6.

137 8 7
                                    

– Co tu się dzieje? – pyta Hermiona, kiedy sobotniego poranka wychodzi z kominka w swoim gabinecie i zastaje wyciągniętą za swoim biurkiem Ritę, z nogami na jej biurku i brudnymi szpilkami rozrzucającymi na wszystkie strony jej starannie uporządkowane papiery. Czuje, jak zaczyna drgać jej powieka – więc jednak kolejny tik nerwowy, pewnie powinna iść z nimi do specjalisty – i pospiesznie pochodzi do Skeeter.

– Jak to co? Przejmuję stery, pani kapitan. Tak zwany przewrót – odpowiada słodko kobieta. – Patrz, słońce, z okazji tego samozwańczego awansu wprawiłam sobie szmaragdowy ząb.

– Obrzydliwe. Rita, czy możesz zabrać nogi z mojego biurka i wynieść się z mojego gabinetu? Będzie mi niezwykle miło.

– Chyba się nie rozumiemy, złotko. To od wczorajszej przerwy na lunch moje biurko i mój gabinet. Przywróciłam równowagę naturze i wracasz tam, skąd przybyłaś, do rubryki szydełkowania. Nie bierz tego do siebie, to nic osobistego.

Hermiona ściąga brwi i opiera się o biuko tak, że blokuje nogi Rity, a tym samym drogę ucieczki. Patrzy kobiecie w oczy, stara się ignorować paskudną szmaragdową zieleń w miejscu straconej kilka dni wcześniej jedynki i generalnie być bardzo profesjonalną szefową, tak, jak postanowiła.

– Rita, to chyba ty mnie nie rozumiesz. Zabieraj się stąd natychmiast, bo sama skończysz w dziale szydełkowania.

– Złotko, złotko, nie tak agresywnie. Może i jestem uzurpatorką, ale odnośmy się do siebie z szacunkiem, co ty na to? Proszę, usiądź sobie, porozmawiajmy o tym jak redaktor naczelna i jej podwładna.

– Przypominam ci, że mam ogromną wprawę w rzucaniu zaklęć.

– A ja jeszcze większą w ignorowaniu pustych gróźb. Kochanie, bądź rozsądna, usiądź, posłuchaj rad starszej koleżanki po fachu, a któregoś dnia może uda ci się zostać redaktor naczelną, jakiej potrzebuje to pismo…

– Jak sobie życzysz – syczy Hermiona zza zaciśniętych zębów, odsuwa się od biurka, żeby przypadkiem nie oberwać latającymi nogami Rity i wykonuje szybki ruch różdżką, zanim kobieta zdąży zareagować. – Levicorpus.

Przypomina sobie, jak kiedyś więziła żuka-Skeeter w słoiku przez kilka miesięcy, zanim ją wypuściła, zmęczoną, wściekłą i bezsilną. Na to wspomnienie delikatnie lewituje protestującą Ritę na drugą stronę biurka i opuszcza ją na krzesło, a sama zajmuje swój fotel.

– Nie odzywaj się, dopóki na to nie pozwolę. A teraz powiedz mi, co cię do tego skłoniło. Później ustalimy, czy trafisz do działu szydełkowania, czy raczej magicznych dywanów.

***

– To miał być mój wywiad – mówi Rita, kładąc zdecydowany akcent na mój, przez co Hermiona ma wrażenie, że kobieta uważa, że należy do niej cały świat. – Mój moment chwały.

– Merlinie, Rita, miałaś ich już setki.

– Oczywiście, bo ciężko na nie zapracowałam. A ty tak po prostu sobie tam poszłaś i co, od razu zaczął współpracować. Gdzie się podziewa sprawiedliwość, kiedy jej trzeba?

– To przecież nie jest moja wina, że nie chciał z tobą rozmawiać.

– Ale jakoś musiałam odreagować, nie uważasz?

– Ja w takich momentach wyżywam się pisząc pisma do Banku Gringotta, ale niech będzie, każdy inaczej radzi sobie ze stresem.

– Co u niego?

– Co?

– Co z Severusem, jeśli będziesz tak łaskawa i mi powiesz.

Rita wygląda w tym momencie chyba najbardziej ludzko, od kiedy Hermiona ją zna, bez drapieżnego uśmiechu i wzroku, przez który trochę przypomina rekina. Może nie jest to wciąż wygląd przyjazny, z tlenionymi lokami, paznokciami zdolnymi do rozszarpania rozmówcy i paskudnymi, połyskującymi zębami, ale gdyby Hermiona bardzo zmrużyła oczy i trochę przechyliła głowę, być może by się to udało. No, w każdym razie warto spróbować, myśli. Ale może innym razem, a nie kiedy sytuacja jest poważna, bo Hermiona jest równie poważna co sytuacja, w której się znajduje i nie będzie się ośmieszać przed podwładnymi.

prorok codzienny|sevmioneWo Geschichten leben. Entdecke jetzt