4

68 8 4
                                    

– Co?

– Często się mijamy, wpadamy na siebie przypadkiem, a ostatnio mnie intrygujesz. Kręcisz bardziej niż te laski, które ślinią się na mój widok. Zgodziłaś się też na herbatę. – Uniósł sugestywnie brwi.

Przełknęłam ślinę. Co on wygadywał? Niemożliwe, bym aż tak wzbudzała jego zainteresowanie.

– Znasz moją rodzinę, ludzie gadają, nawet twoi kumple dolewają oliwy do ognia i wyjątkowo lubią mi dowalać. Dlatego wiem też doskonale, że to wszystko jest aktualnie zabawą, a ja nie mam zamiaru uczestniczyć w jakichś waszych zakładach czy czymś podobnym.

– Aktualnie – podkreślił to słówko wyjątkowo szorstko – to podoba mi się twój uśmiech i wiele innych rzeczy, nie interesuje mnie rodzina, bo tej wybrać nie możemy. Ot, jebany przypadek. Cała reszta to temat na randkę, a nie na teraz. Więc podaj mi, Anabell, ten pieprzony numer telefonu.

Ledwo mogłam wykrztusić z siebie ciąg cyfr; patrzył tak intensywnie, a jego zapach dodatkowo pobudzał moje zmysły. Taki trochę zakazany owoc; wiedziałam, że dla własnego bezpieczeństwa powinnam odmówić. Dlaczego chciał umówić się na randkę właśnie ze mną? Z nikim. Mógł mieć każdą, szpanować ładniejszą i bogatszą dziewczyną. Nie potrafiłam mu jednak odmówić i podałam ten numer. A może wcale nie napisze...? Może chce tylko sprawdzić, czy jestem na tyle łatwa, że zdobędzie numer bez wysiłku?

Nagle zbliżył do mnie twarz, nosem mocno wciągnął powietrze.

– Zawsze tak ciekawie pachniesz, trochę jak cukierek.

Oddychałam coraz szybciej. Nie sądziłam, że zwracał uwagę na takie szczegóły.

– To guma. Różowa orbit. – Byłam uzależniona od jej smaku, naprawdę ktoś mógł kojarzyć ze mną ten słodki zapach?

– Będę musiał kiedyś spróbować.

Wyciągnęłam więc z kieszeni bluzy nową, prostokątną paczkę i podałam mu ją. Spojrzał tylko i lekko przekrzywił głowę. Nachylił się, jego grzywka opadła ciut na jego brew, nie odgarnął włosów, a ja skupiałam się właśnie na tym, że miałam ochotę ich dotknąć. Wtedy szepnął mi do ucha:

– Może poczęstujesz mnie inaczej.

To było zakazane, ale jakże kuszące... Odwróciłam twarz w jego stronę, a on bez zastanowienia skorzystał z okazji i skubnął moją dolną wargę. Przymknęłam oczy, a wówczas prawdziwie mnie pocałował. Delikatnie i szybko złączył nasze wargi. Speszyłam się lekko, bo to był mój pierwszy pocałunek, do tego w takim miejscu... Na szkolnym korytarzu, gdzie każdy mógł przejść, zobaczyć nas.

– To będzie mój ulubiony smak. – Natan odchylił się, a ja zauważyłam ten jego szatański uśmieszek. Puścił do mnie oko i odszedł, trzymając ręce w kieszeni; dałabym sobie głowę uciąć, że był z siebie cholernie zadowolony.

Po chwili dostałam esemesa z rogatą, diabelską emotką i wiedziałam już, jak zapisać nieznajomy numer.

NATAN

Jak kretyn przesiadywałem w bibliotece, kiedy zorientowałem się, że Anabella notorycznie w niej znika, a mnie i chłopaków na korytarzu unika jak ognia, skusiłem się wejść do tych bram piekieł. Do tej pory czytelnia kojarzyła mi się tylko z zatęchłym zapachem i przymusem czytania lektur, czyli z niczym przyjemnym.

Gdy pani Lekowsky zobaczyła, jak dobrowolnie biorę z regału książkę i siadam na wysłużonym, drewnianym krześle, o mało nie zeszła na zawał. Wszyscy węszyli w tym podstęp albo jakiś gruby żart.

Anabella siedziała sama, pogrążona w czytaniu. Dziś miałem kaca giganta, a gdy wcześniej dziewczyna przeszła koło mnie, poczułem słodki zapach. Skupiłem się na tym, że muszę odszukać w głowie produkt, który tak właśnie pachnie. To pozwoliło mi przetrwać w tym miejscu.

Siedziałem więc i udawałem, że czytam. Nie chciało mi się wracać do domu, rodziców nie było już parę dni, babcia zaś spędzała całe dnie z tym małym smrodem, który od półtora roku budził wszystkich swoim wrzaskiem. Miałem coraz więcej swobody, kasy i możliwości. Nikt już nie sprawdzał, co robię wieczorami i w jakim stanie wracam. Czasem jeszcze babcia prawiła mi kazania, ale rodzice już dawno spisali mnie na straty, byłem najgorszy, najmniej ważny, zawsze na jebanym końcu ich listy priorytetów. Praca i hajs pchały ich do przodu.

Trudno było powiedzieć, dlaczego frustrowali mnie ludzie, ale coraz częściej satysfakcję sprawiało mi danie komuś w mordę. Kamil i Maks byli zadowoleni, zawsze było z czego żartować, ostatnio jednak zaczęli intensywnie umawiać się z laskami. Odkąd pierwszy raz zamoczyli, stało się to ich obsesją. Mnie nie kręcił przygodny seks, ostatnio mało rzeczy mnie jarało. Szukałem ekstremalnych wrażeń, oprócz tego pieprzonego zapachu, którego nie mogłem się pozbyć z głowy. Może wata cukrowa...? Nie, to było coś zbliżonego, ale jeszcze nie to. Powinienem zwyczajnie podejść i zapytać. Chociaż na miejscu Anabell pomyślałbym, że jakiś zbok ze mnie.

Tak więc kolejnego dnia znów zjawiłem się w bibliotece, tym razem wziąłem inną książkę i, o dziwo, nawet przeczytałem parę zdań w oczekiwaniu na słodko pachnącą dziewczynę. Nie przyszła.

W drodze do domu wstąpiłem do małego sklepu, kupiłem czteropak piwa, zaświeciłem dowodem, który odebrałem na początku roku, i umówiłem się z chłopakami w parku. Maks przyprowadził parę dziewczyn, ale żadna nie pachniała tak, jak oczekiwałem.

Kuźwa, nie tak, jak Anabell.

***


W końcu przyszła do czytelni, tym razem od razu zauważyła, że jestem. Mimowolnie się uśmiechnąłem, a ona udała, że nie widzi. To tylko mnie rozbawiło. Miała na sobie bardzo fajne, opięte dżinsy; zafundowała mi ciekawy widok, więc znów zamiast na książce skupiłem się na niej. Ciekawił mnie jej nienachalny sposób bycia, czemu nigdy się nie postawiła? Była ładna, miła z pewnością wiele osób wstawiłoby się za nią. Chciałem odkryć trochę więcej niż pokazywała innym. Dowiedzieć się prawdy o tych wszystkich plotkach.

Specjalnie siadałem bliżej albo podchodziłem do regałów, gdy ona akurat tam stała. Obserwowałem jej reakcje, często się płoszyła, ale zawsze szukała mnie wzrokiem. A może tylko taką udawała? Maks kiedyś opowiadał, że laski grają niedostępne, przynajmniej do pewnego czasu.

Ciekawe, kiedy Anabell pęknie... czemu znów zaprzątałem sobie nią głowę, przecież kompletnie się nie znaliśmy.

Zauważyłem też, że gdy przychodziłem posiniaczony albo ze zdartymi kłykciami palców – wtedy zerkała na mnie wyjątkowo intensywnie. Postanowiłem więc podkręcić atmosferę i podałem jej liścik. Potem jej głos powstrzymał mnie przed rozkwaszeniem gęby typowi, który ewidentnie szukał guza. Warknąłem na nią, a ona uciekła.

No tak, zawsze uciekali, nie byłem taki, jak oczekiwali, i zaraz zostawałem sam.

Ugiąłem się, poszedłem za nią, ten jeden raz mogłem się poświęcić; w końcu dowiedziałem się, co to za zapach, który cały czas ją otaczał. Zdobyłem numer telefonu i liczyłem na szybką randkę, bo w głowie już tak często widziałem Anabell, że przez te wszystkie wizje wydawało mi się jakbym ją trochę znał. Potrafiłem rozróżnić, kiedy ma gorszy dzień, a kiedy lepszy – zmieniał się wtedy jej wyraz twarzy. Nie znając jej, pokładałem w niej jakieś chore nadzieje. Każda wymiana spojrzeń sprawiała, że się uśmiechałem. Kurwa, ja uśmiechałem!

No i trzeba będzie jeszcze podziałać z chłopakami; widziałem, że wyjątkowo obrali sobie Anabell za cel drwin. Jej matka dawała mocne preteksty, ale wyjechała i chyba można było już dziewczynie odpuścić... 

I miss YouWhere stories live. Discover now