Rozdział 19 - Kombinezon

39 11 0
                                    

Justice

Żonglując czterema pudełkami pizzy, otworzyłam frontowe drzwi.

Ledwo udało mi się wejść do środka, a już pojawił się Bubba, łapiąc wszystkie cztery pudła.

„Dzięki, Bub" - wymamrotałam.

„Karmisz mnie, przynajmniej mogę nosić pudła" - odpowiedział.

Uśmiechnęłam się do niego i zwróciłam się do zgiełku, jakim było ośmiu mężczyzn pracujących w moim domu.

Zrobiłam to krzycząc - „Podano do stołu!"

Kiedy krzyczałam, mój wzrok przykuł Deke, który był w mojej kuchni. Kuchni, która zaczynała wyglądać jak kuchnia. Miałam ogromną wyspę, która przecinała prawie całą przestrzeń (bez blatu), szafki dolne (bez blatów), a Deke z innym kolesiem siedział w wolnym miejscu na witrynę, które było naprzeciwko miejsca, w którym byłaby kuchenka i lodówka.

Bubba szedł w stronę wyspy bez blatu.

Ja szłam do Deke'a.

A Deke szedł do mnie.

Spotkaliśmy się w połowie drogi.

Zatrzymał się w mojej przestrzeni i pochylił szyję, żeby na mnie spojrzeć.

„Znowu, nie musisz kupować chłopcom lunchu" - powiedział cicho.

Jak świadczyłoby słowo „znowu", powiedział to już wcześniej.

Odkąd chłopcy przyszli do pracy, codziennie. Był piątek, więc „znowu" polegało na tym, że powiedział to (teraz) pięć razy.

„I znowu, jak przynoszę nam lunch i nie mogę nie zrobić tego samego dla chłopaków" - odpowiedziałam.

„I znowu" - podkreślił - „...nie musisz kupować mi lunchu".

„I znowu" - podkreśliłam i przeciągnęłam słowo - „...lubię stawiać ci lunch. Dajesz mi witrynę, a ja stawiam ci lunch. I tak to się dzieje. Tak poważnie. Zamknij się o lunchu".

Jego głowa cofnęła się - „Czy właśnie kazałaś mi się zamknąć?"

„Co do lunchu, tak" – potwierdziłam.

„Justice".

„Deke".

Zamilkliśmy.

Potem jego oczy przesunęły się wzdłuż mnie i na jego twarzy pojawił się wyraz, którego nie rozumiałam.

Wydawało mi się szyderczy, a jednocześnie wydawało się, że chciał zaciągnąć mnie do mojej sypialni i mieć ze mną swój nikczemny sposób.

Oznaczało to, że moje plecy podniosły się w tym samym czasie, gdy poczułam piękny dreszcz.

„Masz coś na myśli?" - zapytałam, kiedy nic nie powiedział.

Spojrzał na mnie.

„Nienawidzę tego kombinezonu" - stwierdził bez ogródek.

Dobrze!

„Więc będę chciał go z ciebie zdjąć, kiedy chłopcy wyjdą."

Tak, można powiedzieć, że to wyjaśniało wyraz.

Pochylił się, jego oczy znów były skierowane nisko i mruknął - „Kurwa, widzę twoje majtki".

Pochyliłam się i mruknęłam - „Deke, nie podniecaj mnie, kiedy siedmiu mężczyzn zajada pizzę w mojej kuchni".

NagrodaWhere stories live. Discover now