Namiastka światła

174 20 4
                                    


Jego stopy zderzyły się z podłożem w tej samej chwili, w której ciało Sakury bezpiecznie opadło w ramiona Naruto, a oddział ANBU zmaterializował się za plecami hokage. Liczny. Uzbrojony. I gotowy uderzyć w każdej następującej sekundzie. Ale Sasuke wiedział, że tym razem nie było tu miejsca dla grupy specjalnej.

Wiedział to również i Naruto.

Krew ześlizgnęła się z ostrza miecza, przecinając srebrzystą powierzchnię karmazynowym szlakiem i opadła na popękane podłoże. Chybił? Nie. Chodziło o coś innego. Unoszący się w powietrzu zapach świeżej posoki, niewyraźny ślad oddalającej się energii... Sasuke go sięgnął.

Sięgnął.

Ale nie zabił.

— Spóźniliśmy się.

Zacisnął zęby i pozwolił słowom Naruto dotrzeć do swojej świadomości. Wciąż uważnie taksował otoczenie w poszukiwaniu najmniejszego ruchu, który byłby w stanie zdradzić mu kryjówkę tego nędznego szczura. On umykał jednak poza zasięg Sharingana, jakby wiedział już, jak niewiele brakowało, by ostrze rozpłatało jego marny żywot.

— Naruto — zaczął, ani na moment nie tracąc przy tym czujności. — Miałeś niewłaściwych ludzi. Trafiłem na trop Aokiego, ale nie zdążyłem go już zawrócić.

Złość Uzumakiego, choć cicha i skryta w głębi piersi mężczyzny, wznosiła się wokół niego niczym dusząca mgła. Sasuke wyraźnie rozpoznawał aurę Kyubiego — silną, nieokiełznaną moc potwora, którego miał w sobie — więc kiedy zerknął prosto w twarz przyjaciela, zdał sobie sprawę, że błękit jego tęczówek na jedną krótką chwilę zasnuł się gorejącą czerwienią. Palącą i tak intensywną, że Uchiha nieomal odczuł na skórze jej żar.

— Gdybym tylko wiedział to wcześniej...

— Nie byłbyś w stanie nic zrobić — przerwał mu Uchiha, wsuwając katanę do przytroczonej do pasa pochwy, a jego wzrok zsunął się na pobladłą i pełną drobnych rozcięć twarz Sakury. Czuł jej czakrę jeszcze zanim dotarł do osady. Wiedział, że walczyła, bo wzbijający się ponad zabudowania pył nie mógł mieć innego źródła. I chociaż zrobił wszystko, co mógł, by dotrzeć tu na czas — to nie zdążył.

— Być może byłbym w stanie temu jakoś zapobiec.

Nie. Nie mógł zapobiec czemuś, na co żaden z nich nie miał wpływu.

— Teraz to nie ma już znaczenia — rzucił krótko Sasuke. — To ani żaden błąd, który popełniliśmy.

— Więc co... — zaczął Naruto, ale reszta słów uleciała z jego gardła, zamieniwszy się w niedosłyszalne westchnienie. Pomimo upływu lat oraz wspomnień, jakie nieodwracalnie naznaczyły ich przyszłość, wciąż potrafili bezbłędnie odczytać własne myśli.

— Zabierz stąd Sakurę. A ja upewnię się, że już więcej nie spadnie na nią zagrożenie, którego nie będziemy w stanie w porę powstrzymać.

Twarz Uzumakiego nie drgnęła ani o milimetr, jakby żadna z tych informacji nie zrobiła na nim wrażenia. Jego oczy skupione były na nieruchomej sylwetce Sakury, która w tym momencie zdawała się tak krucha, że Sasuke miał wrażenie, iż byle powiew mógł obrócić jej istnienie w nicość. Mimo to Naruto skinął. Powoli, z ociąganiem i niemą aprobatą. Ale jeszcze zanim się odwrócił, a biały płaszcz załopotał pod wpływem wiatru, stanowczy głos Siódmego Hokage przeszył wznoszącą się ponad ich głowami ciszę:

[SakuSasu] Jak Yin i YangWhere stories live. Discover now