Wariant 1: Adrien wypowiada Życzenie i traci Marinette

208 25 16
                                    

- Przykro mi, ale nie mogę tyle czekać - powiedział cicho. W odpowiedzi usłyszał, jak głośno nabrała tchu. - Jest coraz gorzej. Ojciec... - Adrien tylko pokręcił głową, próbując zebrać myśli i ubrać je w słowa. - Nie jest sobą - powiedział wreszcie. - Zachowuje się jak wariat i chyba... chyba mnie podejrzewa. Boję się, że niedługo znajdzie Miracula. A wtedy... On będzie gorszy, wierz mi - powiedział, patrząc jej wreszcie w oczy. - Nie cofnie się przed niczym, żeby odzyskać mamę. Pogrąży cały świat w chaosie.

- Więc mi je oddaj - poprosiła. - Przechowam je. Gabriel nigdy ich nie znajdzie.

Adrien spojrzał na nią z bolesną wręcz tęsknotą. Zamknął oczy i przycisnął usta do jej czoła. W głębi duszy zawsze wiedział, że to tak się skończy. Że Marinette w tej jednej kwestii go nie zrozumie. Ale czy mógł ją winić? Nie żyła z Gabrielem dzień w dzień. Nie musiała się zmagać z rozpaczą po stracie matki - jedynej osoby, która się o niego troszczyła. Jej życie nie było układane co do minuty. W przeciwieństwie do niego była wolna.

- Nie zasługuję na ciebie - wyszeptał. - Wybacz mi.

Nim zdążyła się zorientować, co właściwie zamierza, już wykręcał jej ręce do tyłu i wyciągał kolczyki z uszu. Była w takim szoku, że ją zaatakował, że po prostu zamarła, a gdy ją puścił, osunęła się na ziemię i tylko na niego patrzyła z jawnym przerażeniem. Adrien odwrócił się do niej plecami, nie mogąc znieść strachu widocznego w niebieskich oczach, które kochał ponad wszystko. Zdawał sobie sprawę, że prawdopodobnie w tym momencie stracił ją na zawsze. Marinette mu tego nie wybaczy. I choć łamało mu to serce, nie mógł się wycofać. Zbyt wiele już poświęcił.

Musiał uratować swoją rodzinę. Mamę. Ojca. Wszystkich. I potrzebował do tego Życzenia.

Drżącymi palcami wsadził kolczyki do uszu, a potem zacisnął w pięść dłoń z Miraculum Kota. Tikki i Plagg zawiśli przed nim bez słowa. Oboje wyglądali na zrezygnowanych.

- Adrien, proszę... - szepnęła jeszcze Marinette.

Wahał się tylko przez sekundę.

- Tikki, Plagg... ujawnijcie się - rozkazał, prostując się pewnie.

Klamka zapadła. Decyzja została podjęta.

Błysnęło jaskrawe światło, znikąd pojawił się wiatr, który omal nie powalił go na ziemię. Z trudem utrzymał równowagę, a gdy podniósł wzrok, jego oczom ukazali się Tikki i Plagg w swoich starożytnych, prawdziwych wersjach. Musiał przyznać, że wyglądali jednocześnie majestatycznie i przerażająco. Oboje mieli skrzydła i po dwie pary rąk, z tym, że Plagg był smoliście czarny z intensywnie zielonymi symbolami na ciele, a Tikki miała czarne nogi i coś, co przypominało czerwono-białą sukienkę z jasnymi skrzydłami.

- Jestem Plagg, Kwami Destrukcji. - Pierwszy odezwał się kwami kota. - Jestem tym, co jest, a czego już nie będzie.

- Jestem Tikki, Kwami Tworzenia. Jestem tym, czego jeszcze nie ma, a dopiero będzie.

Adrien próbował nie pokazać po sobie, jak bardzo jest przerażony tym, co zamierzał zrobić. Tak, był zdecydowany i chciał wypowiedzieć Życzenie, ale w tej sytuacji było coś bardzo niepokojącego i upiornego. Do tej pory chyba w pełni sobie nie zdawał sprawy, kim właściwie są kwami. Widząc ich prawdziwe formy zwyczajnie ogarnął go lęk. Bo co, jeśli go nie wysłuchają? Co, jeśli cena jednak będzie zbyt wysoka?

- Gimmi - powiedział cicho, przypominając sobie imię, które rozszyfrował z Grimoire. - Ujawnij się.

Tikki i Plagg wyciągnęli ku sobie ręce i mocno je chwycili. Chwilę potem znów błysnęło oślepiające światło i cały pokój zmienił się w coś innego, czego Adrien nie potrafił do końca opisać. Wszystko zdawało się tam być, jednocześnie nie będąc. Stał się jakby większy. Nie widział podłogi czy ścian, a jednak stał na czymś stabilnym i nie obawiał się ze spadnie. Nim jednak zdążył uważniej przyjrzeć się otoczeniu, wyrosła nad nim nowa istota, jeszcze większa od prawdziwych form Tikki i Plagga, jaśniejąca i potężna.

Władca CiemWhere stories live. Discover now