1.

188 14 1
                                    

Siedziba Proroka znajduje się nieco na uboczu, za plecami Banku Gringotta. Przez wielkie okna przechodnie mogą podglądać pracę dziennikarzy, co według nowej redaktor naczelnej, ma pomóc w zyskiwaniu zaufania czarodziejów. Ramy okien są jaskrawozielone – fanaberia poprzedniej redaktor naczelnej – i wyraźnie odbijają się na tle szarej fasady. Meble też w zdecydowanej przewadze utrzymane są w odcieniach zieleni, połyskliwej, agresywnej, zgaszonej lub wpadającej w turkus.

Erika właśnie siedzi w utrzymanym w tonach turkusowych sekretariacie na parterze. W przerwach między umawianiem spotkań i zapisywaniem ich w kalendarzu, trenuje zalotny uśmiech na siedzącym w poczekalni szatynie. Kiedy rozlega się dźwięk telefonu, podskakuje ze strachu, dopiero po chwili jest w stanie sobie przypomnieć, skąd dobiega dziwny, metaliczny dźwięk. Szatyn z poczekalni podrywa się na nogi i błądzi przerażonym wzrokiem w poszukiwaniu ucieczki, ale Erika uśmiecha się i pokazuje kciuk w górę, próbując go uspokoić. Sytuacja zdaje się być opanowana.

– Dzień dobry, Prorok, Erika Ferrule, w czym mogę pomóc?

– Halo? – dobiega krzyk ze słuchawki. – Halo, Erika? Erika, tu Ron, eee… poczekaj chwilę… Rose, nie bij brata! – kobieta lekko oddala słuchawkę od ucha w obawie, że ogłuchnie. Zerka z niepokojem na przystojnego szatyna, którego naprawdę nie chce stracić z oczu, bo przystojny szatyn to w siedzibie Proroka rzadki widok i wie, że jeśli szybko go nie złapie, może ktoś ją uprzedzi. – Eee, tak, już… przepraszam, mamy tu straszne zamieszanie. Możesz mi podać Hermionę?

– Obawiam się, że to niemożliwe – odpowiada uprzejmie Erika. – Nie potrafię przesłać do pana pani Weasley przez telefon.

– Podaj jej słuchawkę.

– A, o to chodzi. Niestety, pani Weasley ma teraz spotkanie i nie może rozmawiać, ale mogę przekazać jej wiadomość, kiedy skończy.

– To bardzo pilna sprawa, zanieś jej telefon. Proszę. – W tle po stronie jej rozmówcy słychać krzyki i piski, jakby kogoś zarzynali. I dlatego Erika nie ma dzieci, o ile to więcej spokoju i mniej wrzasków przyprawiających o ból głowy.

Z sekretariatu szybko maszeruje wąskim korytarzykiem do biura pani Weasley, po drodze dwa razy zahacza obcasem o puchaty dywan i prawie się przewraca. W związku z tym na miejsce przybywa trochę poturbowana i nerwowo  puka do drzwi, po czym szybko otwiera je, chcąc się już pozbyć niechcianego rozmówcy.

– Dzień dobry, panie ministrze. Pani Weasley, telefon do pani. Pilny, to sprawa prywatna.

– Przepraszam bardzo, odbiorę i zaraz do pana wrócę – mówi pani Weasley i zamaszystym ruchem wyrywa Erice słuchawkę, po czym wychodzi na korytarz. Sekretarka przepraszająco uśmiecha się do gościa i również wychodzi. Ma cichą nadzieję, że kiedy wróci do sekretariatu, w poczekalni zastanie jeszcze szatyna. Powinna potrenować puszczanie oczka drugim okiem, zresztą trochę starego, dobrego sekretarskiego flirtu nigdy nie zaszkodzi.

***

– Słucham?

– Hermiona? Kiedy kończysz?

– Ron, mówiłam już, że kiedy skończę, zadzwonię.

– No tak, mówiłaś, ale mam świstoklik za pół godziny i jeśli nie zjawię się na miejscu, to nie polecę na tę konferencję.

– Postaram się zdążyć, obiecuję. Poczekaj jeszcze dziesięć minut, dobrze?

– Hermiona – mówi łamiącym się głosem Ron – oni się ciągle biją, a jeśli się nie biją, to się wyzywają. Błagam cię, wróć.

Hermiona wzdycha i ręką, którą akurat nie trzyma telefonu, pokazuje Erice, żeby w jej imieniu poprosiła gościa o cierpliwość. Sekretarko-asystentka jest fantastyczną sprawą, zwłaszcza w chwilach, kiedy Prorok jest na krawędzi załamania – czy to przez wewnętrzny kryzys, czy przez dzieci redaktor naczelnej.

prorok codzienny|sevmioneWhere stories live. Discover now