V - Crucio

134 11 8
                                    

Czemu mamy złe humory? Czemu popadamy w melancholię i depresję? Przez nas samych? Przez sytuacje? Przez ludzi? Dlaczego to nas dopada? Czy skoro my cierpimy przez kogoś, to co ta osoba czuje? Radość? Złość? Smutek? Czy może nic nie czuje nawet nie zastanawiając się nad naszymi uczuciami?

∺∺∺∺∺∺∺

Powiedzenie, że Snape miał w tej chwili zły humor byłoby zbagatelizowaniem problemu. Był wściekły. Malfoy spowodował, że jeden uczeń trafił do szpitala, w stanie niemalże wymagającym świętego Munga, a teraz jeszcze ten gnojek śmiał chodzić po znajomych i rozpowiadać jak to prawie załatwił Potter'a. Miał ochotę chlać. Gówno go obchodziło, że otwierał już drugą butelkę. Czuł palącą potrzebę picia. Spojrzał krytycznym wzrokiem na bursztynowy napój. Nie, zdecydowanie potrzebuje czegoś innego. Odchylił się w fotelu i przymrużywszy oczy wspominał dzisiejszą lekcję. Strach. Jedno z najsilniejszych uczuć. Tak... To było to. Wstał i chwyciwszy swoją odwieczną szatę wyszedł z swojego gabinetu. Potrzebuje połapać uczniów. Jego wyćwiczony radar zabierał go w miejsca gdzie ZAWSZE ktoś był. Biblioteka-Krukoni, kuchnia-Gryffoni, błonia-Puchoni, lochy-ślizgoni, wieża astronomiczna-zakochane pary. Wszędzie są te dzieciaki. Udał się w każde z tych miejsc odejmując punkty i wywołując krzyki przerażenia. Jakież to odświeżające. Po kłótni z Minerwą potrzebował tego.

∺∺∺∺∺∺∺

Rozległo się pukanie.

-Tak? O witaj Severusie, dobrze, że jesteś.-Powiedziała z uśmiechem dającym do wiadomości, iż owa rozmowa do przyjemnych należeć nie będzie.-Usiądź.
Snape wykonał polecenie przyjmując obronną postawę-Przejdźmy do konkretów. Czego oczekujesz?
-Jak to czego oczekuję?! Ukarania pana Malfoy'a! Przez niego mój uczeń, powtórzę MÓJ uczeń trafił do skrzydła szpitalnego! Jak mogłeś w ogóle dopuścić do takiego wypadku?
-Powiedzmy, że liczyłem, że wytrzymają te dziesięć minut bez robienia sobie krzywdy. Wiesz, że nie mogę go zbyt mocno ukarać?
-Tak, jednak dalej sądzę mój drogi, że trzeba mu nieźle ukrócić smycz. Chcę by miał szlaban z Argusem.
-Więc zróbmy tak, powiem Draco, że chciałaś mieć z nim szlaban trzy razy w tygodniu do końca tego roku, ale udało mi się wybronić szlaban z Filch'em do przerwy świątecznej dwa razy w tygodniu. I wilk syty i owca cała.
-Snape. Harry leży w skrzydle, nieprzytomny, jest w okropnym stanie. Jeżeli już chcesz kłamać to chociaż zadbaj by ten utleniony gówniarz robił najgorsze roboty. Bo jeżeli nie... To sama się nim zajmę.-Przez chwilę zdawać by się mogło, że jej oczy zmieniły się w kocie, a oznaczało to, że jest mocno zdenerwowana, więc Severus skapitulował.

Próba wytłumaczenia tego dziedzicowi Malfoy'ów w cale nie należała do przyjemniejszych. Dzieciak się upierał, że nic złego się nie stało, i że nie zasługuje na tak surową karę. Głupek nawet mówił, że poskarży się tacie, ale gdy Snape wspomniał mu o tym, że list jest już w drodze do jego ojca to mógł nacieszyć oczy widokiem szczerego przerażenia. Tak. Zdecydowanie kochał ten widok.

∺∺∺∺∺∺∺

Nie zwracając uwagi gdzie idzie nawet nie zdał sobie sprawy, że aktualnie stoi przed skrzydłem szpitalnym, po chwili wahania chwycił klamkę i otworzył drzwi. W jego nozdrza uderzył zapach tak mu znajomy, eliksiry i środki czyszczące. Woń powodująca, że ludzie od samej niej zdawali się być jeszcze bardziej chorzy.
Spojrzał leniwym wzrokiem po pomieszczeniu. Łóżka, szafki nocne, kilku gówniaków. Najdalej znajdujące łóżko, wydawało się na pierwszy rzut oka być puste, jednakże jeżeli podeszło się bliżej widziało się wątłą sylwetkę młodzieńca. Ciało szesnastolatka leżało bezwładnie. Trucizna została zneutralizowana, jednak chłopak wciąż pozostawał w śpiączce. Wcześniej opalone, a teraz blade lica zdawały się nienaturalnie odbijać od znanego wszystkim oryginału.
Już miał odchodzić gdy zauważył dziwny opatrunek na ręce chłopaka. Niepewnie zbliżył się i podciągnął mu rękaw. Chciał go zdjąć by dowiedzieć się co jest pod spodem, jednak otaczała go magia ochronna chłopaka. Szarpnął gwałtownie lecz nie przyniosło to skutku. Uznał, iż pozostaje jedna opcja. Wtargnął w umysł Gryfona. Lecz to co tam zastał go przeraziło... Pustka.

Pustka, wszędzie biało, niewiadomo gdzie jest prawo, a gdzie lewo. Szedł przez chwilę przed siebie, jednakże nie natrafił na nic. Gdzie ruch nic nie daje warto spróbować innych sposobów.
-Potter!
Słowo to zdawało się odbijać echem od niewidocznych barier, kiedy to nie przyniosło skutku chciał się wycofać jednak zobaczył cień.
Ruszył w jego stronę, ujrzał młodzika siedzącego i trzymającego swoją głowę. Widok nie przeraziłby go tak bardzo gdyby nie to, że chłopak się bujał powtarzając jak mantrę proste zdanie "Proszę nie..."
Już miał zamiar nim potrząsnąć lub zmusić go do jakiejś reakcji, gdy młodzieniec odwrócił się w jego stronę. Wychudzone ciało ubrane w jedną zbyt dużą, białą, podartą koszulkę, krwawe łzy płynęły mu z oczu, gdyż włosy zdawały się stanowić jeszcze większe wronie gniazdo.
-On cię zobaczy. Musisz wyjść. Spokojnie. Jeszcze wrócę.

Po tych słowach został brutalnie wypchany i jedynie w ostatniej chwili zobaczył istotę podobną do Czarnego Pana, a zarazem tak od niego różną.

Spotkanie z podłogą nie należało do najprzyjemniejszych, ale nie było też najgorszym co przeżył Snape.
Po rozmasowaniu swoich pleców spostrzegł, iż blizna Zbawcy Czarodziejskiego Świata zdawała się być zaogniona. Z zdenerwowaniem zauważył, iż opatrunek dalej ma na sobie zaklęcia ochronne. Rzucił mu ostatnie spojrzenie i planował wyjść, gdy poczuł, iż coś się zmienia. Zrozumienie co się dzieje nie zajęło mu nawet trzech sekund.
W ciągu następnej znalazł się przy chłopaku wysyłając patronusa do Popy.

Zanim ona przybyła ten rzucał najróżniejsze zaklęcia przeciwbólowe i przywoływał eliksiry pocrutiasowe. Popy przybyła w momencie gdy wszystko było już jako tako ogarnięte.

-Severusie? Co się dzieje?
-Crucio na odległość...

To wystarczyło, wiedziała, że nie warto pytać co się stało, iż się tu znalazł.

Można by powiedzieć, że ten dzień zaliczał się do najgorszych dla Pottera. Najpierw trucizna, potem to. A do tego Popy nie wiedziała co robić. Snape robił co tylko mógł. Po chwili wszystko ucichło, a jedyne co dawało znać o chwilowym piekle było dygotające ciało. Po podaniu ostatnich eliksirów, Snepe wyszedł bez słowa zostawiając magomedyczkę samą. Ona jednak jedyne co zrobiła to pokręciła glową i zajęła się chłopcem.

Severus nie wiedział jak rano wstanie. Wychylał on już kolejną karafkę z alkoholem. Ognista już dawno mu się skończyła, więc otworzył prezent od dawnego znajomego.
Pamiętał to jakby to było wczoraj. Spotkanie warzycieli w Niemczech, było tam tak wiele młodych talentów. Oczywiście były tam też osoby, które wiedzą dorównywały Longbottom'owi, naprawdę nie wiedział ,kto im do diabła dał mistrzostwo.
Był też pewien młodzieniec, jasnowłosy z piwnymi oczami. Był on niemal jego wzrostu, a był od niego z dobre piętnaście lat młodszy. Wyszedł on do nich z najnowszym eliksirem na kaca. Był on tak mocny, iż jedna niewielka buteleczka mogła wystarczyć na kilka dobrych imprez. Jednak z tego co potem z nim rozmawiał, dowiedział się, że taka butelka to nawet nie wystarcza ludziom w jego kraju na dzień po urodzinach kogoś bliskiego z rodziny, a co dopiero na wesele.
Otworzył od niego butelkę, a w jego nozdrza udeżył zapach silnego alkoholu.
"Pamiętaj Severusie, tego się nie wącha, to specjał mojego dziadka. Własnej produkcji!"
To coś podobno nazywało się bimbrem i mogło porządnie zwalić z nóg.
Nalał sobie niewielki kieliszek i patrzył na niego z podejrzeniem, aż uznał, że raz kozie śmierć i wypił do dna.
Zaczął się dławić i kaszleć, zdawało mu się, że przez jego gardło przepływa morze mocnej esencji z pieprzu. Ale nie. To był jak dla ludzi z jego kraju TYLKO bimber.
Drugi kieliszek wszedł łatwiej, a przy trzecim postrach Hogwartu zaliczył zgona.

∺∺∺∺∺∺∺

I jak podoba wam się ta część? ;)

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 21, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Kochać?Where stories live. Discover now