Justis
Kiedy Deke walnął w drzwi następnego ranka, otworzyłam mu i zamiast powitania, pokazałam palcem na nos i zapytałam - „Widzisz to?"
Jego spojrzenie zwęziło się i odciął w odpowiedzi - „Mam oczy, prawda?"
„Cóż, dzięki tobie..." - odwróciłam palec i dźgnęłam go w jego stronę - „...nadal jest tam, gdzie powinien być i nie odmarzł zeszłej nocy" - posłałam mu szeroki uśmiech, który nawet nie wiedziałam, że mam w sobie, żeby dać wcześnie rano i krzyknęłam - „Uwielbiam izolację!"
Przez chwilę wpatrywał się we mnie bez wyrazu.
Wtedy coś zapaliło się w jego piwnych oczach, wiedziałam, że mogłabym pławić się w jego cieple przez całą wieczność (więc udawałam, że tego nie widziałam, chociaż robiłam to słabo, ale wystarczająco, by zwalczyć pragnienie pochylenia się i, powiedzmy, dotknięcia ust jego, aby zobaczyć go z bliska).
I dał mi więcej.
„Jesteś trochę szalona, Cyganko".
Powiedział to tak, jakby myślał, że to nie jest zła rzecz, z pięknym niuansem pokrywającym dudnienie w jego głosie, w którym ja też mogłabym wygrzewać się przez wieczność.
Udawałam, że też tego nie słyszałam, cofnęłam się, pozwalając mu wejść, i dalej szłam w kierunku holu do garażu, mówiąc to - „Kawa jest, przyniosę twoją".
„Jus" - zawołał, a ja zatrzymałam się i odwróciłam do niego - „Max mówi, że chcesz, żeby taras był skończony?"
„Tak, masz coś przeciwko?" - zapytałam - „Wygląda niesamowicie. Nie zamierzam spędzać czasu w pomieszczeniu gospodarczym, więc fajnie będzie mieć kolejne miejsce na zmianę".
Pokiwał głową - „Zajmę się tym".
„Doceniam, Deke".
Ruszył w kierunku szklanych drzwi osadzonych w szklanej ścianie, które teraz, dzięki Deke'owi, prowadziły na tylny taras.
Poszłam do garażu po kawę.
*****
Półtorej godziny później wykąpana, ubrana i gotowa do drogi do miasta, by poszukać miejsca z Wi-Fi, abym mogła poradzić sobie z przychodzącymi e-mailami (konkretnie tymi od mojego projektanta wnętrz), otworzyłam drzwi prowadzące na tylny taras.
I do Deke'a.
Znowu podziwiałam sposób, w jaki ułożono deski w jodełkę, dzięki czemu były o wiele ciekawsze, a robiłam to, aby nie podziwiać mężczyzny pracującego przy balustradzie.
Nie musiałam do niego wołać. W chwili, gdy otworzyłam drzwi, przestał robić to, co robił, żeby na mnie spojrzeć.
„Hej" - przywitałam się, wychodząc.
Uniósł brodę.
„Jadę do miasta" - powiedziałam mu, zatrzymując się kilka kroków za drzwiami - „Potrzebujesz czegoś?"
„Nie" - odpowiedział.
To mnie zaciekawiło.
„Przywozisz lunch w swoim pickupie czy coś?" - zapytałam.
„Tak" - odpowiedział.
Łał. Deke zabierał lunch.
Teraz byłam zaskoczona i ciekawa.
„Wodę?" - kontynuowałam.
„Tak" - powtórzył.
„Zimną wodę?" - pchnęłam.
![](https://img.wattpad.com/cover/353336284-288-k147679.jpg)