Rozdział 39

3.2K 104 2
                                    

 Od progu przywitał mnie radosny pisk dziecka, Elijah zbiegł po schodach, uklęknęłam, a chłopiec wpadł wprost w me ramiona.

- Mamusiu! Wróciłaś - wtulił się mocno w moją szyję.

- Wróciłam skarbie - pogłaskałam go po pleckach i wstałam.

Momentalnie oplótł się wokół mnie jak małpka.

- Hej Faith - z salonu wyszła Tessa.

- Cześć - posłałam jej delikatny uśmiech.

- Jak się czujesz? - spytała.

- Głodna. Upieczemy coś? - spytałam, a im oczy zaświeciły.

- Na co masz ochotę siostrzyczko?

- Na to co zawsze.

- Może dzisiaj wszyscy chcecie być moimi pomocnikami? - spytała z nadzieją.

- Chętnie - odpowiedzieliśmy z Erickiem równocześnie.

Po godzinie wyszliśmy z kuchni, cali biali od mąki, ale z szerokimi bananami na twarzy.

- Tęskniłem za taką tobą - wyszeptał mi do ucha czekoladooki, powodując tym samym przyjemny dreszcz.

- Ja również.

Przebraliśmy się w czyste rzeczy i usiedliśmy na tarasie, przy włączonej girlandzie atmosfera stała się magiczna, a światła odbijające się od tafli wody w basenie, tworzyła na ścianie domu cudowne wzory.

- Mamusiu? - spytał niewyraźnie chłopiec, przeżuwając kolejny kawałek szarlotki.

- Tak skarbie?

- Nie będzies już całymi dniami leżeć w lózku?

Zamurowało mnie, ale szybko zmieniłam wyraz twarzy z zaskoczonego na szczęśliwy.

- Nie skarbie, już nie będę.

- To dobze. Kocham cię mamusiu.

- Kocham cię maluszku - wzięłam go na kolana i ucałowałam czółko, a ten mocno się we mnie wtulił.

Po kilku chwilach, jego ciałko stało się cięższe, a mój mały skarb zasnął.

- Zaniosę go na górę - wyszeptałam i ruszyłam z malcem do jego pokoju, choć miałam chwilę zawahania, czy jednak nie wybrać "mojej" sypialni, zwłaszcza, że od tygodnia i tak spał ze mną.

Gdy wracałam, w salonie minęłam się z Tess, która postanowiła również się położyć, z racji tego, że rano jest umówiona z Zoey.

Eric zaproponował naszą ulubioną herbatę imbirową i tak właśnie siedzieliśmy popijając ciepły napój, obserwując gwiazdy. Gdy tylko wyłączyliśmy girlandę, niebo stało się wyraźne, a nad naszymi głowami zamigotały białe punkciki.

- Wizyta chyba ci pomogła - odezwał się niepewnie mężczyzna.

- Nawet bardzo - wyznałam. - Dzięki niej coś sobie uświadomiłam.

- Co takiego? Jeśli wolno mi spytać.

- Nie zmienię już tego co się wydarzyło, choć bardzo bym chciała - zaczęłam. - Nie raz życie rzucało mi pod nogi kłody i za każdym razem się podnosiłam, czasem szybciej, czasem wolniej, ale dawałam radę, teraz też dam... - zrobiłam krótką przerwę - ...dzięki wam.

- Jesteś silna niezależnie... - chciał coś powiedzieć, ale przerwałam mu.

- Nie. Tym razem to wasza zasługa i dziękuje losowi, że tamtego dnia mnie potrąciłeś, przyjąłeś do firmy, do rodziny i że mam dzięki tobie przecudownego synka.

- Zaskoczył mnie bardzo - wyznał czekoladooki. - Nigdy do nikogo się nie przywiązywał, a ciebie pokochał do tego stopnia, by nazwać cię mamą, to tylko upewniło mnie w przekonaniu, iż to była dobra decyzja.

- Jaka decyzja? - zmarszczyłam brwi, a te cudowne gorzko-czekoladowe oczy wpatrywały się wprost w me.

- Decyzja mego serca, byś to ty nim zawładnęła - wyszeptał i złożył delikatny pocałunek na czole, zacisnęłam mocno powieki. - Przepraszam - wyszeptał. - Rozumiem, to za wcześnie.

- Nie - złapałam go za dłoń, gdy chciał się odsunąć. - Mogę... - wzięłam głębszy wdech. - Mogę się do ciebie przytulić? - wyszeptałam.

- Nie musisz...

- Chcę tego. Potrzebuję - wyznałam już nieco pewniej.

Eric objął mnie delikatnie w talii i przysunął do siebie. Wtuliłam się w jego klatkę i poczułam nieco zaciskające się ramiona.

- Przepraszam, że zabrałem Tess do psychologa, ale poprosiła mnie o to - wyszeptał w me włosy.

- Nie masz za co przepraszać, dobrze postąpiłeś, to ja powinnam przeprosić - uniosłam na niego wzrok. - Zamknęłam się w sobie i nie zauważyłam, jak tym was krzywdzę.

- Masz do tego pełne prawo, tylko pamiętaj, że masz wokół ludzi którzy cię kochają.

- Wiem - posłałam mu delikatny uśmiech. - I wiem też, co Tessa wyznała wam na mój temat.

- Dlaczego nie powiedziałaś wcześniej? - jego głos był pełen troski i bólu, a w kącikach oczu zaczęły gromadzić się łzy, zresztą nie tylko w jego.

- Nie chciałam obarczać was i tym - westchnęłam. - Co konkretnie powiedziała?

- Kilka lat temu podobno znalazła twoje zdjęcie, gdy sama miała kilka miesięcy i wyglądałaś tam jak chodzący kościotrup i spytała się o nie, podobno przyznałaś się, że masz problemy z odżywianiem.

- Jestem chora na anoreksję - wyszeptałam.

- Myślałem, że to minęło. Że wyzdrowiałaś.

- Tego nie da się wyleczyć - wyznałam. - Może jest poprawa i wyglądam normalnie, ale w głębi niekoniecznie jestem z tym pogodzona. Zachorowałam po śmierci mamy i choć po kilku miesiącach z tego wyszłam, zmieniłam swoje nawyki żywieniowe i styl życia, to nie zawsze jest dobrze. Wystarczy, że ktoś powie mi, że wyglądam grubo... - westchnęłam. - ...a Daniel powtarza to od dawna.

- Faith, twoje ciało jest idealne, nie możesz się katować w taki sposób.

- Powoli się do tego przekonuję. Pole Dance pomógł mi wypracować sylwetkę i mimo, że normalnie nie jem dużo, to wystarczająco by mój organizm mógł normalnie funkcjonować, a mięśnie nie zanikały. Teraz muszę wszystko ponownie przetrawić.

- Jestem przy tobie, pamiętaj - wyszeptał, a ja ponownie się w niego wtuliłam. - Zawsze będę.

Kim Jesteś?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz