Wątpliwość

158 10 9
                                    


Sasuke powoli się zadomawiał. Przypominał sobie, jak to było mieć swoje miejsce na świecie, które z dnia na dzień, powoli przekształcało się w coraz mu bliższe. Uczył się go od nowa. Poznawał każdą pojedynczą ulicę, zapamiętywał rzędy niekończących się budynków i godzinami przesiadywał na szczytach skał, spoglądając na panoramę wioski z perspektywy głów najpotężniejszych shinobi w historii. Krył się w cieniu jak samotnik, którym stał się przez ostatnie lata, chociaż i teraz miał w tym pewien cel. Wieść o jego powrocie rozniosła się bowiem szybciej niż zryw porannego wiatru, a on nie czuł większej potrzeby, aby narażać się na przypadkowe spojrzenia i uwagi. Niejednokrotnie słyszał podszepty, które stawiały go na równi z Madarą - ale nauczył się puszczać je mimo uszu. Doskonale zdawał sobie sprawę, że wracając do wioski, skupi na sobie uwagę większości i rozgrzebie dawno zakopane błędy przeszłości. Nie mógł tego uniknąć. Wspomnienia istniały bowiem tak długo, jak żyli noszący je w sercu ludzie, a szczęśliwie większa część mieszkańców Konohy uszła z ostatniej wojny bez większego uszczerbku. Ich zachowanie miało więc całkiem sensowne podłoże, nawet jeśli budziło w nim poczucie winy, niepewność i wręcz zmuszało do usunięcia się w cień. Pomimo wkładu w zwycięstwo przede wszystkim był przecież głównym zapalnikiem całego konfliktu. Bo gdyby wówczas zdołał przewartościować swoje życie nieco szybciej, teraz nie musiałby zmagać się z jątrzącą niczym groźne zakażenie goryczą.

Musiał jednak do tego przywyknąć. Do zamieszania wokół siebie oraz zmian, jakie zaszły w wiosce od czasu, gdy zdecydował się ją opuścić.

Niebo znów zasnuło się mrokiem, z czego zdał sobie sprawę, odbijając się od szczytu wzgórza i sunąc w dół, prosto na zasłane spokojem dachy pogrążonej w ciszy Konohy. Chłodny wiatr rozwiewał mu włosy i smagał pelerynę, która unosiła się w powietrzu niczym czarne skrzydła, a potem oplotła jego ramiona, kiedy bezszelestnie wylądował na jednej ze strzelistych wieżyczek. Z obecnego miejsca miał dobry widok na tę część osady, gdzie dawno temu rozciągały się tereny należące do jego klanu. Dziś po dawnych zabudowaniach nie pozostał nawet ślad, jakby ten fragment rzeczywistości skrupulatnie wymazano z kart historii.

Znów skoczył w ciemność, odbijając się od kilku dachów w kierunku, którego sam nie był pewien. Od powrotu odczuwał jednak dziwną przyjemność z wałęsania się po osadzie w chwilach, gdy mógł kryć swą obecność w niezmąconym mroku. Zupełnie niezauważenie, niczym cień, który gasł, napotkawszy najmniejszy okruch jasności.

Nim się zorientował, dotarł do miejsca, w którym nie był od lat. Niski, ale dość rozległy budynek dzielił się na wiele pomieszczeń, gdzie - mimo późnej pory - wciąż toczyło się życie. Sasuke widział dziesiątki rozświetlonych okien i zarys przesuwających się za nimi sylwetek. Czuł również obecność wielu shinobi o czakrze na tyle niestabilnej, by mógł mieć pewność, że część z niej zgaśnie, nim pierwsze promienie słońca wynurzą się sponad horyzontu. Z tą myślą bezgłośnie opadł na balkon jednego z sąsiadujących budynków i oparł plecy o chłodny mur. Wciąż nie do końca potrafił wyjaśnić, dlaczego zatrzymał się właśnie tu, pozwolił sobie jednak na chwilę oddechu, kryjąc oblicze pod szczelnym płaszczem ciemności.

Szpital bez wątpienia nie był miejscem, do którego miał zamiar się udać - dziś, jutro, ani w najbliższej przyszłości - nawet pomimo sugestii ze strony zarówno Kakashiego, jak i Naruto. A już na pewno nie teraz, kiedy Sakura wróciła do osady. Z jakiegoś powodu nie chciał na nią wpaść, chociaż skłamałby, przyznając, że przeszedł zupełnie obojętnie nad jej zmianą. Było w niej coś, czego brakowało jej osobowości wiele lat temu - jakaś fascynująca pewność siebie i siła, którą potrafił dostrzec w jej spojrzeniu. Tę równie dobrze mogła mieć jednak w sobie od dawna, z czego nie zdawał sobie sprawy, skupiony na całkiem innym celu.

[SakuSasu] Jak Yin i YangWo Geschichten leben. Entdecke jetzt