3

118 13 6
                                    

Dosłownie nie mógł uwierzyć w to co słyszał. Na własne oczy widział tego dzieciaka, widział jak kobieta z nim stała na pogrzebie, widział jak chłopiec szedł za nią do samochodu, a teraz ta próbowała mu wmówić, że nie wie o czym mówi?! Jego frustracja w tym momencie osiągała poziom zenitu, kiedy to walczył z obojętnością która biła ze strony matki jego dziecka. Stała tam kompletnie obojętna, a jego emocje były dosłownie na granicy rozpaczy.

-Nigdy nawet nie próbowałaś się skontaktować.- jego głos drżał, przez ból który go pożerał, a jego serce było mocno ściśnięte. -Zabrałaś mi te wszystkie lata.-

-To mój syn. Bardzo dobrze zajęłam się nim bez ciebie.- odpowiedź ta była wręcz lodowato obojętna.

-Gdzie on teraz jest? Muszę go zobaczyć.- mówił to z czystym cierpieniem wyrytym na twarzy, jednak jej spojrzenie było stoickie i niewzruszone jego błaganiem.

-Już ze mną nie mieszka. Nie wiem gdzie jest.- tymi dwoma zdaniami sprawiła, że Starka zalała fala zmartwienia.

-C-co to znaczy, że nie wiesz?- zapytał, a w ramach odpowiedzi spotkał się tylko z lekkim wzruszeniem ramion. Właśnie ta wręcz wstrętna obojętność sprawiła, że ciśnienie mu skoczyło. -Jak możesz nie wiedzieć?! To tylko dziecko! Nie starsze niż trzynaście lat! Jak możesz nie wiedzieć?!- jego myśli wirowały w paranoidalnym zamieszaniu. Czuł jakby zaraz miał paść na ziemię i walczyć tam o każdy wdech. Znów na nią o opatrzył, stała tam oparta o framugę drzwi, kompletnie tym nie wzruszona, wzrok miała zimny i pusty. -Co jeżeli coś mu się stało?! Jest gdzieś sam! Samotny! Co jeżeli jest w tarapatach?! Jak możesz do kurwy nędzy nie wiedzieć gdzie on jest?!- jej obojętność okrutnie trwała.

-Nie wiem. Nie śledzę go. To już nie moja odpowiedzialność.- mężczyznę ogarnęła rozpacz, strach przed nieznanym wręcz go pochłaniał.

-To twoje dziecko! Oczywiście, że to twoja odpowiedzialność, jesteś matką!- ich głosy stoczyły się w gorącej kłótni, żadnego z nich nie przejmowało się, że stało na zewnątrz, a przechodzący ludzie co chwilę patrzyli na to co się dzieje. Desperacja i strach Tony'ego kontrastował się z jej chłodem. Podczas trwającego sporu napięcie narastało, a każde z padających zdań sprawiało, że niepokój mężczyzny wzrastał. Domagał się wiedzy na temat tego co się działo z jego synem, gdzie był, z kim i dlaczego nie ma go w jego własnym domu.

-Kiedyś mieszkał z twoim ojcem, ale teraz ponieważ ten już nie żyje, mieszka sam.- wyjawiła, właśnie to sprawiło, że Tony zamilkł. W jego głowie słowa te odtworzone zostały jeszcze kilka razy, bowiem nie był w stanie uwierzyć własnym uszom. Jego oczy rozszerzyły się kiedy w końcu doszło do niego to co właśnie usłyszał, tymi oczami wpatrywał się w kobietę.

-Moim ojcem? Mieszkał z moim ojcem?- zapytał z niedowierzaniem. To nie mogła być prawda. To musiał być jakiś nieśmieszny żart.

-Ta. Twój ojciec go przygarnął. Nie ja go wychowywałam.- waga jej słów uderzyła w niego jak grom z jasnego nieba. Uczucia które odczuwał mieszały się w nim.

-Jak to?- wzruszyła tylko ramionami.

-Twój ojciec przez chwilę odwalał te robotę, później praktycznie sam się wychowywał. To nie była moja sprawa.- nie mógł uwierzyć temu co słyszał. Wyglądało to tak jakby każdy z jego rodziny wiedział o tym, że ma dziecko z wyjątkiem jego samego. Nie rozmawiał ze swoim ojcem bo ich historia była długa i nie ciekawa, ale to nie tak, że nie odebrał by od niego telefonu. Cisza pomiędzy nimi była obustronna, i jego ojciec mógł ją przerwać, jeśli o wszystkim wiedział wystarczył jeden pieprzony telefon.

ShatteredWhere stories live. Discover now