DWADZIEŚCIA TRZY

258 32 9
                                    

Michaela

Nie wiem, co mnie podkusiło, aby się zgodzić na to spotkanie. Zerkam co chwilę na jego twarz, którą kiedyś uważałam za przystojną i tak się zastanawiam, co ja w nim właściwie widziałam. Facet ewidentnie nie jest w moim typie. Dłuższe ciemnoblond włosy zaczesane na jeden bok. Niebieskie zdradliwe oczy, które są podkrążone, jakby nie spał przez dwa dni. Zadziorny nos, piekielnie pełne usta, które otoczone są kilkudniowym zarostem i sprawny język. Pamiętam, co potrafi nim wyczyniać. Pierdoli bez sensu. Gnida jedna. Nie mam pojęcia, jak ja mogłam kiedyś na niego lecieć. Jak tak teraz na niego patrzę, to w ogóle mnie nie pociąga. Ubrał się w sumie byle jak, a zawsze mi się dostawało za to, że włożyłam bluzę i dresy. Nikt nie może cię tak zobaczyć obok mnie – powtarzał. Zrobią nam zdjęcie i co? Powiedzą, że chodzę z jakąś dresiarą czy co gorsza – z dilerką?

Wzdycham i grzebię w swojej owsiance z owocami. Faktycznie ludzie się zmieniają, ponieważ, gdyby teraz tak do mnie powiedział, wybiłabym mu zęby i kazała spierdalać. Ach, czasami to człowiek jest głupi i zauroczony nie wiadomo czym. Później dopiero sobie uświadamia sobie, jaki błąd w życiu zrobił.

– Micha, słuchasz mnie? – pyta mój towarzysz, a ja unoszę głowę i jedną brew. – Michaela, lepiej?

Kręcę głową i wsuwam w usta ostatnią łyżkę śniadania.

– Nie słuchałam. Aktualnie nadal się zastanawiam, dlaczego ja tu w ogóle z tobą przyszłam. – Odsuwam miseczkę i chwytam swoją kawę, którą kelnerka postawiła mi na stoliku w kubku na wynos, ponieważ od razu powiedziałam, że nie zawitam tu na długo. – Czego ode mnie chcesz?

Mężczyzna wskazuje na kubek.

– Nigdy nie piłaś z papierowego kubka. Twierdziłaś, że kawa traci smak.

– Widzisz, ludzie się zmieniają – posyłam mu kpiący uśmiech. – Oczywiście palanty dalej zostaną palantami i tak dalej, jeśli wiesz, co mam na myśli – kończę mówić, kiedy czuję na prawej stronie twarzy pieczenie. Odruchowo chcę dotknąć twarzy, jednak głos mężczyzny mi przerywa.

– Wiem, że cię zraniłem. Niczego bardziej nie żałuję – mówi z żalem w głosie.

Wybucham nagle śmiechem. Łapię się za serce i wbijam w niego wzrok.

– Myślisz, że ja do ciebie wrócę?! – kpię z niego i odwracam się w stronę drzwi, gdyż cały czas mam uczucie, że ktoś na mnie patrzy. Jednak tylko śmiga mi jakaś postać. Mrużę oczy i rozglądam się jeszcze, ale nikt na nas nie patrzy.

– Co się dzieje?

– Nic – odpowiadam szorstko. – Nie wrócę do ciebie. To chyba jasne jak słońce.

– Nie chcę tego – Unosi dłonie. – To znaczy... Nie powiem, gdyż to, że byłem z tobą, było najlepszym, co mnie w życiu spotkało.

– Daruj sobie. Nie zamydlisz mi już oczu, Justin – sarkam do niego. – Mów, o co chłodzi, ponieważ nie mam czasu. – Zerkam na godzinę w telefonie. – Jak wiesz, on jest cenny i nie każdy na niego zasługuje.

Wzdycha przeciągle.

– Jak pewnie wiesz, ostatnio w mediach nie miałem za ciekawie – zaczyna, ja prycham.

– Nie wiem. Nie było mnie prawie dwa tygodnie w mieście.

– Przecież Internet, gazety i telewizja są wszędzie – burczy.

Wtedy na moim ustach wita lekki uśmiech, jednak nie chcę, żeby Justin pomyślał, że to przez niego został wywołany. Od razu myślami wracam do farmy Normy. Cisza spokój. No może, nie biorąc pod uwagę kur, krów i świń. Szybko maskuję sobie podniecenie.

Not Too Late ( Przed Poprawą )Où les histoires vivent. Découvrez maintenant