Wariant 5: Adrien nie wypowiada Życzenia

291 29 19
                                    

- Ja... - wychrypiał Adrien. - Ja nie wiem...

Słowa Marinette tłukły się mu po głowie. Oczyma wyobraźni widział to, o czym mówiła. Mały, ciepły domek z dużym ogródkiem, w którym rosłyby czerwone róże. Rodzinne fotografie na ścianach ze wszystkich ważnych momentów ich życia. Gromadkę roześmianych dzieciaków, trochę przypominających jego, a trochę ją. Chomika w klatce, kota wygrzewającego się na parapecie i psa merdającego ogonem na jego widok.

I Marinette. Jego Marinette, czekającą na niego wiernie za każdym razem, gdy wracał do domu. Wspólne gotowanie posiłków. Przekomarzania i śmiech. Oglądanie ulubionych filmów na kanapie. Planowanie, gdzie pojadą na wakacje. Sprzeczki nad wyborem imion dla dzieci. Przygotowywanie imprez urodzinowych.

Mógł mieć to wszystko. Wystarczyło, że odpuści i przestanie desperacko ratować matkę. Że pozwoli sobie szukać szczęścia gdzieś indziej. Ale czy mógł być tak naprawdę szczęśliwy, wiedząc to, co teraz wiedział? Mając sposób na wyciągnięcie ręki? Czy nie będzie go dręczyło po nocach, że nic nie zrobił? Czy nie stanie się przez to taki, jak ojciec - zgorzkniały, zły na cały świat i zamknięty w sobie?

Ale nie... Przy Marinette nigdy nie mógłby taki być. Jej dusza płonęła zbyt jasno. Emanowała takim cudownym ciepłem, które rozpraszało najgęstszy mrok. Nawet gdyby pogrążał się w otchłani, ona wyciągnęłaby go na powierzchnię.

- Proszę, Adrien - wyszeptała, ujmując jego twarz w obie dłonie i ciągnąc go w dół, żeby zetknąć się z nim czołem. - Jest tyle różnych rodzajów szczęścia... Wybierz mnie. Wybierz nas. Błagam. - Głos zaczął się jej trząść. - Kocham cię, ale jeśli będziesz dalej to robił, nie wiem, czy dam radę... Nie wiem czy... - chlipnęła. - Proszę cię...

- Nie płacz - szepnął, również przytrzymując jej twarz i składając mnóstwo lekkich pocałunków na policzkach, czole i powiekach ukochanej. Serce mu krwawiło, gdy widział ją w takiej rozpaczy. - Ciiii...

Objęła go za szyję i wtuliła się w niego całą sobą. Adrien przytrzymał ją za tył głowy, wsuwając palce we włosy i obejmując jeszcze mocniej. Zamknął oczy, nawet nie próbując już dłużej powstrzymywać własnych łez. Z jego gardła wyrwał się głuchy szloch i ukrył twarz w szyi dziewczyny, która była całym jego światem. W jednej chwili zwaliło się na niego wszystko, co jej robił. Jak nasyłał na miasto akumy, narażał jej życie i walczył o szczęście, które nawet nie należało do niego. Skoncentrował się na przeszłości i ranił kogoś, kto mógł być jego przyszłością. Co by było, gdyby ją też stracił? Gdyby któraś akuma okazała się być zbyt niebezpieczna? Albo gdyby... gdyby mu nie wybaczyła i odeszła? To w sumie wciąż było prawdopodobne.

- Przepraszam... - łkał. - Przepraszam...

Powtarzał to jak mantrę, jakby tym jednym słowem mógł coś zmienić. Jakby mógł nim wymazać miesiące sprawiania jej udręki i próbowania odebrania Miraculum.

- Już dobrze - próbowała go pocieszyć, czule głaszcząc po głowie. - Wszystko dobrze...

Opierał się na niej prawie całym ciężarem ciała i lekko zaczęły się pod nią uginać nogi, dlatego czym prędzej posadziła go na kanapie i sama zaraz usiadła obok, wciąż mocno go obejmując. Kwami wirowały niespokojnie nad ich głowami, ale milczały, wyraźnie nie wiedząc, co powiedzieć, żeby jakoś pomóc.

- Przepraszam... - powtórzył znowu, niemal zwijając się w kłębek u boku Marinette. - Tak bardzo mi...

- Wiem... - Dziewczyna wciąż przeczesywała mu włosy palcami i składała leciutkie pocałunki na czole. - Oddychaj spokojnie, dobrze? Nic nie mów i tylko oddychaj. Nigdzie nie idę. Jestem tu i nigdzie się nie wybieram.

Władca CiemWhere stories live. Discover now