Część 8

4 2 1
                                    

Otwierając rano oczy, Nilka zobaczyła nad sobą uśmiechniętą, ale zatroskaną twarz Pani Kropelki. Na krześle spoczywała biała sukienka, najpiękniejsza, jaką Nilka miała. Obok stały białe, błyszczące buciki.

- Uśmiechałaś się przez sen - powiedziała Pani Kropelka. - Opowiesz mi, co ci się śniło?

- Byłam znowu na naszej łące. Cały czas tak pięknie pachniało, tylko jeszcze bardziej niż zwykle. O, i wcale ten zapach nie zniknął.

- Też go czuję - potwierdziła Pani Kropelka. - Jest w całym domu.

- Łąka cała była w kwiatach, aż prawie nie było widać trawy. I w jednym miejscu napotkałam te wszystkie kwiatki i ptaszki, które widziałam w poprzednich snach, i nagle przyleciał wielki, biały ptak z czarnymi skrzydłami. Kiedy wylądował, podszedł do mnie i w dziobie trzymał białego astra. Wiem, bo akurat znam te kwiaty, no i tego astra mi dał. Ptaka nigdy nie widziałam, ale wiem, jak się nazywa tymi trudnymi słowami, bo mi potem dał otwarty notes, gdzie było napisane: „Diomedea exulans". No i te kwiaty i ptaki prowadziły mnie po łące, aż zaprowadziły do domu i wtedy się obudziłam.

- Diomedea exulans to albatros. To ptak oceanów. Żeglarze uznawali go za zwiastuna dobrej pogody. Uznawany jest też za przewodnika i symbol wcielenia duszy. Miałaś piękny sen. Nic dziwnego, że się uśmiechałaś. A poza tym masz brakującą, ostatnią literę twojego imienia.

- Jeśli pierwsze litery tych ptaków i kwiatów utworzyły moje imię, to czy to coś znaczy?

- Może to przypadek, a może nie. Może ktoś się do ciebie zwraca po imieniu?

- Może anioł?

- Kto wie?

- Pełno tych symboli, a ja ich nie rozumiem.

- Symboli używamy, kiedy brakuje nam słów albo kiedy nie chcemy za dużo gadać.

- A aster coś symbolizuje? - zaciekawiła się Nilka.

- Wieczny optymizm - powiedziała z uśmiechem Pani Kropelka - i wiarę w szczęście. Kiedy go komuś dasz, to tak jakbyś mu powiedziała, że jesteś szczęśliwa, bo z nim jesteś. Ale teraz musisz już wstać, umyć się i włożyć tę piękną sukienkę. Dziś jest bardzo uroczysty dzień. Kiedy będziesz gotowa, zaczekasz tu, a ja pójdę po tatę.

W śnieżnobiałej sukience i lśniących butach Nilka stała w bezruchu i czekała na tatę. W rękach kurczowo trzymała uzupełniony przed chwilą notes. Z każdą sekundą narastały w niej najgorsze przeczucia. Kiedy drzwi się otwarły i zobaczyła tatę w czarnym garniturze, łzy napłynęły jej do oczu. Nabrała pewności, że za chwilę usłyszy to, czego bała się najbardziej. Tata podszedł do niej, przyklęknął i długo tulił.

- Tatusiu, ja się chyba domyślam.

- Dzisiaj w nocy - mówił tata spokojnie i powoli - mamusia uwolniła się od choroby. Już nie cierpi i jest szczęśliwa.

Nilka drgnęła, a jej łzy zaczęły kapać na sukienkę, notes i dłonie. Z trudem odetchnęła i spojrzała tatusiowi w oczy.

- Czy mamusia... umarła?

Krótka chwila ciszy, jaka poprzedziła odpowiedź, wydawała się Nilce długa jak całe dotychczasowe jej życie.

- Tak. I to jest nasz najsmutniejszy dzień, ale my sprawimy, że będzie piękny i uroczysty. Mamusia na pewno by nie chciała, żebyśmy tylko płakali.

Nilka niespodziewanie dla siebie nagle się uspokoiła. Bała się usłyszeć te słowa, a teraz miała je już za sobą.

- Obiecałam mamusi, że nie będę rozpaczać, żeby nikogo nie krzywdzić.

Tata wziął ją za rękę i poprowadził na dół. Kątem oka Nilka widziała przez uchylone drzwi, jak Pani Kropelka siedząc na swoim łóżku, ociera łzy, ale gdy ją zauważyła, serdecznie się uśmiechnęła i nieznacznie pokiwała swoją błękitną chusteczką.

Nilka z trudem pokonywała każdy stopień schodów, których jakby nagle przybyło. Drżące nogi stawiała niepewnie i z rosnącym napięciem. Ku jej zaskoczeniu salon był pusty. Jego dwuskrzydłowe drzwi były otwarte na oścież. Na werandzie łóżka również nie było. Stało na łące, która była tego dnia wyjątkowo ukwiecona. Ciepły, słoneczny dzień sprzyjał ptakom i zewsząd dobiegał ich śpiew.

Mama miała na sobie błękitną sukienkę i błękitne buty. Leżała na błękitnym prześcieradle, a pod głową miała błękitną poduszkę.

- Uśmiecha się - szepnęła Nilka.

- I jak pięknie wygląda - dodał tata. - Możesz mamusi coś powiedzieć, a nawet dać.

Nilka podeszła bliżej i drżącymi rękami wsunęła notes pod splecione dłonie mamy.

- Mamusiu - powiedziała, schylając się nad jej uchem - tylko nie zapomnij mi wysłać kwiatka na wiosnę. Pamiętaj, ten pierwszy będzie od ciebie.

Jak na uroczysty dzień przystało, Nilka zerwała bukiet kwiatów. Był zbyt duży, by go mogła unieść, więc z pomocą taty przeniosła go na łóżko mamy. Opowiadała jej o każdym z nich do momentu, kiedy rzewny płacz zastąpił słowa.

Nilki na pogrzebie mamy nie było. Chciała ją zapamiętać leżącą wśród łąkowych kwiatów. Zbierała je potem codziennie i zawoziła z tatą na grób. Po powrocie płakała, czego się trochę wstydziła, ale Pani Kropelka mówiła, że płakać można, a nawet trzeba, bo łzy to taka kroplówka, która pozwala przetrwać żałobę.

Latem Pani Kropelka wyjechała i całe wakacje Nilka za nią tęskniła, ale radość jej przynosiło ciągłe przebywanie z tatą i rysowanie dla niego projektów. Tata stawał się coraz lepszym rzeźbiarzem, a stworzone przez niego kwiaty i ptaki cieszyły się wielkim powodzeniem u kupujących.

Jesienią Nilka poszła do szkoły. Poznała tam mnóstwo koleżanek, które czasem ją odwiedzały. Opowiadała im wtedy o aniołach i swojej wspaniałej mamie.

Pewnego wietrznego dnia Nilka dostała list od Pani Kropelki. Był oczywiście nietypowy, jak na Panią Kropelkę przystało. Znajdował się w błękitnej kopercie i napisany był błękitnym atramentem na papierze nutowym. Pani Kropelka, oprócz uścisków i pozdrowień dla niej i dla taty, nie omieszkała umieścić kilku swych niesamowitych i pełnych humoru przygód. Nigdzie jednak nie podała swojego adresu, co bardzo zasmuciło Nilkę, ponieważ jeszcze zanim otwarła list, postanowiła na niego odpisać. W końcowym fragmencie jednak Pani Kropelka prosiła Nilkę, aby o wszystkim opowiedziała swojemu aniołowi, a już ona użyje „odpowiednich" sposobów, by się wszystkiego od niego dowiedzieć.

Aż przyszła zima. Zimne dni i długie wieczory zdawały się celowo opóźniać nadejście wiosny. Nilka wiedziała, że to dużo za wcześnie, ale zaraz po nowym roku zaczęła chodzić na łąkę szukać kwiatu. Tak na wszelki wypadek, żeby nie przegapić tego pierwszego. Pewnej nocy przyśnił się jej znajomy zapach. Zaprowadził ją na zmrożoną łąkę, a tam, pośród śnieżnych zasp, jakby w pełni wiosny, rosły kolorowe kwiaty.

Nilkę obudziło światło poranka. Ledwie otwarła oczy, natychmiast zerwała się z łóżka i nie zważając na śnieg i mróz, wybiegła boso i w piżamie na swoją łąkę. Po paru chwilach zziębnięta, ze łzami rozczarowania w oczach, postanowiła wrócić do domu.

- Nilko, co ty robisz? - usłyszała za sobą głos przerażonego taty i jego coraz szybsze kroki. Gdy się do niego odwróciła, nagle oboje zamarli w bezruchu. Pomiędzy nimi, jakby nigdy nic, spod śniegu przebił się żółty kwiat.

- Niemożliwe - wyszeptał tata. - Żonkil? W styczniu?... W śniegu i mrozie?

- To ten od mamusi - wyjaśniła spokojna już Nilka. - Na pewno przysłała jakiegoś anioła, żeby go tu zasadził. Jak myślisz, tatusiu, czy to był anioł kwiatonosz z poczty kwiatowej, czy może bardziej ogrodnik z tego ogrodu, w którym mamusia teraz mieszka? I pamiętasz? Musisz tego kwiatka teraz wyrzeźbić, bo taki wyrzeźbiony nie zwiędnie.


Uroczysty dzieńWhere stories live. Discover now