ROZDZIAŁ 59

101 10 0
                                    

Damian

- - - -

Nie mieściło mi się w głowie, że Miriam mogła zajść w ciążę. Wprawdzie od jakiegoś czasu nie używałem prezerwatyw, ale z tego co wiedziałem, Miriam po konsultacji z ginekologiem na którą w końcu dała się namówić, była na zastrzykach antykoncepcyjnych.

Polecana specjalistka potwierdziła opinię lekarza opłacanego przez Tarika. Obrażenia, jakich doznał mój aniołek, uniemożliwiały donoszenie ciąży, a sama ciąża stwarzała potencjalne i poważne zagrożenie dla ciężarnej.

Więc jak to się stało, do cholery!?

Wyrzucałem sobie, że nie stosowałem dodatkowego zabezpieczenia, wiedząc, jakie jest ryzyko. Ale używanie prezerwatywy daje taki efekt, jakbyś lizał lody przez szybę. Kiedyś nie było wyjścia i musiałem je zakładać, by nie zarazić się jakimś syfem. Zawsze było ryzyko, choć dziewczyny były regularnie badane. Ale teraz, kiedy miałem pewność, że Miriam jest czysta? Uznałem, że nie ma takiej potrzeby.

No i masz, debilu! Żonę z jedną nogą na tamtym świecie...

Czas dłużył się niemiłosiernie. Spędzałem go na obwinianiu się, modlitwie i targowaniu się z siłą wyższą. Na uwagi i pytania Alicji odpowiadałem monosylabami.

Jednego byłem ciekaw?

- Wiedziałaś?

- Nie. Ona sama chyba też nie.

- Kiedy doszło do zapłodnienia?

- Lekarz ocenił ciążę na dziesiąty – jedenasty tydzień.

Czyli niedługo po powrocie z Australii. Czy zmiana klimatu i strefy czasowej mogła mieć wpływ? Zresztą, co za różnica... Zaszła w ciążę, a teraz straciła dziecko i walczy o życie. Cholera, niech ten lekarz wreszcie przyjdzie, bo oszaleję!

Jakby czytał mi w myślach. Drzwi się otwarły i doktor wywołał moje nazwisko.

Wstałem i na miękkich nogach podszedłem do niego. Z jego miny nie mogłem nic wyczytać.

To chyba źle wróży – uznałem. - Inaczej pewnie by się uśmiechał, a on minę miał poważną.

Boże, niech ona żyje, błagam, niech mój aniołek żyje...

- Proponuję przejść do gabinetu, panie Alhassan. Tam możemy na spokojnie porozmawiać.

Wstąpiła we mnie nadzieja.

Skoro chce rozmawiać, to liczy się z tym, że będę miał mnóstwo pytań odnośnie jej stanu i rekonwalescencji. Inaczej wyraziłby ubolewanie, że nie dało się jej uratować i czym prędzej się zmył, żeby nie być świadkiem naszej rozpaczy i nie narażać się na ewentualne wyrzuty. Wiadomo. Człowiek w silnych emocjach działa irracjonalnie i nieraz próbuje obarczyć kogoś winą za poniesioną stratę. A kto nadaje się do tego lepiej, jak nie lekarz, który nie umiał uratować ukochanej osoby?

Alicja szła za mną, ale zawahała się przed gabinetem.

- Chcesz wejść ze mną? - nie bawiłem się w etykietę. Byliśmy sami, nikt tu nie rozumiał polskiego, a ona nie jest z tych, co wyżej srają niż dupę mają.

- A nie masz nic przeciwko temu?

- Nie. Nawet lepiej. Masz większe doświadczenie w tej dziedzinie. W końcu rodziłaś dwa razy. W razie czego wiesz o co dopytać – przepuściłem ją w progu i wszedłem za nią, zamykając za dobą drzwi.

Lekarz usiadł ciężko w skórzanym obrotowym fotelu. Był wykończony. Duszkiem wypił szklankę wody. Nam też zaproponował, ale odmówiliśmy. Zajęliśmy miejsca po przeciwnej stronie biurka i czekaliśmy, aż zacznie mówić.

WŁADZA I BOGACTWO CZĘŚĆ PIĄTA -  "SIĘGNĄĆ GWIAZD"Where stories live. Discover now