Gdzie jesteśmy?

434 16 10
                                    

Obudziło mnie otwieranie drzwi, to Harry. Orazu wstałam i go przytuliłam, przez chwilą nie wiedział ci zrobić ale szybko oddał uścisk.

-coś się stało?- spytał zdziwiony moim ruchem

-znalazłam broń w bibliotece- powiedziałam, a Harry odrazu się spioł

-tego już kurwa za dużo, jesteście spakowani?- mówił to do mnie mocno wkurzony

-no tak jeszcze nie rozpakowałam nas

-to dobrze gdzie są walizki?

-w szafie- odpowiedziałam ciekawa jego nagłym ruchem jak skierował się do szafy. Wzią torby w ręce i kierował się do wyjścia?

-weź małego, ale ostrożnie żeby nie ryczał, cicho i posłusznie schodzisz za mną. Mamy mało czasu zaraz wszyscy wstają- powiedział a mnie zamurowało.. mamy uciekać? O boże..

Otworzył drzwi a ja szybko i delikatnie podniosłam Georga. Wyszliśmy z pokoju i skierowaliśmy się na dół, szliśmy w stronę garażu. Już przy nim Harry wybrał kluczyki do Jeepa. Otworzył drzwi i zauważyłam pomieszczenie pełne bardzo drogich aut. Wsiedliśmy do auta i siedzieliśmy w ciszy, ja siedziałam na tyłach z małym bo dalej nie miał fotelika. Odpalił auto i otworzył garaż, wyjechaliśmy z garażu jeszcze trzeba było przekroczyć bramę. Brama się otworzyła.. to znaczy że uciekliśmy?

-Nasz kierunek galeria handlowa- powiedział Harry

-Nie potrzebujemy ochroniaży?- zapytałam bo przypomniała mi się wczoraj moja rozmowa o bezpieczeństwie z Vincem

-na chuj ci ochrona, kiedyś szlajałaś się na mieście i nic ci nie przeszkadzało- odpowiedział, a ja spojrzałam na telefon która godzina.
4.40, zauważyłam również wiadomości od braci, jedno od Vinca,
9 od Willa, a tam jeszcze parę od Świętej trójcy. Zaparkowaliśmy gdzieś  ma poboczu, miejsce o którym nigdy nie miałam pojęcia, nie wiedziałam gdzie jesteśmy

-spróbuj zasnąć, żebyś się wyspała Okej?- powiedział naprawdę spokojnie Harry

-dobra- odpowiedziałam. Gdy już czułam że zasypiam, auto ruszyło. Teraz to udawałam że śpię. Mijała godzina zaraz, a auto stanęło. Harry wyszedł z auta I otworzył drzwi od mojej strony zaczą mną szturchać a ja udawałam że wstaje.

-chodź idziemy- powiedział szybko. A ja posłusznie poszłam za nim, weszliśmy do jakiegoś bloku w mieście. Przyznam nawet ładnie tu było, weszliśmy do drzwi numer 4.

-nasza mama tu kiedyś mieszkała, ale musiała się wyprowadzić bo za blisko naszego ojca, chciała później do niego wrócić a wkońcu wyszło na to że ja je dostałem, będziemy tu mieszkać- powiedział bardzo pewny i widać po nim że jest szczęśliwy. Oprowadził mnie po domu i pokazał gdzie mam pokuj, gdy Harry poszedł po rzeczy do auta ja zaczełam oglądać salon, te mieszkanie było zapełnione zdjęciami mamy, babci i małego Harrego który właśnie wrócił, on powiedział że idzie spać i żebym poszła coś kupić dla siebie i Georga. Gdy odłożyłam wkońcu braciszka na łóżko obudził się, ale był spokojny. Nakarmiłam go i ubrałam ciepło bo w końcu była już jesień. Przed wyjściem Harry dał mi pięćstów, i ruszyliśmy do galerii. W drodze zastanawiałam się co mogę kupić, pomyślałam o spacerówce najtańszej bo jednak noszenie Georga nie było łatwe. Gdy już weszliśmy do galerii odrazu skierowałam się do sklepu z wózkami. Znalazłam tam lekki szary wózek za trzystówy, bez żadnych dodatkowych myśli kupiłam go, tylko trzeba było jeszcze go złożyć, tu był mój pierwszy problem bo ja mam dwie lewe ręce. Stałam przy kasie i już płaciłam ale jeszcze zapytałam.

-Przepraszam, a dało by się żeby ktoś mógł mi tą spacerówkę złożyć?

-Niestety u nas nie ma takiej obcji- powiedziała miło do mnie ekspedientka.

Czyli teraz miałam dwa ciężary Gerorga oraz ten wózek. Udałam się na górne piętro gdzie była darmowa bawialnia dla dzieci. Usiadłam przy tym, zdjęłam Gerogowi czapkę i kurtkę, ja sama też chwile później ściągnęłam też żeby gorąco nie było. Położyłam Brata za tej miękkiej macie, a ja męczyłam się z odpakowaniem kartonu, nie miałam niczego ostrego więc próbowałam wyrawać ta koszmarną taśmę. Tej całej komedi przyglądał się mężczyzna bardzo elegancko ubrany. Gdy widział że sobie z tym nie radzę podszedł do mnie i pomógł mi otworzyć pudełko.

-Dziękuję- powiedziałam I uśmiechnęłam się do tego mężczyzny
On również na mnie spojrzał i uśmiechną się

-Usiądź sobie, ja to złożę- powiedział, bardzo mnie zdziwiło że ktoś wogle chciał mi pomóc. Ale nie zamierzałam się kłucić bo mi ten plan pasował. Po 5 minutach wózek stał już złożony.

-Dziękuję bardzo- powiedziałam.

-nie ma za co, a co ty na to żebyśmy się przeszli? Tak w ramach podziękowań twoich?- spytał a ja bym nie odmówiła takiego zaproszenia od faceta który mi pomógł.

-Nie mam nic lepszego w planach, więc dobrze- powiedziałam I ruszyłam po którtki i czapki które schowałam na dół do wózka, następnie włożyłam do niego Gerorga. Miałam w planach odwiedzić jeszcze sklep z zabawkami i ciuchami-mam nadzieję że Panu nie będzie przeszkadzało to że muszę zrobić jeszcze zakupy?

-Oczywiście że nie, ja się przustosuje do twoich planów- powiedział a ja się uspokoiłam.
Szliśmy w stronę jakiegoś sklepy dla dzieci i rozmawialiśmy o tym jak jest zimno na dworze.

-Zapomniałem się przedstawić- zatrzymaliśmy się a on podał mi rękę- Adrien Santan

-Hailie Monet- I uscisnełam jego rękę. Gdy już puścił moją dłoń weszliśmy do sklepu z ciuchami dla dzieci. Wybrałam parę nowych śpiochów, spodni, rajstopek oraz szalik i nową czapeczkę, za zakupy zapłaciłam prawie dwieście złoty. A mi zostało ok. czterdzieści złoty. Za te pieniądze kupiłam sobie czapkę. Adrien musiał gdzieś zadzwonić, ja grzesznie na niego poczekałam.Gdy wrócił zaprosił mnie do kawiarni. Tylko trzeba było jeszcze się do niej przejść więc zaczełam ubierać Georga i siebie, Adrien również się ubrał i udaliśmy się do kawiarni spędziliśmy miło czas ja i Brat się najedliśmy, ale zadzwonił do mnie Harry żebyśmy już wracali więc zaczełam nas ogarniać.

-Może bym cię podwiózł do domu, co ty na to?- zapytał na co ja grzecznie odpowiedziałam

-Wolę się przejść i nie ryzykować, dziękuję bardzo za pomoc ale ja musze już iść i robić obiad, dowidzenia- już miałam zamiar iść ale mężczyzna mnie zatrzymał

-Może chciałabyś się w jakiś dzień spotkać jeszcze?- spytał

-Jasne

-Trzymaj mój numer, napisz do mnie jak wrócisz, do zobaczenia-  powiedział a ja tą karteczkę którą dostałam schowałam w kurtkę. Przechodziłam spokojnie przez ostatnie przejście dla pieszych, ale coś mi wyglądało znajomo. Te auto które mnie przepuściło. Takie same stało w garażu jak uciekaliśmy. A kierowcą był Dylan. O nie..

Rodzina monet--> kompletnie inna historiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz