Rozdział 4.

113 5 0
                                    

Anna

Następne dni mijały nam bardzo spokojnie. Tommy nie kontaktował się ze mną w sprawie auta i nasza relacja wróciła na taki neutralny grunt.
Dzwonił codziennie wieczorem by porozmawiać z Vivian i dopytać co słychać u mnie.

Dziś w końcu nastał piątek, nareszcie weekend. Vivian dziś po przedszkolu jedzie do daty i spędza u niego czas do następnej niedzieli. Dla mnie to oznacza sporo wolnego czasu i trochę samotności.
Cieszę się, że nie będę musiała wracać do biura przez te dwa dni. Popracuje trochę nad papirologią, ale nie będę musiała się spieszyć. Mam też jutro spotkanie z siostrą męża Adą i moją przyjaciółką Emilly. Staramy co najmniej raz w miesiącu tak spotykać i spędzać miło czas.

Dziś również Vivian ma swój występ baletowy. Przyszła do mnie do pokoju o 1 w nocy prosząc bym jeszcze raz powtórzyła z nią układ. Oczywiście układ jest dostosowany do pięciolatków więc głównie to obroty i jakieś rozciąganie się, ale nie zamierzam dusić emocji mojego dziecka. Jeśli się stresowała i przyszła z tym do mnie to jestem jej wdzięczna i nawet całą noc jej poświęcę.
Powtórzyłyśmy układ kilka razy, a następnie Vivian zasnęła obok mnie.
Rano obudziłyśmy się odrobinę za późno i musiałyśmy wszystko robić na szybko.
Spakowałam jej plecak na zajęcia oraz kilka przyborów do taty. Vivian ma u niego parę ubrań czy zabawek więc teraz pakowała tylko to co bardzo lubi i chce zabrać.

Dotarłyśmy do przedszkola, gdzie ją pożegnałam zapewniając ją, że i ja i tata będziemy na jej występie. Taką przynajmniej miałam nadzieję, Tommy nie odzywał się cały ranek. Ostatnio mówił jednak, że pamięta więc nie chciałam go sprawdzać.
Wsiadłam do samochodu i pojechałam do biura.
Prowadzę firmę marketingową, ale po urodzeniu Vivian zwolniłam obroty i dopiero od około półtorej roku staram się wrócić na dobry tor. Pozyskać nowych klientów i się rozwijać.

Gdy nastała odpowiednia godzina zabrałam swoje rzeczy, pożegnałam pracowników i wyszłam. 
Dojazd do przedszkola nie zajął mi dużo czasu, ale musiałam zaparkować kawałek dalej. Dziś całe przedszkole ma wydarzenia. Starsze grupy bardziej wymagające przedstawienia, młodsze śpiewają, a grupa Vivian wystawia balet. 

Rozejrzałam się po parkingu, ale nie dostrzegłam nigdzie auta Tommyego, choć było tu sporo innych samochodów to myślę, że tego bogatego Bentleya bym poznała. 
Westchnęłam cicho do siebie i pewnym krokiem weszłam do budynku. 

Już na wejściu udało mi się dostrzec te "mamuśki", typowe, przemądrzałe, bez glutenu, cukru i bez serca.  
Za wszelką cenę starałam się ich uniknąć, ale los lubi ze mną pogrywać. 
-Anna!-zawołała jedna z nich.
-Debora..-uśmiechnęłam się i skinęłam głową na pozostałe kobiety. 
Debora jest dość niską rudowłosą kobietą po 40, a przynajmniej tak wygląda. Wiem, że ma starsze dziecko, chyba 12 letniego chłopca i jednego, który jest tutaj w grupie rok wyżej niż Vivian. Wiem, że jej drugi syn chodzi do tego przedszkola od czterech lat, a ona jest w radzie rodziców, przewodniczącą. Ona i te inne mamuśki, które stały w pobliżu. 
-Jak miło, że przyszłaś..-odparła entuzjastycznie. 
-To pierwszy taki występ Vivian.-starałam się brzmieć naturalnie.-Nie mogłam tego przegapić. 
-A na ostatnim zebraniu rady cię nie było..-odparła  sztuczną uprzejmością-A omawiałyśmy nową dietę dla dzieci, bez węglowodanów. 
Mentalnie przewróciłam oczami, co jest z nią nie tak. Wolałabym sobie oko wydłubać ołówkiem niż brać udział w tych spotkaniach, to potrafi trwać nawet 3 godziny!
-Pracowałam..-wzruszyłam przepraszająco ramionami-Niestety. 
-Jasne.-kiwnęła głową bacznie mnie obserwując.-A Pan Shelby będzie? Słyszałam jednego dnia jak tłumaczyłaś Vivian, że spędzi z nim weekend. 
Głupia suka, oczywiście, że to słyszała. Ta wiedźma ma uszy i oczy wszędzie. 
-Oh..-machnęłam ręką-Pewnie słyszałaś jak mówiłam Vivian, że spędzi z nim weekend u jego rodziny bo ja pracowałam. 
-No tak..-zaśmiałyśmy się obie, sztucznie-Ale dziś nie przyjechaliście razem. 
-Tommy pracuje.-odparłam twardo-Czasem traci poczucie czasu. Ale pewnie wiesz jak to jest. Słyszałam, że twój mąż pracował tak dużo, że zapominał płacić podatki i urząd was ściga czy coś?
Mierzyłyśmy się spojrzeniami, a ja nie mogłam się powstrzymać i uśmiechnęłam się triumfalnie. Debora zrobiła się czerwona i tylko coś chrząknęła.
-Może chcesz nasze własno robione ciastka?-zapytała nagle Cassie, inna mama.
Faktycznie miały tu stoisko i coś sprzedawały.
-Jasne.-zerknęłam na cenę i wyjęłam 10 dolarów-Wezmę dwa, dla męża też. 
Cassie przyjęła ode mnie zapłatę i dała mi dwa blade ciastka, każde w osobnym woreczku z kokardką. 
Podziękowałam im, pożegnałam się i udałam się na aulę, gdzie odbywały się występy. 

Ever AfterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz