okazało się, że jednak w pewien sposób przynoszą jej ulgę. Bo tak właśnie jest. Gdy mózg próbuje na siłę forsować niekończące się strumienie myśli, w wielu przypadkach tylko coś radykalnego, coś poniekąd strasznego i nieznanego, może je zatrzymać. 

My, demony, znamy ten stan. Odczuwamy mocniej, więc potrzebujemy również więcej, by zapomnieć. Stąd biorą się radykalne środki – sparingi, tortury, ostry seks. Dróg do ujścia napięcia jest całkiem sporo. 

A ja dawno żadnej nie podejmowałem. Gdyby nie te wszystkie walki, które stoczyłem w ostatnim czasie z cieniami i z opętanymi, chyba bym implodował. 

Bo June wciąż jest obok mnie. 

Wciąż i wciąż. 

A ja pamiętam dokładnie jak to było lata temu, gdy zdałem sobie sprawę, że dorastam, a ona w moich oczach jest kimś więcej, niż jakiekolwiek inne stworzenie. Za każdym razem, gdy mój wzrok lądował na June, gdy wyczuwałem ją w tym samym pomieszczeniu, bicie jej serca odbijało się w moich uszach. Miałem przesrane, bo doskonale wiedziałem, co się za tym kryje. 

Nadal wiem. 

Ona jest mi przeznaczona. 

Tak samo jak moja matka była przeznaczona mojemu ojcu. Tak samo jak każde pokolenie łączy się w pary i zostaje ze sobą aż do samego końca, na dobre i na złe. Najpierw byłem podekscytowany, ale ekscytacja ta szybko zamieniła się w niechęć, gdy zrozumiałem, że jestem dla niej po prostu niebezpieczny. Ten jeden raz nie byłem w stanie trzymać się z daleka i powstrzymać swoich płomieni i skrzywdziłem ją. Pozbawiłem bardzo cennej rzeczy – włosów – a do tego pozostawiłem na jej ciele bliznę. 

Ja, demon, który powinien ją wspierać i chronić, tak po prostu ją skrzywdziłem, gdy moja własna moc mnie zaskoczyła. Wcale nie chciałem tego robić, chociaż ten zły głos w mojej głowie powtarzał, że przecież mógłbym, bo to Wiccanka. Mógłbym ją skrzywdzić, mógłbym się jej po prostu pozbyć, bo dotychczas każda więź między czarownicą a demonem była likwidowana właśnie w taki sposób  – jedno stworzenie zabijało to drugie.  Tak postąpił ojciec Rena, nasz Arcykapłan, po prostu zabijając swoją przeznaczoną partnerkę, bo była dla niego zbyt wielką słabością. Demony z zasady nie powinny popierać czarownic, tylko walczyć pod ich rozkazem. Nic więcej. Dlatego nigdy jeszcze żaden demon nie ośmielił się związać z czarownicą, a żadna czarownica, która wie o więziach, nie przekazała tej informacji dalej.

  I teraz to ja usilnie staram się od niej odsunąć, bo boję się powtórki z rozrywki sprzed lat. Gdy nocami June śpi, a ja się jej przyglądam, upewniając się, że jest bezpieczna tuż obok mnie, mój wzrok sam wędruje w kierunku blizny po oparzeniu na karku. Jest taka spokojna, zrelaksowana, gdy sprawiam, że jest jej ciepło. Przez ostatni czas jej tama pękła, bo ja zmieniłem podejście, pozwoliłem sobie zbliżyć się do niej, chociaż wcześniej kurewsko się tego bałem. 

I nadal się boję. Gdy jej dotykałem kilka dni wcześniej, zajmując się siniakami na plecach, tak naprawdę wcale nie musiałem tego robić, ale nie mogłem się powstrzymać. To namiastka tego, co mógłbym jej zrobić. Co chciałbym jej zrobić. A fakt, że jej serce biło tak szybko, że wierciła się pod moim dotykiem i prawdopodobnie była mokra jak diabli, nakręcał mnie jeszcze mocniej. 

Gdy ogień gaśnie: Srebrna noc #1 [new adult paranormal romance]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora