Rozdział 14 - przyjaźń oczami odludka

48 11 5
                                    

– Typowe dla Evansów

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

– Typowe dla Evansów. Nawiać, jak się zrobi nieprzyjemnie – mruknęła telefoniara.

Wydawało mi się, że to ona miała największy problem do Leslie. A gdy ta myśl otarła się o mój mózg, zdałam sobie sprawę, że tak właściwie to ona nas zaczepiła. To ona powiedziała „świetna forma Evans" i to właśnie jej bała się Leslie.

Pozostawało pytanie: dlaczego?

– Widocznie sporo o nich wiesz – odpowiedziałam, czując wzbierającą we mnie wściekłość.

Zdezorientowana spojrzała mi prosto w oczy.

– O Evansach – sprecyzowałam. – I zdaje się, że nie chodzi tu tylko o Leslie.

– Nie musisz nam wierzyć, ale dalej powinnaś na nią uważać – włączył się obrzydliwiec, ale nawet na niego nie spojrzałam.

Całą uwagę skupiłam na mastermindzie – tak jak nauczyły mnie gry otome i wszystkie te mangi, które piętrzyły się u mnie w pokoju.

Przez chwilę zachwycałam się swoją własną inteligencją, ale odechciało mi się, gdy telefoniara z całkowitą powagą oznajmiła:

– To oczywiste, że mam coś do ludzi, którzy mogą bez konsekwencji znęcać się nad słabszymi.

– Masz jakieś dowody? – zapytałam

– No co? Na ich przemoc? – gdy o to pytała, jej głos na chwilę się zawiesił.

– Ej, możesz z niej zejść?! – włączyła się raszpla. – Chcemy cię tylko ostrzec. Nie musisz od razu na nas naskakiwać.

– Ostrzec, jasne – zironizowałam. – Więc pozwól, że w ramach współpracy też was ostrzegę. – odpowiedziałam, nie odrywając wzroku od telefoniary. – Odwalcie się od niej, albo przekonacie się, jak to jest być ofiarą kogoś chętnie nadużywającego władzy.

– Grozisz nam? – zapytał z niedowierzaniem chłopak.

– Tak – odpowiedziałam dumnie. – I ciesz się, że dałam ci ten przywilej, bo nie wszyscy mogą się przygotować.

– Przygotować? Dobre sobie – raszpla podeszła do mnie tak blisko, że dzielił nas jedynie krok. – Myślisz, że możesz nam coś zrobić? Mój ojciec jest policjantem, więc...

– Spałuje mnie, czy może zastrzeli? – przerwałam jej.

– Odpowiesz za te groźby – odpowiedziała.

– Czyżby?

– Tata nie będzie miał z tym żadnego problemu.

Lekko ugięłam kolana i pogłaskałam ją po główce:

– Nasza mała dziewczynka jest córeczką tatusia. Jak słodko.

Strąciła moją dłoń, w środku wręcz gotując się ze złości.

Za jakie grzechy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz