ROZDZIAŁ 12.

756 59 23
                                    

-Dokumenty, woda, koc, kurtka...- mamrotał pod nosem Sylwester, nerwowo szykując do wzięcia ze sobą przydatne rzeczy.
-Czekam na was w aucie!- rzucił Działowy wychodząc z mieszkania.
Cała grupka była w niemałym popłochu i stresie. Dziewczyny już zeszły na parking, Cezary mający jechać z nimi montował telefony na uchwytach zamieszczonych w obu samochodach by umożliwić ciągły kontakt między nimi w trakcie trasy, a Revo i Druid w pośpiechu zbierali najpotrzebniejsze drobiazgi. Gdy Tomek spojrzał na mężczyznę, cicho westchnął. Pobity, zamartwiający się i zdruzgotany kolega wywoływał u niego ciężar na sercu, a bezradność przyprawiała go o irytację. Nagle, bez żadnego ostrzeżenia chwycił go za ramiona, zmuszając przy tym do spojrzenia na niego.
-Sylwek, z Mikołajem wszystko będzie dobrze, rozumiesz?
Po kilku sekundach głuchej ciszy, mężczyzna ponownie odwrócił się w stronę drzwi.
-Chodźmy. Póki nie jest jeszcze za późno.
Revo zrozumiał, że słowa wsparcia na nic się tu zdadzą, a jedyną opcją by Druid mógł zaznać spokoju to dotarcie do Mikołaja. Bezzwłocznie ruszyli ku wyjściu i sprawnie zbiegli ze schodów. Plan był następujący: Revo, Działowy i Sylwester jadą jednym samochodem, a Klaudia z Aurelią i Cezarym drugim. Gdy dwójka twórców stanęła obok pojazdów, nastolatka zajmowała już miejsce kierowcy w swoim. Obok niej siedziała ukochana Gimpera, a na tylnim siedzeniu rozłożył się również Cezary. Ku niezadowoleniu Sylwestra, Działowy również siedział za kierownicą. Nabuzowany podszedł do drzwi i otworzył je.
-Ja kieruję, idź usiąść obok.
Mężczyzna spojrzał na niego zszokowany i lekko prychnął.
-Absolutnie, jesteś aktualnie najbardziej rozjebaną emocjonalnie osobą z nas wszystkich. Nie dam ci kierować.
-Tomasz, wypierdalaj na bok.
Ton głosu Druida przyprawił dwójkę przyjaciół o ciarki, a użycie przez niego pełnej formy imienia jedynie dodawało całej sytuacji grozy. Oboje spojrzeli na siebie, z rezygnacją stwierdzając, iż jedynym co wywoła próba dyskutowania z mężczyzną będzie awantura. Mamrocząc pod nosem, że ich zabije podczas tej jazdy, Tomek opuścił samochód i zasiadł na tylnim siedzeniu uznając to za opcję z największym prawdopodobieństwem przeżycia w razie wypadku spowodowanego rozemocjonowanym kierowcą. Revo od razu usiadł na miejscu pasażera, a Sylwester uprzednio wrzucając rzeczy zabrane z domu tuż obok Działowego, odpalił silnik i sprawnie wpisał miejsce docelowe w nawigacji. Gdy spojrzał w lusterko zauważył, że była dziewczyna Mikołaja również gotowa jest do ruszenia w drogę. Mężczyzna siedzący obok odpalił połączenie wideo, które zostało natychmiast przyjęte, a na ekranie pojawiły się dziewczyny i siedzący po środku Cezary.
-Ruszamy?- rzucił Wardęga chwytając mocno kierownicę.
-Ruszamy- usłyszał w odpowiedzi co w trybie natychmiastowym spowodowało, że mężczyzna wyjechał na ulicę, a Aurelia tuż za nim
-Nie składam się na mandat, miejcie tego świadomość- wydusił z siebie Gimper, nerwowo sięgając ręką po uchwyt bezpieczeństwa nad drzwiami.
Obaj kierowcy, korzystając z godziny nocnej i środka tygodnia, nie szczędzili sobie łamania limitów prędkości, przekraczając ją nawet kilkukrotnie. Sylwester, choć był dobrym kierowcą, kilka razy prawie nie wyminął aut, a sama droga przypominała slalom między innymi pojazdami. W pewnym momencie mocno zahamował, po czym praktycznie od razu przydusił gaz gdy tylko zauważył, że na pasie nie zostało żaden samochód. Przerażeni mężczyźni co jakiś czas na siebie spoglądali ze śmiercią w oczach.
-Mówiłem, żeby mu nie dawać auta, kurwa!- wrzasnął roztrzęsiony Działowy, na co Revo odpowiedział jedynie cichą modlitwą.
W tym samym czasie reszta znajomych była w podobnym stanie, a jedynie kierowcy jechali w ciszy, skupieni na jak najszybszym dotarciu do celu. Co jakiś czas Aurelia przypominała Tomkowi siedzącemu obok Druida by sprawdzał jego skrzynkę wiadomości w celu upewnienia się, że porywacze nie zorientowali się zbyt szybko jak bardzo oszukani zostali.
-Plik powinien się zniszczyć za około dwie godziny, a za jakiś kwadrans gliny dostaną ich dokładne położenie- uśmiechnęła się lekko, nie odrywając wzroku od nieznacznie szybszego samochodu Sylwestra.
Mężczyzna cicho przytaknął, jednak jego mina przybrała postać ledwo zauważalnego grymasu.
Kto jeszcze mówi "gliny"? Denerwuje mnie jej slang.
Ignorując swoją irytację, ponownie skupił się w stu procentach na drodze. Jego myśli biegały nieustępliwie wokół wątpliwości i pytań, które jedyne co robiły to się nawarstwiały.
Gdzie jest Mikołaj?
Wszystko z nim dobrze?
Nic mu nie zrobili?
Nie zamarznie?
Co mu nagadali?
Co, jeśli nie zdążymy?
Nie wybaczę sobie jeśli go stracimy. Nie daruję sobie tego.
Każda kolejna sekunda pogłębiała jego stres i co najgorsze: paraliżujące poczucie winy. Jego oczy nieustannie szkliły się, a światło latarni ulicznych podkreślało to za każdym razem gdy padało na twarz mężczyzny. Choć przyjaciele skupieni byli by przeżyć, zauważyli ten fakt. Chcieli mu pomóc, wesprzeć go, dodać choć trochę sił i otuchy, jednak mieli świadomość, że nie zadziała to.
On po prostu chciał znowu zobaczyć Mikołaja robiącego im kawę w kuchni, siadającego na blacie gdy ten robił im jedzenie, uśmiechającego się podczas zabawy z kotkiem. Chciał go obok. Chciał go ze sobą, przy sobie. Chciał go jak nikogo innego w tym momencie, jednak czy pewnym jest, że tylko w tym? Oczywiście, że nie.
Na samo wspomnienie głosu i śmiechu chłopaka, Sylwester przyspieszył do granic możliwości. Po jego policzku spłynęła pojedyncza łza, którą szybko starł.

Trasa miała trwać około dwóch i pół godziny, jednak już po lekko ponad jednej, znajdowali się już niedaleko granicy między Polską a Czechami. Fakt zbliżania się do celu wywołał różne reakcje: Aurelia poczuła wzrost adrenaliny co poskutkowało "cięższą nogą"*, Klaudia i Cezary czuli narastający niepokój, Działowy czuł coraz mniejszy stres podobnie jak jego imiennik, a Sylwester był coraz bardziej przerażony i zdruzgotany tym co może go czekać po dojechaniu do celu. Połączenie wideo nie zostało przerwane ani na moment, a muzyka wciąż cicho leciała z radia w pojeździe nastolatki, co niemiłosiernie irytowało Sylwestra, który w takich momentach nadzwyczaj cenił sobie ciszę. Nie chciał jednak jej tego mówić, miał pełną świadomość, iż dla wielu osób muzyka jest bardzo pomocna w stresujących sytuacjach. Nie każdy radził sobie z nimi za pomocą duszenia wszystkiego w sobie, tak jak on.
-Jesteśmy w Czechach!- zawołała uśmiechnięta nastolatka, wolną ręką poprawiając opadające z luźno związanego koka włosy.
-I bardzo, kurwa, dobrze- mruknął Druid, biorąc po tym głęboki oddech w celu uspokojenia się.
Całą trasę milczał pomimo wielokrotnych prób nawiązania z nim choćby krótkiej, dużo nie wnoszącej konwersacji podjętych przez całą resztę. Tytuł najdłuższej wymiany zdań z nim należał do Revo, który dał radę wyciągnąć z niego całe trzy zdania. Niedługie, jednak to wciąż aż trzy zdania.
-Zostało nam jakieś pół kilometra, zwolnijmy- odezwała się Klaudia, rozglądając się po ciemnej okolicy.
-Musimy dojechać pod sklep, tam powinien być według tego co mi napisał ten jebany, kurwa, śmieć.
Ilekroć Wardęga się odezwał, cała grupka milkła. Każdy był świadomy, że wytrącenie go z równowagi nie należało do najcięższych zadań w tej chwili, dodatkowo byli przerażeni tym w jakim stanie mężczyzna się znajduje. Pomimo to, był im wdzięczny. Każdemu z osobna chciał podziękować za to, że podjęli ryzyko odzyskania kolegi i, że znosili jego okropny stan, nerwy, wewnętrzną histerię czy krzyki gdy tylko pojawiała się sygnalizacja świetlna czy pojazd, którego nie dało się wyprzedzić. Ciche wsparcie, które od nich dostawał było dla niego bardzo cenne i ważne, bez niego nie wytrzymałby psychicznie.
Nagle wszyscy zamarli. W oddali zauważyli migające światła w kolorze czerwieni i błękitu. W samochodach zapanowała grobowa cisza, części z nich zaszkliły się oczy i każdy mógł się otwarcie przyznać: byli przerażeni jak nigdy dotąd. Niejeden z nich poczuł dzwonienie w uszach. Sylwester wziął głęboki oddech gdy po jego twarzy popłynęły łzy. Razem z Aurelią zwolnili do przepisowej prędkości i kontynuowali jazdę, jednak nikt nie odezwał się słowem przez dłuższy moment.
Tylko moment.
Nikt na świecie nie zna i nie pozna słów, które potrafiłyby opisać ulgę i radość całej grupki gdy dostrzegli Mikołaja siedzącego na przystanku i rozmawiającego z policją.

Uznałam, że tym razem dam Wam odetchnąć i nie robić Polsatu!
Doceńcie moją dobroć.

*odnosiło się to do tego, że jechała szybciej.

STARGAZING || Konopskyy x WardęgaWhere stories live. Discover now