2

72 13 4
                                    

NATAN

Wyszedłem za nią. Wkurwiło mnie, że tak się jej uczepili, tylko szukali sobie rozrywki. Anabell po wakacjach bardzo wydoroślała, zresztą jak my wszyscy; widziałem w niej znacznie więcej niż zwykłą dziewczynę. Zapuściła włosy, podobał mi się ich kolor, były czarne jak heban, do tego znacznie dłuższe, niż pamiętałem z zeszłego roku. A może wcześniej nie zwracałem na nie zbytniej uwagi? Zmienił się też jej uśmiech – szczery i szeroki, wyglądała z nim naturalnie i mimo całego syfu, jaki otaczał ją w tamtym momencie, biły od niej takie pozytywne wibracje... Nawet rozmawiała na przerwie z jakąś dziewczyną, potem potknęła się i zeszyt wypadł jej z rąk. Ana przechyliła się przez ławkę i ze stołka naprzeciwko wzięła zgubę. Nie zdawała sobie sprawy, że wszyscy kolesie siedzący obok zwrócili uwagę na tyłek, który nagle znalazł się w centrum uwagi. Z pewnością dlatego tak się uwzięli, była ładna, ale chyba nie chciała się z nikim umawiać, zgrywała niedostępną. Może miała to w nosie, a może nie kręcili ją rówieśnicy? Eliza, kumpela z klasy, ponoć spotykała się z facetem, który był siedem lat starszy. Wiadome, że nie patrzyli sobie w oczy na tych randkach.

– Anabell! – zawołałem, a ona lekko drgnęła, ale nie odwróciła się, więc przyspieszyłem. Kiedy byłem tuż za nią, zatrzymała się i opuściła głowę, nadal jednak nie spojrzała za siebie. – Hej, wypadło ci. – Podałem jej małą książkę, na brązowej okładce widniało nazwisko Słowackiego.

Ścisnęła ją obiema rękoma i przycisnęła do klatki. Dopiero wtedy podniosła wzrok. Jej brązowe oczy były wielkie jak u sarny. Wpatrywała się we mnie i skinęła lekko głową. Nie odpowiedziała. Często słyszałem kiepskie rzeczy na jej temat, nawet Kamil, gdy tylko widział ją na korytarzu, już zacierał ręce. Mówił, że jest najłatwiejszym celem. Pod adresem córki alkoholiczki zawsze można było coś wymyślić. Przestawało mnie to bawić, a zaczynało irytować.

– Czytasz z obowiązku czy dla przyjemności? – spytałem, wskazując na książkę. Ana rozejrzała się wokoło, jakby nie wierzyła, że to do niej zagadałem. – Jak puste kłosy z podniesioną głową stoję rozkoszy próżen i dosytu... Dla obcych ludzi mam twarz jednakową, ciszę błękitu.

– Ale przed tobą głąb serca otworzę. Smutno mi, Boże! – dokończyła.

– Fajne, jak się w to zagłębić. – Wsadziłem ręce do kieszeni. Normalnie dziewczyny leciały na mnie jak muchy do gówna... Ta była zachowawcza.

– Dzięki, wypożyczyłam to z biblioteki, wolałabym nie zgubić. – Odsunęła zamek i schowała książkę, wtedy na jej palcach zobaczyłem krew.

Chwyciłem ją za nadgarstek. Wzdrygnęła się i cofnęła o krok. Myślała, że chcę ją uderzyć?

– Kurwa, nie biję dziewczyn – warknąłem, na co tylko znów spuściła wzrok. Dojechali ją dzisiaj, nie było się czemu dziwić. – Skąd to masz? – dodałem znacznie łagodniej.

– Musiałam się przeciąć o szafkę, jest beznadziejna, te kanty takie ostre...

Odwiązałem bandanę, którą nosiłem na ręce, i wcisnąłem ją w dłoń Anabell.

– Nie trzeba, coś ty... – zaczęła, ale zaraz jej przerwałem.

– Daj spokój, to nic wielkiego. Nie sądzę, byś chciała wracać do higienistki po bandaż czy plastry.

– To fakt. Dziękuję.

Może powinienem ją odprowadzić? Miała ciężki dzień. Ale przecież trzymała mnie na dystans...

– Nie przejmuj się nimi, są zajebiście dziecinni, kręci ich robienie głupot.

– Są okrutni...

I miss YouWhere stories live. Discover now