IV-Szalej i platynowe włosy

157 11 6
                                    

Wieża astronomiczna. Miejsce, gdzie można odetchnąć od tłumu, a zarazem miejsce częstych schadzek zakochanych uczniów. Na całe szczęście o tej porze zwykle była opuszczona. Harry usiadł przy barierce i patrzył na gwiazdy, łzy same mu płynęły. Wspomnienia dzisiejszego dnia zaczęły wracać do niego ze zwiększoną siłą. Jak oni mogli mu to powiedzieć? Czy nie łatwiej by było po prostu umrzeć? Zostawić te wszystkie zmartwienia? Zostawić tych ludzi życzących mu śmierci?
Harry wstał i wszedł na barierkę. Wiatr rozwiewał jego ptasie gniazdo, a światło księżyca obijało się w łzach płynących z jego oczu. Spojrzał w dół. Ciemno, prawie nic nie widział. Ale to dobry znak, to znaczy, że jeżeli zrobi ten jeden krok, ten jeden ostatni krok, wszystko się skończy. Już nie będzie złotego chłopca, już nie będzie problemu wujostwa, już nie będzie osoby, która najbardziej denerwuje profesora Snape'a. Nie będzie go.
Już wystawiał nogę gdy usłyszał ten cichy głos. To nie był głos Voldemorta, to był głos sumienia mówiący mu, że wiele ludzi zginie jeżeli zrobi ten krok. Wiele ofiar przez jego słabość, on nie chciał żyć, ale też nie chciał przyczynić się do śmierci innych. Zeskoczył z barierki i ponownie chowając się pod peleryną ruszył w stronę zamku. Nie było sensu wracać do pokoju, on wiedział, że nie zaśnie. Została ostatnia opcja, pokój życzeń. Ponownie przywitał go zapach lasu i kwiatów. Lekki wiaterek mierzwiący mu włosy w jakby opiekuńczym geście. Matka natura, jedyna matka jaką posiadał. Otworzył książkę na rozdziale na którym ostatnio zakończył czytanie i ponownie pozwolił sobie zatracić się w lekturze. 

∺∺∺∺∺∺∺

Ledwo zdążył wrócić do dormitorium, a zaczęły się budzić pierwsze osoby, na jego szczęście osoby z którymi dzielił pokój nie należały do rannych ptaków. Zdążył wziąć prysznic i poćwiczyć stawianie barier czekając na swoją zwyczajową porę opuszczenia dormitorium. Jednak jak zawsze gdy się śpieszył ruchome schody musiały zrobić mu na złość i źle go pokierować, spowodowało to potrzebę nadłożenia dodatkowych kilku minut trasy. Finalnie kiedy dotarł prawie wszyscy siedzieli już przy stołach.

Spojrzał w kierunku stołu Gryffonów i widząc Hermionę i Rona uznał, że jest zbyt zmęczony na kłótnie z samego rana, z tego też powodu udał się do stołu Revenclawu i uśmiechając się do Luny dosiadł się do nich.

Nauczyciele mimo widocznego zaskoczenia nie komentowali tego głośno, a Harry zagłębił się w przyjazną rozmowę z Krukonką. Śniadanie trwało w najlepsze, a Potter uznał, że brakowało mu tak spokojnego towarzystwa. Luna rozmawiała z nim głownie o narglach i żonleru. Rozmowa się kleiła i była przerywana jedynie chwilami miłej ciszy i odpowiedzi Harry'ego na pytania odnośnie Obrony przed Czarną Magią zadawane przez uczniów tego domu. Owe pytania dotyczyły zwykle części praktycznej oraz jak je wzmacniać, by uzyskiwać lepsze oceny. Śniadanie minęło jak z bicza trzasną i już za chwilę musiał się żegnać z innymi obiecując, że na pewno jeszcze kiedyś z nimi usiądzie. 

∺∺∺∺∺∺∺

Lekcja elikrirów. Coś co myślał, że może polubić, a jego marzenia zostały zmiażdżone już na pierwszej lekcji. Teraz od pierwszego roku szkoły musiał się męczyć z niesprawiedliwością nauczyciela, dorzucanymi składnikami ślizgonów, krytycznymi uwagami i traceniem punktów.
Ale tym razem chciał zniwelować chociaż jedną rzecz, więc rzucił zaklęcie ochronne od zewnątrz chroniące eliksir przed niepotrzebnymi składnikami. Ale na Snape'a nic nie da się poradzić. 

Profesor zauważając zaklęcie ochronne rzucone magią bezróżdżkową wyraźnie się skrzywił. Lecz w głowie zastanawiał się po co niby to ma być, oraz jakim cudem ten dzieciak umie używać magii bezróżdżkowej! Jednak ku zaskoczeniu wszystkich postanowił to zignorować.

Kochać?Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ