Anna
Przez ostatnie dni nasze życie wygląda jak w bajce i to chyba nawet lepiej niż na początku.
Tommy po pracy przyjeżdża do mnie i Vivian i spędza z nami czas, a następnie wraca do siebie. Chce przed świętami zamknąć sprawę Amber oraz wynająć swoje mieszkanie.
Nasza córka zaczęła pytać o naszą sytuację i staramy się podchodzić do tego delikatnie.
Nie chcę złamać jej serca by nie czuła się skołowana. Nie wiem co przyniesie przyszłość, co jeśli znów będzie między nami dystans sprawiający, że musimy się rozstać?
Na ten moment jednak, odpukać, wszystko się układa. Tommy bardzo się stara i ja również zachowuję zdrowy rozsądek. Mimo, że początkowo było to między nami lekko niezręczne teraz wypracowujemy własną rutynę.
Święta się zbliżają, a co za tym idzie rozstrzygnięcie konkursu. Jutro jest ostatni dzień by wysłać materiały mające pomóc przekonać jury do podjęcia decyzji. Ja i mój zespół dość długo nad tym pracowaliśmy.
Jest właśnie czwartkowy wieczór, a ja siedzę na kanapie w salonie i ostatni raz przeglądam wszystkie dokumenty oraz dane. Powoli dostaję od tego oczopląsu, ale nie chce się poddać. Nie chodzi tylko o nagrodę, ale wkład mojego zespołu.
Prowadzenie firmy, kiedy praktycznie od razu poszłam na macierzyński nie było łatwe.
Mimo to oni przy mnie zostali. I teraz chciałam im pokazać, że ich praca jest doceniana również przez innych.
Przetarłam twarz opierając się o oparcie. Późna pora tylko potęgowała moje zmęczenie.
-Zasnęła od razu.-Tommy zszedł na dół.
-Wymęczyłeś ją.-mruknęłam siadając prosto.
Dziś zabrał ją na basen i spędzili tam pół dnia. Vivian uwielbia wodę w przeciwieństwie do mnie dlatego to mój mąż ją tam zabiera. Jako mała osóbka szybko się męczy i dlatego po powrocie zjadła kolację i praktycznie od razu zasnęła.
-Nadal pracujesz kochanie?-usiadł obok mnie podając mi kieliszek wina.
-Mhm-upiłam mały łyk-Ale już kończę.
-Przemęczasz się.-cmoknął mnie w szyje.
-Bo przegram?-zerkam na niego.
-Tego nie mówię.-pokręcił głową- Ale musisz też dbać o siebie.
-I mówi to ten co prawie nigdy nie śpi.-dźgam go w żebro.
-Ja to ja..-uśmiecha się-A ty jesteś na to za dobra.
Przewracam oczami i zerkam znów na ekran komputera.
-Chce mieć coś swojego dobrze o tym wiesz.-mamroczę.
-Nie zamierzam się z tym kłócić kochanie.-całuje mnie w czubek głowy- Jutro ostatni dzień pracy i weekend świąteczny, powinnaś czuć święta.
Wzdycham i znów się o niego opieram, a on mnie w siebie wtula.
-Może zrobisz kąpiel?-dotykam jego nogę.
-Wiesz, że kocham twoje ciało i nigdy nie odmawiam.-uśmiecha się-Ale muszę wrócić do siebie.
Kiwam głową i całuje jego szczękę.
-Jutro po nas będziesz?-zerkam na niego.
-Tak moje kochanie-zerka na mnie-Koło 17 i pojedziemy razem do mojej rodziny.
Przytakuję, a on pochyla się i mnie całuje. Jakaś część mnie nie może doczekać się tych świąt. Odetniemy się od tego miejskiego zgiełku, w małym sielskim miasteczku wraz z rodziną i będziemy mogli poczuć się znów sobą.
Tommy atakuje moje usta coraz gwałtowniej.
-Idź już..-odsuwam się minimalnie-Bo cię nie wypuszczę.
-Wrzucimy jutro Vivian do pokoju Johna bo oni i tak nie śpią mając małe dziecko, a ja się tobą zajmę.-szepcze przygryzając moją wargę.
Kręcę głową rozbawiona jego słowami, a on w końcu wstaje.
Gdy Tommy wyszedł skończyłam pracę nad dokumentami i wszystko ogarnęłam. Sprawdziłam czy Vivian nadal śpi i zostawiając ją samą przeszłam do łazienki.
Na moich ustach nadal tańczył mały uśmieszek. Naprawdę czułam się jak zakochana gówniara.
Weszłam do wanny i pozwoliłam sobie na chwilę wytchnienia.
*
Następnego dnia razem z całym zespołem dopilnowaliśmy, aby nasze ostatnie kropki by przekonać jury zostały domknięte.
Nie ukrywam czuję ekscytację tym wszystkim. Nie wiem jakie mamy realne szanse na wygraną. Ale widzę jak wszyscy ciężko nad tym pracują i mam nadzieję, że pod moimi skrzydłami ich wysiłki zostaną docenione. W końcu taki sukces to nie tylko szefostwo, a przede wszystkim zespół.
Nie ważne jaki będzie wynik, wiem że ja będę im zawsze wdzięczna.
Ponieważ dziś ostatni dzień pracujący przed świętami pozwoliłam zespołowi skończyć szybciej.
Sama też już prawie kończyłam, muszę jeszcze odebrać Vivian i nas spakować. Niedługo przyjedzie po nas Tommy.
Wstałam akurat zbierając swoje rzeczy, gdy drzwi gabinetu się otworzyły.
-Przysłali odpowiedź.-powiedział Robert wchodząc do środka.
-Kto?-marszczę brwi.
-Skład z BA.-odparł.
-Co?-siadam ponownie-Nie powinni.
-Ktoś już wysłał podobny plan do naszego.-stawia przede mną swój laptop.
-Nie rozumiem..-zerkam na ekran-Co to ma znaczyć?
-Czy mówiłaś komuś o naszym planie?-krzyżuje ramiona, a ja zaczynam czuć się jak karcone dziecko.
-Czy ty mnie o coś oskarżasz?-staje przed nim.
-Po prostu uważam, że to dziwne, że ktoś nas ubiegł.-wzdycha
Skupiam swoją uwagę na ekranie. Rzeczywiście upominają nas, że strategia, plan rozwoju taki jak nasz został już przedstawiony. Nie dyskwalifikują nas, ale ilość podobieństw jest zbyt duża i nie wezmą tego pod uwagę. Co jest dla nas szkodliwe, ale się nie poddajemy.
Przecieram twarz dłonią i wzdycham.
-Zobacz kto wysłał to jako pierwszy.-Robert stuka w ekran.
Zerkam na to i dostrzegam firmę, która podlega pod mojego męża.
Przymykam oczy wypuszczając powietrze z ust.
-Porozmawiam z nim.-zerkam na mężczyznę.
-Teraz i tak nic nam to nie da.-wzrusza ramionami.
-Ale i tak to z nim wyjaśnię.-wstaję-Nie mów o tym reszcie, dobrze?
Kiwa niechętnie głową, zabiera sprzęt i wychodzi.
Patrzę jeszcze chwilę na puste biurko i w końcu sama również wstaję.
Po wyjściu z firmy czuje się skołowana. Nie wiem jak to możliwe, że firma którą promował mój mąż wystawiła identyczny plan. Wiem co Robert sobie pomyślał, ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że mój mąż mógłby zrobić coś takiego.
Jasne przebywał ze mną codziennie w domu jak nad tym pracowałam, ale Tommy jest na tyle ambitny, że prędzej opracowałby lepszy plan.
Chyba, że ten mój był na tyle dobry, że się przejął.
Resztę czynności robię prawie automatycznie.
Odbieram podekscytowaną Vivian z przedszkola, w domu nas pakuję, a gdy Tommy dzwoni, że już czeka schodzimy we dwie na dół.
Tommy
Poznaję, że Anna jest , gdy tylko schodzą na dół. Ma zaciętą minę i jej ciało aż promieniuje dyskomfortem. Marszczę brwi, ale ona nie łapie ze mną kontaktu wzrokowego. Jak wiele mogło się zmienić w ciągu tych paru godzin jak widzieliśmy się ostatnio?
-Tatusiu!-Vivian do mnie podbiega.
-Cześć księżniczko.-biorę ją na ręce i całuje w czoło.
Anna mija nas i otwiera bagażnik chowając walizkę.
-Pomogę!-wołam za nią, ale mnie ignoruje.
Vivi kładzie dłonie na mojej twarzy więc wracam do niej spojrzeniem.
-Cieszysz się tato?-pyta z uśmiechem.
-Bardzo, a ty?-łaskoczę ją lekko-Wskakuj do auta.
Pomagam Vivian usiąść i zapinam jej pas.Akurat jak się prostuję moja żona staje obok mnie, w zbyt dużej odległości.
-Jesteś zła?-przyciągam ją do siebie aż wpada na mnie.
-A mam powód?-wygina brew-Zrobiłeś coś?
Wzdycham głośno.
-Cokolwiek myślisz, że zrobiłem..-mrużę na nią oczy-Sama mówiłaś, że będziesz mi ufać.
-Nie chodzi o kobietę.-odsuwa się gwałtownie.
Nasza córka puka w szybę, a ja posyłam jej uśmiech.
-O co chodzi?-wracam spojrzeniem do żony.
-Nie chcę o tym teraz rozmawiać.-odpowiada zrezygnowana- Na miejscu.
Kiwam głową, ale nadal czuje się niepewnie. Wszystko miało iść w lepszym kierunku.
-Tato!-Vivian otwiera okno-Usiądź obok mnie.
-Nie otwieraj okna księżniczko.-upominam ją.
-Poprowadzę..-Anna wyciąga dłoń, a ja oddaje jej kluczki.Zajmujemy miejsca, ja obok córki, a Anna za kierownicą. Na szczęście droga tam zajmie nam jakieś 4 godziny.
Vivian grzebie w swoim małym plecaczku i wyciąga jakąś zabawkę.
-Zagrasz zez mną tato?-podaje mi talię kart do piotrusia-Potasuj.
Przytakuję i biorę karty. Gramy tak kilka rund, gdzie daje jej wygrać. Staram się też z nią rozmawiać o zbliżającym się święcie. Co prawda to nie jej pierwsze Boże Narodzenie w życiu, ale jest coraz starsza i chce by myślała o czasie z rodziną, a nie tylko o prezentach.
Jakoś w połowie drogi Vivan zasypia, co jest często spotykane u nas. Od małego potrafiła zasnąć w aucie, nie ważne jak daleko jedziemy.
Zerkam na Anne, ale ona nadal wydaje się mieć defensywną postawę.
-Możesz zjechać na stację?-pytam-Muszę się odlać i mogę kupić kawę.
Kiwa głową i po kilku minutach zatrzymujemy się na przydrożnej stacji.
Wyskakuję na zewnątrz i idę do budynku, gdzie najpierw korzystam z łazienki, a następnie kupuję nam gorące napoje.Gdy wracam Anna stoi oparta o maskę. Podchodzę do niej i podaje kubek.
-Kupiłem ci herbatę.-odbiera go.
Wyciągam papierosy i odpalam jednego.
-Powiedź mi o co chodzi.-odzywam się po chwili.
-Dostałam maila z komisji. Kilka godzin przed nam ktoś wysłał identyczny plan.-mówi nie patrząc na mnie.
-Kto mógł zrobić coś takiego?-marszczę brwi.
-Nie wiem.-zerka na mnie-Ale to SkyLimit wysłał nasz plan. Ta sama firma, którą wspierasz.
Uświadomienie uderza we mnie jak obuchem.
-Wierzysz, że im doniosłem?-staję przed nią.
-Cały czas jak pracowałam byłeś przy mnie.-krzyżuje ramiona-Miałeś milion okazji.
-Wierzysz w to?-ponaglam ją-Bo jeśli tak, nie mam nic na swoją obronę.
-Wydajesz się jedyną opcją.-wzdycha.
-A czemu miałbym to zrobić?-przekrzywiam głowę obserwując ją.
-Może poczuli się zagrożeni?-Anna również przekrzywia swoją-Może wiedziałeś, że jestem dobra i nie chciałeś by twoi podopieczni przegrali.
Nie mogę się powstrzymać i parskam głośno co sprawia, że Anna lekko się cofa.
-Nie muszę tego robić.-odpowiadam-Nie jesteś szefową Anna. Próbujesz nią być, ale tylko się bawisz. Nie jesteś dla mnie, ani moich osiągnięć żadnym zagrożeniem. Bo się po prostu nie nadajesz! Jesteś za słaba!
Nie zdawałem sobie sprawy, że się nad nią pochylam oraz, że zmienił mi się ton dopóki nie spojrzałem jej w oczy. Błyszczało w nich cierpienie i dotarło do mnie, że powiedziałem coś co może i zawsze tańczyło na końcu mojego języka, ale nie powinno wyjść na wierzch.
Anna cofa się i wymija mnie. Opiera się plecami o drzwi i odchyla głowę, wygląda jakby moje słowa ją skopały. I pewnie tak było.
Wypalam kolejnego papierosa i w końcu postanawiam do niej podejść.----------------------------------------
Cześć wszystkim! Tak prezentuje się kolejny rozdział:)
Chętnie poznam co myślicie.
Gwiazdkujcie, komentujcie, do następnego, xo
CZYTASZ
Ever After
Romance"If happy ever after did exist.." Szczęśliwe zakończenie-małżeństwo, dziecko. Tak kończy się każda bajka, każda książka. Nikt nie zastanawia się co jest później. A później jest tylko gorzej. Bo szczęście trzeba utrzymać, trzeba pogodzić wiele spraw...