∆29. Epilog

41 5 0
                                    

Przerzucam po biurku stosy papierów w poszukiwaniu telefonu, który uporczywie rozdzwania się głupawą muzyczką, ustawioną przez Mabel. Gdzie on jest?
W momencie, gdy doznaję olśnienia, dzwonek cichnie. Wyciągam telefon z torby. To sister. Ciekawe czego tym razem chce.
Oddzwaniam do niej.
- Braciack! - krzyczy w słuchawkę.
Krzywię się i odsuwam telefon od ucha.
- Cześć, co tam? - pytam. Ostatnio często do mnie dzwoni, prawie codziennie. Zwykle gada o tym, jak minął jej dzień i innych ważnych dla niej rzeczach. Wysłuchuję tego z cierpliwością. Dorosłość bardzo nas ogranicza i niewiele czasu spędzamy razem, mimo, że wróciłem do Nowego Jorku.
- A tak dzwonię żeby powiedzieć, że… Będę mieć własny pokaz kolekcji! - krzyczy szczęśliwa.
- O, łał, gratulacje. Marzyłaś o tym od zawsze - cieszę się razem z nią.
- No, i z tej okazji stawiam kolację. Kojarzysz La’Beef?
- To chyba najdroższa restauracja na Manhattanie!
- Świetnie, dziś, o osiemnastej. Załóż tą błękitną koszulę ode mnie. Do zobaczenia - chichocze i rozłącza się, zanim zdążę coś powiedzieć.
Ale nawet jeśli, to nie mógłbym odmówić. To naprawdę wielka sprawa. Jestem z niej dumny. Tak długo czekała na swoją szansę.
Kiedy ja ukończyłem studia, sama wyprawiła dla mnie przyjęcie. Chciałbym się jej odwdzięczyć. Może kupię jej jakiś prezent.
Z tym postanowieniem pakuję swoje rzeczy do torby i wychodzę z gabinetu.
Kiedy opuszczam budynek uczelni zachodzi słońce. Sprawdzam godzinę w telefonie. Niedobrze, jest już po szesnastej, muszę się spieszyć.
Biegnę do metra, które na szczęście jest niedaleko. W pociągu wyliczam w głowie co mam do ogarnięcia. Najpierw muszę kupić coś dla sister. Ale co będzie odpowiednie?
Idąc po najmniejszej linii oporu wybieram się do sklepu jubilerskiego. To chyba banał, ale jeśli twoja siostra zajmuje się modą, raczej nie da się tego zepsuć. Jednak nie przewidziałem jednego - biużuteria, jak ubrania, też jest różna.
Na samym wstępie uderza we mnie ogrom możliwości. Kolczyki, naszyjniki, bransoletki, pierścionki. Złoto, srebro, perły, diamenty i mnóstwo innych ozdób.
I co wybrać? Co jej się spodoba?
Z pomocą przychodzi mi pani w eleganckiej garsonce.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - uśmiecha się serdecznie.
- Dzień dobry, szukam czegoś dla siostry, właśnie zaproponowano jej stworzenie własnej kolekcji. To było jej wielkie marzenie. Dziś świetujemy i chciałbym jej dać coś wyjątkowego - tłumaczę, pesząc się w obecności tych wszystkich świecidełek. Naprawdę jestem stuprocentowym facetem. Nie znam się na modzie jak sister, a sklepy z typowo damskimi przedmiotami są jak jakieś obce krainy.
- Och, to rzeczywiście powód do świętowania. Wspólnie wybierzemy coś dla pana siostry - mówi i rozgląda się po przeszklonym blacie, pod którym leżą na ozdobnych poduszeczkach bransoletki i naszyjniki. - Co pana siostra lubi najbardziej?
- Noo… modę i sweterki. Ma ich pełną szafę - mówię ze śmiechem.
- Musi je naprawdę lubieć - kobieta śmieje się ze mną. - Niestety, ale sweterków nie mamy, ale perły wracają do mody. Może coś z tego - wyciąga kasetkę z biżuterią z perłami.
Przeglądam wszystko, ale nic nie wydaje mi się wystarczająco wyjątkowe. Próbujemy inne style, różne tworzywa. Wszystko jest marne i po pół godzinie mam się już poddać, gdy mój wzrok pada na skromny złoty naszyjnik z gwiazdką, która, z tego co widzę, otwiera się tak że można coś w niej schować, na przykład małą karteczkę z gratulacjami.
Cóż, może to nie ostatni krzyk mody, ale coś naprawdę wyjątkowego.
- Myślę, że to się nada - mówię do ekspedientki i proszę by zapakowała biżuterię w pudełeczko.
Płacę i wychodzę pospiesznie. Spędziłem w tym sklepie przeszło czterdzieści minut. Mam tylko godzinę na dotarcie do domu, przebranie się i pojechanie do restauracji. Czym prędzej biegnę do metra. Na szczęście mieszkam tylko dwie stacje dalej.
Jestem tak przejęty by zdążyć, że ignoruję nawet bycie macanym przez jakiegoś oblecha. Jednak oddycham z ulgą, gdy opuszczam wagon na swojej stacji.
Jak poparzony wybiegam z podziemi i pędzę do mojego bloku, o mało nie wpadając pod taksówkę.
W mieszkaniu dopadam najpierw do łazienki, a później do szafy. Wyciągam koszulę, o której mówiła Mabel, dobieram do tego ciemne jeansy. Chyba będą pasować. Ubieram się. Z fryzurą już się nie bawię tylko przeczesuję włosy palcami. Ostatnio nie miałem czasu na wizytę u fryzjera i są trochę dłuższe, ale nie dość bym mógł je związać, więc trochę mnie denerwują. Ale już trudno.
Zgarniam portfel i klucze do mieszkania. Do kieszeni kurtki wsadzam pudełeczko z naszyjnikiem. Wychodzę i zamykam mieszkanie. Na ulicy łapię taksówkę.

SOSNY W PEŁNI | [Billdip]Where stories live. Discover now