Rozdarta zasłona rzeczywistości

143 14 3
                                    


Jesteś potrzebna wiosce i jej mieszkańcom.

Moje oczy zobaczą więcej.

Wrócę, zanim słońce znów wynurzy się zza horyzontu.

To tylko niepotrzebne ryzyko.

Miał rację.

Miał cholerną rację. I chociaż bardzo jej się to nie podobało, musiała się z nim zgodzić. Słowa Sasuke stały w opozycji do wszystkiego, co sobie zaplanowała, jednak, jak bardzo by się nie starała, nie potrafiła zbić żadnego z jego argumentów. Bo te, w przeciwieństwie do jej, dyktował rozsądek, nie serce, które zapłonęło pod wpływem sytuacji, na jaką zasadniczo nie miała wpływu. W głowie Sakury ułożył się plan impulsywnego działania — czynności pozbawionej związku przyczynowo-skutkowego — bo wówczas wydawało jej się, że po prostu wystarczyło coś zrobić. Cokolwiek. Wykonać ruch, który mógł przerwać pętlę zdarzeń, nie myśląc zawczasu o konsekwencjach. Liczył się wyłącznie impuls.

A Sasuke ten impuls zdusił.

Skrzywiła się; jej pomalowane na krwistą czerwień paznokcie na moment zatrzymały wystukiwany dotąd rytm, zamierając nad gładką powierzchnią biurka. Takie zachowanie od dawna nie było w stylu Sakury. Od lat przedkładała rozum ponad emocje, więc teraz, kiedy tylko wracała myślami do spotkania z Uchihą, ogarniało ją poczucie wstydu. Oczywiście, że jego umiejętności lepiej nadawały się do tropienia. Nie potrafiła jednak pojąć, że prawdopodobnie pierwszy raz w życiu miał zamiar użyć ich, by w pewien pokrętny sposób uchronić jej życie.

Uchronić.

Nie odebrać, jak czynił to w przeszłości wiele bolesnych razy.

Spomiędzy jej warg wydał się zduszony, pełen dezaprobaty jęk, który utonął w dźwięku skrzypiącego fotela. Wstała, świadoma, że bezczynność, na jaką musiała przystać, była o wiele gorsza od naiwnego bohaterstwa — a mimo to nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Od dłuższej chwili wpatrywała się w rzędy starannie wykaligrafowanych na papierze znaków, zamknięta w czterech ścianach gabinetu, w którym dawniej urzędowała Piąta. Niczego nie rozumiała. Sensu czytanego tekstu oraz powodu, dla którego robiła to właśnie teraz. Dzisiaj, jak nigdy, czuła, że spokój jej życia był wyłącznie pozorny. A oczekiwania, które sama na siebie nałożyła, nijak miały się do rzeczywistości.

Sięgnęła po niedbale przewieszony przez oparcie fotela kitel i naciągnęła go na ramiona. Musiała się czymś zająć. Znaleźć odskocznię od zbyt wielu wątpliwości, których nie potrafiła od siebie odgonić. Bo mimo iż księżyc wisiał już nisko, a jego srebrzysta tarcza powoli osuwała się za wyższe zabudowania, to czas wciąż nie upływał tak szybko, jak Sakura by tego chciała. Niegdyś wiele razy niecierpliwie wyczekiwała brzasku, jednak to właśnie dziś wschód miał przynieść odpowiedzi na kluczowe pytania.

Zamknęła za sobą drzwi gabinetu i ruszyła przez pogrążony w półmroku korytarz. Cisza skryła się pośród długich ścian, a odgłos stawianych przez Haruno kroków był jedynym, co przerywało ową martwotę. Niespiesznie skierowała się ku schodom, które pokonała, dostając się na wyższe piętro. Tu, od czasu swojego powrotu do Konohy, bywała często, podejmując się prób pomocy tym, którzy potrzebowali jej najpilniej. W pełni ufając swoim umiejętnościom, wydzierała istnienia ze szponów śmierci, nawet jeśli kosztowało to masę energii i czasu. Czasem wspomagała się techniką, której istnienia w pełni świadoma była wyłącznie Piąta, skupiając swoje działanie na drobnych, acz kluczowych obszarach organizmu. A kiedy się udało, mówiła o cudzie. Cuda przeczyły bowiem wszelkim zasadom logiki, co w tym przypadku było wystarczająco wygodnym wytłumaczeniem.

[SakuSasu] Jak Yin i YangNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ