SIEDEMNAŚCIE

224 33 14
                                    

Michaela

Idę dość szybko, a pamiętam drogę, którą przebyłam z Normą. Jest ciemno, nie mam telefonu ani niczego innego czym mogłabym oświetlić sobie drogę. Ale ze mnie idiotka. Mam ochotę przewrócić oczami, ale jak je zamykam i ponownie otwieram, wtedy już kompletnie nic nie widzę. Od razu za bramą poszłam w prawo, gdyż tam usłyszałam kroki, jednak kiedy zaczęłam biec, nikogo nie było. Dlatego od razu zawróciłam, jednak jest tak ciemno, że nadal idę tą główną ulicą. Chyba.

Trzymam się boku drogi, gdyż pobocze co jakiś czas pokazuje skręt, jednak to nie jest ten, którego szukam. Albo mi się tak wydawało, że to nie ten? Staję na chwilę i próbuję wsłuchać się w otoczenie. Dziewczyny na grillu były bardzo głośno, więc z pewnością bym je usłyszała. Jednak tak się nie dzieje. Do moich uszu dochodzą jedynie dźwięk sowy i jak dobrze pamiętam kojotów. Przez moje ciało przechodzi dreszcz i łapię się dłońmi za ramiona. Pocieram je lekko i odwraca, żeby iść z powrotem, bo możliwe, że przeoczyłam drogę tę drogę.

Robię kilka kroków, gdy słyszę łamanie gałęzi. Moje oczy z automatu zrobią się wielkie jak spodki. Zaczynam biec, cały czas patrząc pod nogi. Nie mam pojęcia, ile przebiegam, ale mam ochotę stanąć i rwać włosy z głowy. Co mi przyszło na myśl, żeby za nią iść?! Jak idiotka! Jedyna moja nadzieja to taka, że Norma zobaczy, iż długo nie wracam z toalety i zacznie mnie szukać. Ale czy już nie minęło sporo czasu?

Księżyc dzisiejszej nocy jest zasłonięty chmurami, dlatego prawie nic nie widać. Dochodzę w końcu do jakiegoś ogrodzenia, przy którym jest drzewo i przy nim przystaję. Biorę kilka uspokajających oddechów i próbuję się rozglądać, czy coś zobaczę. Ale nic. W ogóle nie pamiętam tego drzewa. Ani wtedy co szłam za Kimberly, ani wtedy co z Normą. Gdzie ja u licha jestem?

Zjeżdżam pupą do ziemi i na niej siadam. Robi się coraz chłodniej. Co chwilę oglądam się wokół, gdyż dźwięki, które mi towarzyszą, przystrajają mnie o zawał serca. Podciągam nogi do klatki piersiowej i obejmuję je rękami. Jest mi zimno i co chwilę przechodzi po mnie zimny dreszcz, mimo że mam na sobie długie spodnie i bluzę. Nie ma sensu iść dalej, gdyż nie wiem, gdzie bym zaszła. Może ktoś tędy będzie przejeżdżał? Albo przechodził i mnie zobaczy? Najgorsza wizja to ta, w której muszę tutaj spędzić noc.

Nie mam pojęcia, ile siedzę pod tym drzewem, ale zdrętwiały mi już pośladki i zmarzły dłonie. Mam ochotę się rozpłakać za swoją głupotę. Nade mną latają jakieś dziwne ptaki, które co chwilę kraczą i w tyle zaczynam słyszeć te same odgłosy, co kiedyś w domu. Znowu to te pieprzone kojoty. Jeśli będę tak siedziała, to w końcu do mnie przyjdą i mnie zjedzą.

Podnoszę się i z założonymi rękami na klatce, ruszam wzdłuż ogrodzenia. To na bank musi być czyjąś posesją, dlatego postanawiam przejść przez płot i iść w głąb. Raz kozie śmierć. Już raczej nic gorszego nie może mnie dzisiaj spotkać.

Po dosłanie może kilku krokach wchodzę w coś rzadkiego. Kiedy podnoszę buta i schylam się do niego, myślę, że padnę na zawał ze smrodu, jaki czuje. To było jakieś wielkie gówno.

– Serio?! – krzyczę i patrzę w niebo. – Czym mnie jeszcze ukarzesz?! – Znowu wrzeszczę, a kiedy mój krzyk roznosi się echem, słyszę szczekanie psów.

Przełykam gule w gardle i nagle zrobiło mi się cieplej. Jeszcze tego mi brakowało, żeby zaatakowały mnie psy. Robię szybko tył zwrot i biegnę do ogrodzenia, które jak sądziłam, było nie daleko. Szybko je przeskakuję i przebiegam na ślepo na drugą stronę. Nie zatrzymuję się nawet na chwilę, będąc kompletnie przerażona tą sytuacją.

Przemierzam drogę na oślep, dopóki nie muszę stanąć i nabrać powietrza w płuca. Podpieram ręce o kolana i biorę wielkie hausty powietrza. Po unormowaniu oddechu prostuję się i otwieram szeroko oczy, gdyż nie mogę uwierzyć w to, co widzę przed sobą. Jezioro. Ulga, jaką czuję, jest niewyobrażalna. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym do niego wpadła. Rozglądam się dookoła. To na pewno nie jest farma Normy.

Not Too Late ( Przed Poprawą )Where stories live. Discover now